sobota, 27 września 2014

Kircholm po francusku

Wypadłoby coś rocznicowo skrobnąć, wszak dzisiaj rocznica bitwy pod Kircholmem. Zrobię sobie więc autoreklamę, a co. W 116 numerze francuskiego magazynu gier planszowych Vae Victis ukazała się gra 'Kircholm 1605' autorstwa Florenta  Coupeau. Miałem przyjemność wymienić z Florentem kilka maili i nieco pomóc z historyczną stroną gry, zwłaszcza w kontekście armii hetmana Chodkiewicza.


Jako że Florent był także zainteresowany artykuł historycznym, który mógłby przybliżyć francuskim graczom i czytelnikom dosyć egzotyczną dla nich wojnę w Inflantach, była to dla mnie szansa debiutu w nowym języku. Napisałem więc kilkustronicowy artykuł w języku angielskim, który Florent (merci!) przetłumaczył następnie na język francuski. Mam nadzieję,  że wyszło to dobrze :)
Troszkę mi redakcja zmieniła nazwisko, ale jakoś przeżyję, Wyszło z tego niecałe sześć stron, suto okraszonych ilustracjami. Mam nadzieję, że chociaż w ten sposób udało się przybliżyć chwalebne zwycięstwo armii polsko-litewsko-kurlandzkiej (nie zapominajmy o rajtarach!) nad Szwedami.

piątek, 26 września 2014

Proboszcz po rajtarsku


Miała być kontynuacja tatarskich przygód hetmana Zamoyskiego z roku 1594 (i to wczoraj…). Zamiast tego, przypadkiem trafiłem na kolejny fragment o rajtarach, którzy zawsze będą mieli pierwszeństwo na blogu. Pisałem już kiedyś o pomysłach biskupa Wereszczyńskiego z 1597 roku (dokładnie rzecz biorąc w tym i tym wpisie), tym razem pora na kolejnego przedstawiciela wojowniczego duchowieństwa. Ksiądz Piotr Grabowski, proboszcz parnawski, opublikował 23 września 1595 toku swoje Zdanie Syna Koronnego… w którym planował zebranie regularnej armii i pospolitego ruszenia przeciw Turcji. Dwa lata później biskup ściągnął to i owo z jego pomysłów…  Od czasu do czasu wrzucę coś z zapisków krewkiego proboszcza, na pierwszy ogień rajtaria:

Ich mości panów duchownych prosić, aby też i ci z łaski swej, w jawnem niebezpieczeństwie ojczyzny swej, zwłaszcza przeciw poganom, do wyprawy przyłożyć się chcieli; a ci niechby rajtarskim bojem poczty swe stawili; Ich mości też książąt pruskiego i kurlandzkiego prosić, aby też rajtarskiemi poczty z łaski swej na pomoc przybyli, ku tym szlachta niemiecka, pruska i liflantska [inflancka – K.] niechby i ci rajtarsko stanęli, zkądby było rajtarskiego boju w wojszcze dostatek.

Oprócz tego ksiądz Grabowski planował - w składzie 10 000 żołnierzy opłaconych z poboru, których 'korpus' przez cały rok z pola nie zjeżdżał - kolejnych 1000 rajtarów. Jak widzimy ‘niemieccy’ lennicy Rzplitej mieli w ramach swoistej specjalizacji wystawić właśnie rajtarię, co oczywiście nie dziwi, ale akurat takiego fana tej formacji jak ja bardzo cieszy. 

środa, 24 września 2014

Jak pan Jan z Tatary wojował - cz. I


Dziś epizod tatarski z początków panowania Zygmunta III – a dokładnie pierwsza z trzech jego części. Jakoś zapominam często, że panowanie tego monarchy to nie tylko XVII-wieczne wojny. Na początku 1594 roku hetman Jan Zamoyski, spodziewając się najazdu tatarskiego, miał ostrzegać starostów nadgranicznych aby się na baczeniu mieli, a w piechotę się przyczyniali, drogi co najlepiej opatrzyli. Co prawda apel o zaciąganie piechoty w obliczu ataku ordyńców wydaje się co najmniej dziwny – gdzież tam hajdukowi ścigać śmigłe koniki tatarskie – jednak hetman uzasadniał swój rozkaz. Że gdy się mocą Tatarowie przez góry przedrzeć chcieli by; w ciasnym gdzie miejscu zastąpiwszy dało się im wstręt. Zamoyski apelował też do senatorów, przede wszystkim z Małopolski, by szlachtę napominali y ostrzegali, a na wypadek ataku nie lenili się z chęci swy służyć Oyczyźnie.
Mimo ostrzeżeń atak, który nastąpił w lipcu, był zaskoczeniem. Tatarzy wdarli się na Pokucie łatwie swego dokazali, y tam szkody niemałe y mordy w ludziach poczyniwszy. Ich łupem padło kilka miasteczek, dopiero w Czecybieszach (?) stawiła im opór w zameczku grupa Polaków. Jakub Potocki herbu Pilawa, z Jakubem Korycińskim herbu Topór, y z Sczukiem też herbu Topór, mieli więcej niż do sta człeka. Obrońcy stawiali zacięty opór, w licznych wycieczkach szarpiąc nadciągających ordyńców. Niestety, na miejsce starcia dotarł wreszcie wszytek kosz tatarski. Atakujący Tatarzy zapaliwszy miasteczko pod dym do samego zamku przyszli; y podszańcowawszy się blisko strzelali bez przestanku do zamku tak z łuków iako z ruśnic, bo mieli Janczary z sobą. To ciekawy opis, można bowiem wywnioskować z niego o skali tatarskiej wyprawy – piechota chańska nie brała udziału w byle rajdzie.
Niestety w zameczku zapaliła się beczka prochu, w eksplozji miał ucierpieć Potocki, którego eksplozja gwałtem wyrzuciła. Pożar był sygnałem dla ordyńców: dopieroż Tatarowie szturmować do zamku posziadawszy z koni, y już się byli w przygródek wdarli. Polacy nie mieli innego wyjścia: przetoż Potocki y Koryciński, y Szcuczki, wpadwszy z kilkudziesiąt osób na konie: a drudzy spieszywszy się dali im bitwę wręcz: y tak przełomowiszy się gwałtem wielkim przez nie, niektórzy, zwłaszcza konni uszli ku Niestrowi. Straszne to musiało być starcie, z płonącym zameczkiem i miasteczkiem w tle…
Orda ruszyła dalej, rozpuszczając czambuły i niszcząc kolejne miejscowości. Nadciągał już jednak hetman wielki koronny Jan Zamoyski na czele zebranych wojsk, jego strażą przednią dowodził zaś hetman polny Stanisław Żółkiewski. A jak im szło gromienie Tatarów – o tym jutro.

wtorek, 23 września 2014

Piechoty natomiast mało mamy...


Szymon Starowolski i opisy jego autorstwa już kilkakrotnie gościły na blogu. Dziwnym jednak trafem, zapomniałem o fragmencie będącym ogólnym wstępem do charakterystyki armii polskiej. Pochodzi on z dzieła  Polska albo opisanie… po raz pierwszy wydanego w 1632 roku. W bardzo interesujący sposób mistrz Szymon kreśli tu wizerunek naszej armii, podkreślając specyficzny charakter i strukturę polskiej wojskowości w tym okresie:

Poprzestając na swoich posiadłościach, nigdy wojen najeźdźczych sąsiadującym z Polską narodom nie wydajemy, o ile przez nich pierwej siłą nie jesteśmy sprowokowani, a i to raczej w celu pomszczenia krzywd i odzyskania zagarniętych ziem niż dla zajęcia ich posiadłości i władania nimi. Dlatego także i wojsko nasze bardziej do obrony ojczyzny przysposobione mamy, niż do zdobywania miast cudzoziemskich i potężnych warowni, jakimi sąsiedzi nasi granice swoje przed nami zabezpieczają. Stąd też wojsko nasze po większej części z jazdy się składa, którą prawie wyłącznie szlachta stanowi, i służy do wypadów na otwartym polu, by, postępując naprzód, stawić nadciągającemu nieprzyjacielowi czoła pierwej, nim w granice nasze wejdzie.
Piechoty natomiast mało mamy, i tę w całości z chłopów, powoływanych nie tak do boju, jak do prac obozowych, a więc, oczywiście, do kopania fos i sypania szańców, wznoszenia wałów, budowy mostów, równania dróg, transportu taboru wojennego i armat oraz na koniec do pełnienia straży w samych obozach. Jeśli przeto zdobywanie jakiegoś miasta podejmujemy, wtedy zaciągamy z Niemiec albo Węgier najemnych piechurów, którzy są sprawniejsi od naszych.

W jeździe natomiast zawsze zadowalamy się naszymi, którzy, jeśli powszechnym zarządzeniem ze wszystkich prowincji do obrony ojczyzny są wezwani, nie mają obowiązku iść dalej niż pięć mil poza granice Królestwa. Jeśli zaś potrzeba iść dalej, tedy natychmiast na sejmach, które zawsze wojnę poprzedzać powinny, postanawiamy werbunek żołnierzy pieniężnych. Żołnierze tacy, zwłaszcza zwerbowani ze szlachty, w bitwach bywają zazwyczaj tak mężni, że nawet w największych niebezpieczeństwach nie poddają się i ducha nie tracą, a że zuchwale z losem swym igrać przywykli, na najsilniejsze wrogów wojska ze szczupłą swoich garstką wychodzą w pole i najczęściej zwyciężają. 

środa, 17 września 2014

Chorągwie kozackie trzy, każda po sto koni.


Dzisiaj wpis krótki, acz treściwy - bo można w nim znaleźć aż trzy listy przypowiednie. Pochodzą one z 20 września 1633 roku, a wystawił je w obozie pod Smoleńskiem sam król Władysław IV. Dotyczą one ciekawego zjawiska: trzy dotychczas będące w służbie chorągwie (dwie hetmana Krzysztofa II Radziwiłła i jedna rotmistrza Dawida Konstantynowicza Południewskiego) skończyły w tym miesiącu służbę i groziło im rozpuszczenie - tego dotyczy określenie o abdankowaniu. By, w toku wciąż trwającej wojny, nie stracić doświadczonych żołnierzy , król wyznaczył trzech nowych rotmistrzów do dowodzenia chorągwiami, wydając im listy przypowiednie na 100-konne roty. Niestety w listach brak (ze zrozumiałych względów) informacji o wyposażeniu oddziałów, za to można znaleźć wzmiankę o żołdzie.




niedziela, 14 września 2014

Malarze znani i nieznani - cz. LXI


Wracamy do blogowania i do bodaj najdłuższego cyklu w tym internetowym zakątku. Za (nieświadomą) inspirację podziękowania dla Tomasza Rejfa!
Dario zamieścił kiedyś na swoim blogu bardzo ciekawy obraz autorstwa Philipsa Wouwermana (Wouwermansa) przedstawiający prawdopodobnie starcie szwedzko-polskie w czasie "Potopu". Okazuje się jednak, że i brat Philipsa - Pieter (1623-1682) "popełnił" ciekawą pracę w której możemy się doszukiwać polskich inspiracji. Na stronie galerii Jean Mousta  można znaleźć serię zdjęć owego płótna, znanego jako 'Starcie kawalerii' lub 'Polska potyczka'. Przyznam szczerze, że sama treść obrazu jest mocno konfundująca i nie wiem co o niej myśleć. Stąd też bardzo różnorodne tagi dodane do tego wpisu.
Po lewej stronie widzimy oddział piechoty zachodnioeuropejskiej, odpierający atak karakolującej rajtarii.

Wszyscy strzelcy wyposażeni są w hełmy, co wskazywałoby raczej potyczkę z pierwszej połowy XVII wieku. Strzelają dwa pierwsze szeregi, uzbrojone w lekkie muszkiety lub arkebuzy (aż się prosi o określenie 'caliver', ale brak dobrego polskiego odpowiednika); gdzieś z tyłu mamy także pikinierów. Niestety zarówno sztandar trzymanego przez pieszego chorążego jak i leżący na pierwszym planie na ziemi niewiele wnoszą w kwestii identyfikacji.
Atakująca rajtaria strzela z arkebuzerów, chociaż jeden z kawalerzystów na dalszym planie wydaje się już walczyć wręcz. Konni mają na sobie kolety, pierwszy z atakujących, a także jeden z zabitych napierśnik i naplecznik. Szyszaków brak, na głowach kapelusze.
Druga część obrazu, która dała podstawy do 'polskiej' interpretacji, to walka kawalerzystów.

Jeden (już) poległy i jeden (wkrótce) poległy rajtar (chorąży) walczą tu z dwoma jeźdźcami 'w typie wschodnim'. Pierwszy z atakujących, ubrany na czerwono jak Polacy na obrazie Philipsa, uzbrojony jest w bandolet i dosyć dziwną włócznio-piko-rohatynę  - zdaje się, że Pieter nie był do końca pewien co maluje.  Drugi napastnik dobywa szabli. Obydwaj siedzą na czaprakach z futra jakiegoś egzotycznego kota, brak tam także olstrów z pistoletami.
Ostatnia część obrazu to konny trębacz i rajtar ze zdobycznym sztandarem piechoty.

Trębacz ubrany oczywiście, jak nakazuje tradycja, strojnie, wyraźnie wybija się na tle innych rajtarów. Po jego prawej stronie widzimy rajtara uwożącego zdobyty na piechurach sztandar (wystarczy porównać wielkość flagi z kornetami jazdy).

Przyznam szczerze, że jestem w kropce jeżeli chodzi o ten obraz. Moja pierwsza myśl kierowałaby się do jakiegoś starcia z Wojny Trzydziestoletniej, a 'wschodni' jeźdźcy w takim ujęciu to Chorwaci bądź Węgrzy. Jakoś trop polski zupełnie mi tu nie pasuje. Mam nadzieję, że uda się na ten temat podyskutować z Czytelnikami, serdecznie zapraszam!

wtorek, 9 września 2014

Blogowy powrót do życia



Powoli ładuję baterie po zakończeniu Kickstartera OiM, oj działo się - udało się przekroczyć próg 55 000 funtów. Pracujemy teraz nad zakończeniem książki, mam nadzieję, że przypadnie ona do gustu Graczom. "Potop" będzie też niezwykle interesujący dla miłośników XVII-wiecznej historii, dzięki wspaniałej pracy Marcina Sowy po raz pierwszy w języku polskim będzie można znaleźć mnóstwo szczegółów na temat siedmiogrodzkiej wojskowości w tym okresie.



Przy okazji Kickstartera udało się także 'załapać' na kolejny tytuł, który będziemy przygotowywać w ramach OiM. Będzie to dodatek zatytułowany 'Armie Ogniem i Mieczem'. Znajdą się w nim wszystkie do tej pory dostępne na stronie OiM pdfy z historycznymi podjazdami, dywizjami i armiami; niektóre całkiem mocno zmodyfikowane i rozszerzone.  To oczywiście nie wszystko - Gracze znajdą tam też nowe, dotychczas niepublikowane materiały: podjazdy, dywizje a pewnie i armie. Kto wie, może i coś więcej? W końcu ma tego być circa 250 stron. Wstępne prace już trwają, udało mi się znaleźć kilka historycznych perełek do tej książki. Efekt naszej bazgraniny (tak w języku polskim jak i angielskim) będzie można przeczytać w przyszłym roku, wstępny plan wydawniczy to lato 2015.
A już niedługo powrót do historycznych wpisów...