wtorek, 17 maja 2011

En accipe mihi non prosunt! - rajtaria Denhoffa pod Cecorą w 1620 roku

Ale nie wiadomo z jakich powodów znalazł u nas przyjęcie rodzaj jazdy, który długi czas plątał się wśród wojska naszego, pomimo to, że mieliśmy u siebie podobny rodzaj i nawet doskonalszy od obcego. Mówię tu o rajtarach. Owa opinia, wygłoszona przez Konstantego Górskiego, zdaje się do tej pory rzutować na wizerunek rajtarii w pracach współczesnych polskich historyków, gdzie dokonania tej formacji są pomijane albo bagatelizowane. Na blogu próbuję przybliżyć dzieje tej kawalerii na służbie RON, ukazując że żołnierze ci walczyli w wielu kampaniach, przeciw różnorodnym przeciwnikom, ofiarnie walcząc nawet w przegranych bitwach. Niniejszy wpis, mimo że dotyczy drobnego epizodu i niezbyt liczebnego oddziału, ukazuje właśnie jak rajtarzy potrafili walczyć, u boku swych polskich towarzyszy, do krwawego końca…
W nieszczęsnej wyprawie mołdawskiej hetmana wielkiego Stanisława Żółkiewskiego w 1620 roku, widzimy pośród jego żołnierzy jeden oddział rajtarii. W skład pułku hetmana polnego Stanisława Koniecpolskiego weszło 200 rajtarów, którymi dowodził Herman Denhoff. Był to mąż wielki, w cudzych krajach służył długo, mało co po polsku mówił.  Szemberg, wymieniając ważniejszych oficerów wyprawy, określa go Dynhof rotmistrz nad niemiecką raytaryą. W czasie walk 18 września rajtarzy wsparli pułk lisowczyków, mocno naciskany przez przeciwnika, ale jednak posiłkiem p. Dynhofowej i innych chorągwi poprawił się znacznie. W czasie walnej bitwy 19 września rajtaria, walcząc zapewne w pierwszej linii swojego pułku, ponieść miała ogromne straty. Rotmistrz miał zostać dwukrotnie postrzelony w szyję, zachęcał jednak swych żołnierzy do walki, nie pierwej nieprzyjacielowi ustąpił, aż ze 200 żołnierza swego, samo 15 albo 16 został. Co prawda straty podane przez Szemberga wydają się szokująco wysokie, oznaczałyby bowiem de facto zagładę chorągwi, pokazują nam jednak, jak dzielnie oddział ten stawał w toku bitwy. Resztki chorągwi walczyły potem w obronie taboru, cofającego się spod Cecory. To właśnie spieszonych rajtarów, na czele z Denhoffem, widzimy w osłonie hetmana Żółkiewskiego, gdy tabor został rozerwany a Tatarzy uderzyli na rozproszone wojsko polskie. [Hetman] z mężnym kawalerem Hermanem Denhoffem (…) a dziesiątkiem żołdaków Denhoffowych(…) odstrzeliwał się, owi mu też dobrze pomagali. Rotmistrz rajtarski został jednak po raz kolejny postrzelony, tym razem w nogę. Kiedy padł na ziemię, wyciągnął z kieszeni mieszek z kilką set czerwonych złotych i rzucił go Zbigniewowi Silnickiemu, mówiąc En accipe mihi non prosunt! [Weź je, mi nie przyniosą żadnego pożytku!]. Zapewne niedługo potem Tatarzy ogarnęli grupę rajtarów, do końca broniących swego rotmistrza…

6 komentarzy:

  1. Hey,
    a ta ilustracja to mi dziwna si wydaje: jezdziec dzierzy muszkiet chyba lontowy niby u dragona, dwa pistolety w olstrach niby u kirajsera/rajtara, helm niby u dragona, ale ma ostrogi na butach??

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest arkebuzer zachodnioeuropejski - czyli gentelman który starał się trzymać z dala od walki i strzelać z wysokości siodła ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Te pistolety na ilustracji to półhaki?
    Zawsze wydawało mi się że że "te dłuższe pistolety" to tak naprawdę arkebuzy w olstrach, a półhaki są nieco krótsze, i da się z nich strzelać z jednej ręki. Ilustracja rzeczywiście dziwna, bo ten "arkebuz" (czy karabin) jest jakby za długi.
    Ehh myślałem że dużo wiem o wojskowości :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nikt nie zaprzeczy że owe heroiczne wyczyny denhoffowych rajtarów wprowadzają w nastrój podniosły i budujący dla żołnierza albo dla kogoś kto chętnie stałby sie nim czytając takie rzeczy ;D Miały służyć w duchu czasów dawniejszych bynajmniej nie absolutnej rzetelnosci relacji choć z palca tego za pewne nie wyssano a zbudowano na jakimś tam fakcie - np takim ze denhoffowi za szybko nie pierzchali. Jesli wiec autor chcial potomnym dać budujący przyklad to nie z tych którzy odmawiali rozkazów albo pierwsi z byle powodu wpadali w popłoch tylko własnie na podstawie "jakiegoś tam faktu". Model klasyczny - jak plutarchowi Spartanie i inni "mężni mężowie" uswietniający pamiec czynów godnych epitafium Symonidesa. Takie rzeczy zawsze trzeba brac przez pewnego rodzaju "filter faktu". O podobnej pogardzie śmierci rajtara mozna bylo czytywac ze źródel zachodnich. Tym wieksze uznanie dla Szemberga i cytujacego za niezmordowane "przekopywanie" źrodel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście że nader często opisy heroicznych wyczynów żołnierzy, niezależnie od epoki, to zabieg propagandowy, jednak jak dobrze się to czyta :) Tym bardziej że zapis dotyczy klęski naszej armii i śmierci jednego z naszych najsłynniejszych XVII-wiecznych wodzów. Notkę zacząłem zresztą nieprzypadkowo od cytatu z Górskiego - jednym z moich głównych założeń na blogu jest pokazanie że oddziały cudzoziemskie, takie jak rajtaria, dragonia i piechota - niesłusznie cieszą się złą sławą, pozostając w cieniu naszych formacji narodowych.

    OdpowiedzUsuń
  6. "nie pierwej nieprzyjacielowi ustąpił, aż ze 200 żołnierza swego, samo 15 albo 16 został"

    Tylko, że to wcale nie znaczy, że reszta poległa, interpretacji może być więcej, np. że reszta uciekła, a sam rotmistrz ustąpił gdy zostało przy nim tylko 15 lub 16.
    Zresztą wziąwszy pod uwagę ogólne staty polskie w tej bitwie (19 września) na poziomie 300-350 zabitych ( z jeńcami z taborku i może rannymi do 800) ta interpretacja lepiej pasuje.
    Pozdrawiam
    Marek

    OdpowiedzUsuń