poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Blogowa przerwa 2019



W blisko dziesięcioletniej historii tego bloga miałem już kilka dłuższych przerw. Przyczyn były różne – od problemów zdrowotnych po zwykłe „zmęczenie materii” – zawsze jednak udawało się pozbierać do kupy i wrócić do pisania. Przyszła pora ogłosić kolejną taką przerwą, tym razem dość konkretną, bo do końca tego roku. Główne przyczyny są dwie.  Z jednej strony znów daje o sobie znów znać „zmęczenie materii”, kilka razy złapałem się ostatnio na tym, że przygotowałem wpis o czymś co już mam na blogu – jak widać sam już nie do końca pamiętam co przez te wszystkie lata zamieściłem. Z drugiej strony mam kilka projektów pochłaniających dużo czasu nad klawiaturą, nad którymi muszę się skoncentrować w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Nie chce zdradzać czego dotyczą, bo poprzednie przechwałki dotyczące ambitnych planów zawsze kończyły się niepowodzeniem, lądowały w szufladach i nic z nich nie wychodziło – odrobiłem pracę domową i tym razem będę się chwalił dopiero jak już będzie czym…

Przerwa będzie miała jednak nieco inną formę, bo mam od pewnego czasu dość dobrze działającą stronę na FB, a wiadomo jak takie strony szybko znikają z horyzontu jeżeli nic się tam nie dzieje:

- na blogu praktycznie nie będzie nowych wpisów, od czasu do czasu może się jednak pojawić jakaś recenzja czy ogłoszenie (zwłaszcza jeżeli któryś z projektów w które jestem w ten czy inny sposób zaangażowany ujrzy światło dzienne)

- na FB bardzo ograniczę liczbę ‘albumów’ z obrazami/ikonografią które tak lubię tam zamieszczać. Poszukiwanie i przygotowanie takich materiałów jest dość praco- i czasochłonne, stąd nowości będzie o wiele mniej

- wciąż na FB będą się zmieniały zdjęcia w tzw. ‘cover picture’, bo to zawsze generuje ruch na stronie, a przy okazji pozwala mi zamieszczać sporo ciekawych materiałów

- od czasu do czasu będą zapewne pojawiały się na FB jakieś nowinki, typu ‘ech, Kadrinazi znowu się chwali nową książką’. Jak się uda, będę też tam uchylał rąbka tajemnicy dotyczącej owych ‘projektów’

- wciąż można się ze mną kontaktować przez prywatne wiadomości na blogowym FB, skrzynka będzie monitorowana

Pozdrawiam,
Michał ‘Kadrinazi’ Paradowski

niedziela, 11 sierpnia 2019

Milagro de Joannes



Cud pod Empel to epizod z Wojny Osiemdziesięcioletniej, wydaje się jednak że wieści o tym wydarzeniu były znane i w Polsce. Oto bowiem blisko sto lat później po bitwie pod Empel, kiedy to armia Jana III Sobieskiego maszerowała na Wiedeń, miał miejsce praktycznie identyczny przypadek, także dotyczący obrazu przedstawiającego Marię Matkę Niepokalanego Poczęcia. Oddajmy zresztą głos naocznemu świadkowi, Mikołajowi Dyakowskiemu:




środa, 7 sierpnia 2019

Z gdańskiej księgi horroru – odsłona piąta



Teraz to dopiero powieje grozą, Charles Ogier przytoczy bowiem straszliwą historię sekty magów, która onegdaj terroryzowała wioski między Elblągiem a Gdańskiem. Oczywiście musi to być powiastka prawdziwa, wszak opowiadał to Francuzowi poważny mieszczanin gdański, człek bystry i wnikliwy.
Dodał przy tym, że on i jego sąsiedzi, którzy pod Elblągiem mieli pewne posiadłości, domy i grunty wiejskie,  zaznali wielu szkód od czarowników. Uśmiercili oni przeszło 4 tysiące krów i wołów, i to nie trucizną, żelazem czy innymi wynalazkami człowieka, lecz diabelskimi czarami, także że bydło to, całkiem przedtem zdrowie i silne, w jednej chwili popadało. Kiedy zaś rozpłatano ciała tych zwierząt, nie znaleziono w nich ani jednej całej lub nie pokruszonej kości. Co dziwniejsze i sprzeciwiające się naturalnemu porządkowi rzeczy, kości te były popękane wzdłuż, a nie złamane w taki sposób, jak łamie się kij czy kość. Ciągnęły się w tych wsiach podobne zbrodnie bez mała lat trzydzieści[1], aż wreszcie siedmiu czarowników zapłaciło za to głową. Przyznali się wobec sędziów, że to demony przywiodły ich do takich złych czynów, i że to demony przymuszały ich, by tę lub inną zbrodnię popełnili. Jeżeli zaś czasami nie odważyli się ich dokonywać na swoich sąsiadach – z lęku przed narażeniem się na podejrzenia lub zarzuty – to niejednokrotnie nakazywali złym duchom własne bydło wytracać, gdyż w przeciwnym razie sprowadzały na nich przeróżne udręki.
Z dalszej rozmowy Ogier dowiedział się, że większa część sekty czarowników składała się z luteranów, którzy się tych sztuczek wyuczyli od dwóch anabaptystów przybyłych z Holandii. Jak widać mieliśmy własne Salem, ciekawe czy są ślady źródłowe owych procesów ‘magicznej siódemki’?




[1] Ogier spisywał to w 1636 roku, więc zapewne chodzi o okres od początku XVII wieku.

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Misiurki u pasa zawieszone




W dzisiejszym wpisie pochodzący z Reformacyi obyczajów Szymona Starowolskiego  przytyk w stronę magnatów i szlachty, dotyczący nadmiernej ‘militaryzacji’ ich służby. Interesująca jest zwłaszcza notka dotycząca anonimowego magnata, który po 1621 roku przybył ze swoimi przybocznymi do Warszawy –ciekawe kogo Starowolski miał na myśli?





sobota, 3 sierpnia 2019

Barwa gwardii JKM – cz. XIV



Osiem lat temu zamieściłem na blogu notkę dotyczącą oddziałów saskich towarzyszących Augustowi II w jego wjeździe do Warszawy w styczniu 1698 roku. Tym razem cofamy się do lata 1697 roku, kiedy to król elekt bawił w  Krakowie. Oczywiście nie mogło tam zabraknąć jego saskich gwardzistów, których tak miał opisać naoczny świadek:
Przyszły z królem JMścią trzy tysiące Rajtaryi wybornej, dwa tysiące piechoty i przy niej 20 dział polnych. Rajtarya na koniach bardzo dobrych, każdy może być płacony tysiącem złotych.
Mamy też nieco dokładniejszą informację, dotyczącą prawdopodobnie drabantów, którzy w pewnym momencie towarzyszyli królowi w drodze do kościoła św. Bernardyna na Stradomiu:
Rajtaryi kornet w karmazynowych płaszczach ze szpadami, drugi zaś w łosich skórach [koletach] na których zbroje mieli,  z karabinami jechali.


czwartek, 1 sierpnia 2019

Hetman nad żywnością



Hiszpańskie oblężenie Bredy w latach 1624-1625 było ogromnym przedsięwzięciem logistycznym, gdzie jedną z głównych bolączek było wykarmienie armii. Stefan Pac, który w 1624 roku towarzyszył królewiczowi Władysławowi Wazie wizytującemu obóz hiszpański, zwrócił uwagę na ten aspekt zaopatrzenia armii, tak oto komentując dostarczanie żołnierzom chleba:

Jechaliśmy potem widzieć prowizyją żywności, gdzie na każdy dzień 17 000 chlebów pieczono, które żołnierzowi w pieniądzach dawano. Tamże było 8 browarów wielkich, co w nich ustawicznie piwo warzono na żołnierza, a piece żelazne za obozem zawsze jeździły dla pieczenia chleba. Jaki tam około tego porządek, zdziwić się trzeba było. Starszy nad tą żywnością był człowiek zacny, co go Hiszpani zowią general de los biuzes, jakoby hetman nad żywnością. Ten zaś miał pod sobą oficyjały, którzy ad amusim porządek ten w zasięganiu i rozdawaniu na wojsko tej żywności odprawowali, wszystko ludzie roztropni i stipendiati.