wtorek, 31 października 2017

Dyscyplina na modłę polsko-moskiewską


Kilkakrotnie cytowałem na blogu fragmenty ze wspomnień Samuela Maskiewicza, zwłaszcza z okresu jego pobytu w Moskwie. Tym razem notka dotycząca skazania na karę śmierci jednego z pocztowych husarskich za, jakbyśmy to ujęli w dzisiejszej terminologii, obrazę uczuć religijnych.

Trafiło się też będąc na straży u jednej bramy rota Marchockiego[1], w której na poczcie towarzysza jednego był niejakiś Bliński, tenże upiwszy się strzelił kilkakroć do obrazu Najświętszej Panny, który był na tej bramie w murze wymalowany, o co skarga przyszła przed pana Gąsiewskiego od bojar. Osądzonoć go w kole na śmierć; i tak ręce poucinawszy na stos drew przed taż bramą złożony; włożono go na ogień i spalono.

Egzekucja wielce brutalna, miała zapewne mieć podwójne znaczenie: z jednej strony odstraszyć żołnierzy od podobnych zachowań, z drugiej pokazać mieszkańcom miasta że polski garnizon bardzo poważnie podchodzi do swojej zadania i jego dowódca egzekwuje dyscyplinę wśród swoich podkomendnych. Wydaje mi się, że nie bez znaczenia był fakt, że rzecz dotyczyła ‘tylko’ pocztowego’ – koło wojskowe mogłoby nieco przychylniejszym okiem spojrzeć na całą sprawę, gdyby był w nią zaangażowany towarzysz.



[1] Chorągiew husarska Mikołaja Marchockiego. 

wtorek, 24 października 2017

Zwycięska (acz ostatnia) bitwa admirała Jacoba


Dzisiaj rzadka wyprawa blogowa na morze, ale okazja ku temu dobra – zawsze bowiem chciałem napisać o pewnym artefakcie, a i data bliska memu sercu. 25 kwietnia 1607 roku w bitwie morskiej pod Gibraltarem, flota Zjednoczonych Prowincji zadała dotkliwą porażkę Hiszpanom. Nad samą bitwą nie będę się rozwodził, można o tym poczytać online, chciałem się jednak przyjrzeć jej jednemu epizodowi. Holendrami dowodził znany podróżnik i oficer Jacob van Heemskerk. Na swoim flagowcu Aeolus zaatakował hiszpański galeon San Augustin, flagowy okręt admirała Juana Alvareza de Avili. Obydwaj dowódcy zginęli w toku starcia, co ciekawe – van Heemskerk poległ zaraz na początku bitwy, kiedy to hiszpańska kula armatnia zgruchotała mu lewą nogę.

Wdzięczni rodacy uhonorowali admirała, składając go do grobowca w słynnym Oude Kerk w Amsterdamie. Zbroję którą nosił w czasie bitwy zawieszono nad monumentem w kościele, a po pewnym czasie trafiła ona do Rijksmuseum, gdzie można ją podziwiać do dziś. Jest to ciekawy przykład na to, w jakim rynsztunku stawali do bitwy morskiej tacy oficerowie jak van Heemskerk. Charakterystyczny jest brak lewego nabiodrka (cuisse), zgruchotanego w momencie trafienia kulą armatnią. Wraz ze zbroją zachował się i miecz admirała, który także trafił do zbiorów muzeum. 



poniedziałek, 23 października 2017

Polacy pana Jana


Jan Luyken i jego dosyć dziwne przedstawienie wojsk polskich już kiedyś gościło na blogu. Znalazłem jednak kolejne dzieło tego artysty, także i to powstało w 1698 roku. Ma ono przedstawiać Katolickich Polaków na pogrzebie w kościele Riddarholm w Sztokholmie w 1593 roku. To żołnierze którzy przybyli latem 1593 roku z Zygmuntem III do Szwecji. Polski król pojawił się tam w związku ze śmiercią swojego ojca, Jana III – jako najstarszy syn chciał bowiem zagwarantować sobie utrzymanie szwedzkiej korony. Ukazani tu Polacy wyganiają z kościoła Szwedów, ‘anektując’ świątynię na czas pogrzebu, niestety nie wiem kim miałby być ów zmarły. Futrzane czapy, specyficzne stroje i szable podkreślają tu odmienność przybyszów, skontrastowanych  z uciekającymi szwedzkimi protestantami. 

sobota, 21 października 2017

Na ćwiartowanie skazany


Kilkakrotnie pisałem o przykładach skazywania w XVII wieku polskich i litewskich żołnierzy na karę śmierci. Kolejny przykład tym razem z roku 1651, z armii litewskiej pod komendą – słynącego z ciężkiej ręki – księcia Janusza Radziwiłła.
W drugiej połowie marca w obozie pojawiła się tatarska chorągiew dowodzona przez Karacewicza. W czasie jej popisu tatarskiego pacholika, który garbarza pana na ten czas swego w Wilkiej zabiwszy, do Tatarzyna [w] chorągwi tej Karacewiczowej towarzysza przysłał[1] (…) poznano i za warte wzięto[2]. Ów pacholik, zwany Sawicki, został postawiony przez sądem hetmana. Oskarżony dobrowolnie[3] przyznał się do zabicia pana swego i został skazany na karę śmierci poprzez ćwiartowanie. Co prawda nie znalazłem informacji o tym, czy wyrok faktycznie wykonano, biorąc jednak pod uwagę, że chodziło o pacholika a nie o towarzysza, trudno zakładać by koło wojskowe upomniało się o los Sawickiego.



[1] Wydaje mi się, że jednak w oryginalnym zapisie mogło być słowo ‘przystał’, co niejako wynika z całego ciągu zdania – że oto pacholik najął się na służbę u jednego z towarzyszy w chorągwi Karacewicza.
[2] Zaaresztowano.
[3] Taaa, znamy te dobrowolne metody przyznawania się do winy. 

czwartek, 19 października 2017

Szkocki pułkownik na gdańskim koniu



Kilka tam temu popełniłem krótki wpis o szkockim regimencie Stewarta, służącym w armii Gdańska w wojnie ze Stefanem Batorym. Dziś znalazłem ciekawy zapisek źródłowy, jako uzupełnienie tego wpisu. To informacja o tym, jak Stewart o mały włos wpadłby w ręce Polaków w czasie tego konfliktu:

Tej soboty, 7 grudnia 1577 [roku] szkocki pułkownik, przystojny i budzący podziw wojownik królewskiej krwi, wyjechał poza miasto na przejażdżkę na swoim dopiero co zakupionym koniu, by poćwiczyć go naprzeciw wzgórz nieopodal miejskiego placu ćwiczeń [dla milicji]. Kiedy jednak nieprzyjaciel [tj. Polacy] spostrzegł go, natychmiast ruszył zza swych pozycji, chcąc go pochwycić. Pułkownik wraz ze swymi ludźmi, szybko uciekli w stronę Kościoła Świętego Ciała, gdzie znaleźli się pod osłoną [miejskich] dział i przeciwnik nie śmiał ich [dłużej] ścigać.

wtorek, 17 października 2017

Chorągiew wyborna (ale spośród zapasowych)


Znalazłem bardzo ciekawy cytat[1] dotyczący sztandaru przekazanego wolnym Kozakom w Carstwie Moskiewskim. Flagi były wszak ważnym symbolem, nic więc dziwnego, że darowując takową kozackiemu „hetmanowi” starano się go sobie zjednać:
Roku 7140[2], miesiąca stycznia, dnia 14, nakazał Car[3] przysłać do Urzędu Spraw Zagranicznych chorągiew wyborną, wybraną spośród chorągwi zapasowych, a następnie wysłać tę chorągiew dowódcy Kozaków Tulskich i Dnieprowskich, Iwanowi Worypajowi. Chorągiew ta z weneckiego adamaszku: obwódka czerwona, w środku dwa pola żółte i pola czarne, na czarnym polu wszędzie tafta czerwona, tafty w nim 2 arszyny 6 werszków[4]; po 26 ałtynów za 4 arszyny; odebrał poddiaczy Isaj Rtiszcziew.



[1] W tłumaczeniu Jurija Sawczuka.
[2] Czyli używając bardziej swojskiej terminologii – 1632 roku.
[3] Michał I.
[4] Jeden werszek to ok. 4.45 cm, arszyn składał się z 16 werszków. 

poniedziałek, 16 października 2017

Zamierzając się pięścią chciał mu wyciąć policzek


W czasie obrad XVII-wiecznego sejmu i senatu Rzplitej nierzadko dochodziło do utarczek słownych między posłami i senatorami, czasami brano się jednak dosyć dosłownie „za łby”. Taki  oto przypadek z kwietnia 1689 roku przytoczył w swoim liście nuncjusz papieski Jacob Cantelmi:
Tymczasem król siedział na tronie, cały senat był w izbie, gdzie odnowiły się wzajemne przycinki pomiędzy posłami koronnymi i litewskimi, do których przyczyniali się także senatorowie, a w szczególności biskup wileński (Konstanty Brzostowski), który słysząc że jeden z Litwinów (Dąbrowski) nazwał posłem królewskim kogoś (Grothusa kasztelana żmudzkiego) krzątającego się po izbie, ostro zgromił rzeczonego Litwina, nazywając go, jak mówią, skurwysynem, na co gdy ten zuchwale i podobnym wyrazem odpowiedział, przybiegło wielu w pomoc biskupowi, między innymi wojewoda malborski[1] przyskoczył do posła litewskiego i zamierzając się pięścią chciał mu wyciąć policzek. Nie przyszło wprawdzie do tego, dzięki kardynałowi prymasowi[2], który mających rzucić się na siebie rozbroił, ale wszyscy porwali się do szabel i cudem stało się, że nie przyszło do krwi rozlewu.



[1] Ernest Denhoff.   
[2] Michał Stefan Radziejowski. 

środa, 11 października 2017

W wielkim i ciężkim turbanie, biegle władając szablą


Nasz dobry blogowy znajomy – pułkownik Jean de la Colonie – po wojnie o sukcesję hiszpańską miał okazję walczyć przeciw Turkom w czasie konfliktu austriacko-tureckiego 1716-1718. Pamiętnikarz zostawił po sobie bardzo ciekawe opisy wojsk tureckich, poniżej drobny fragment. Jak zwykle to tłumaczenie własne z wersji angielskiej, a jako że łeb mi dzisiaj pęka od samego rana, to tłumaczenia będzie baaaaardzo luźne:
Ich jedyna szansa na sukces leży w przewadze liczebnej lub w jakowymś [szczęśliwym] przypadku, kiedy to Turcy okazują się o wiele bardziej niebezpieczni niźli inny przeciwnik; są tak aktywni i szarżują z takim impetem, choć bez większego porządku, że jeżeli ich przeciwnik raz pokaże im plecy, to może tylko ratować się ucieczką. Są niezwykle biegli w używaniu szabli, te które mają są z reguły naprawdę wspaniałej jakości, a oni tak potrafią ich używać, że jeżeli przeciwnik zacznie przed nimi uciekać, w niezwykle krótkim czasie [Turcy] potrafią go zmasakrować.
Inne uzbrojenie zależy od tego jakie narody wchodzą w skład armii; niektórzy mają muszkiety, tak jak janczarzy – w przypadku ludzi zwanych Arnautami ich broń ma długą lufę i duży zasięg; inni z wielką biegłością rzucają oszczepami; kolejni mają łuki i strzały, a jeszcze inni używają kopii[1], będących rodzajem lancy[2] czy pół-piki. Konni oprócz szabli mają krótkie muszkiety, nie noszą jednak pistoletów.
Nie ma żadnych reguł dotyczących strojów. Janczarzy jak i większość Turków ma duże, ciężkie turbany, długie stroje i bardzo szerokie spodnie, związane wokół kostki. Inni noszą [spodnie] bardzo obcisłe poniżej kolana, kurtki do połowy ciała i nader liche turbany. Niektórzy mają kaftan sięgający ledwie do pasa, z bardzo obcisłymi rękawami, które kończą się na łokciu; ich spodnie są krótki i kończą się na kolanie, mają [więc] gołe nogi i ręce, a z małymi czerwonymi czapeczkami na głowach wyglądają jak galernicy. Jeszcze inni ubrani są w szmaty i łachmany, którymi opatulają się zależnie od pogody.
Przy innej okazji zamieszczę kolejne fragmenty, bo obserwacje de la Colonie są nader ciekawe.



[1] W angielskim tłumaczeniu mamy słowo ‘coupies’.
[2] Czy kopii właśnie…

wtorek, 10 października 2017

Oficerowie leibkompanii naszych cudzoziemskich - uzupełnienie


Kilka lat temu wrzuciłem  drobną notkę dotyczącą oficerów piechoty cudzoziemskiej i dragonii w armii Koniecpolskiego w Prusach w okresie 1626-1629. Trochę informacji od tego czasu przybyło, doszło nieco oficerów, kilku udało się nieco dokładniej zidentyfikować. Najnowszy plik (wciąż bez przypisów, sparzyłem się tekstami o rajtarii i już takiego błędu nie powtórzę) można sprawdzić tutaj

poniedziałek, 9 października 2017

Rosyjski żołnierz lepszy jest broniąc jakowegoś zamku czy miasta


Po paru latach wracamy do Gilesa Fletchera i jego opisu Państwa Moskiewskiego. Pozostaniemy w klimatach wojennych, tym razem nieco o artylerii i walkach z Polakami:
Nie biorą ze sobą wiele artylerii [na kampanię] gdy przyjdzie im się potykać z Tatarami; kiedy jednak przychodzi walczyć z Polakami (których wyżej sobie cenią jako przeciwników) ruszają dobrze zaopatrzeni w [działa i] amunicję i wszelkie niezbędne zapasy. Powiada się, że żaden z chrześcijańskich władców nie ma większych zapasów dział i amunicji niż car Rosji. Duża w tym zasługa arsenału w Moskwie, gdzie mają niezwykle dużo  wielkich dział, wszystkie z nich mosiężne, bardzo porządnie wykonane.
Mówi się, że rosyjski żołnierz lepszy jest broniąc jakowegoś zamku czy miasta, niźli stając do walnego starcia poza granicami swego kraju. Dobrze na to wskazują [poprzednie] wojny, zwłaszcza oblężenie Pskowa, które miało miejsce osiem lat temu. Kiedy to udało się [Moskwie] odeprzeć polskiego króla Stefana Batorego, z całą jego armią licząca 100 000 ludzi, zmuszając go do zwinięcia oblężenia, w którym stracił wielu swoich najlepszych kapitanów i żołnierzy.

Za to w walnej bitwie moskiewski zawsze jest gorszy od Polaków i Szwedów. 

czwartek, 5 października 2017

Kącik polemiki - odsłona V


Generalnie staram się na blogu unikać współczesnej polityki, a także i historii spoza interesującego mnie okresu, czyli XVI-XVIII wieku. Tym razem jednak nie mogę sobie darować kilku słów.
Jarosław Szarek, prezes IPN miał 4 października tego roku tak oto powiedzieć do studentów Akademii Sztuki Wojennej (grafika z FB IPNu):

Prezes jest doktorem nauk humanistycznych, obronił w 2011 roku pracę zatytułowaną „Działalność Służby Bezpieczeństwa wobec młodzieży akademickiej Krakowa w latach 1970-1980”, nic więc dziwnego, że ma – jak widać – brak jeżeli chodzi o wiedzę historyczną o wiekach wcześniejszych. Już samo zdanie o kradzieży Wojska Polskiego przez komunistów wzbudza lekkie uśmiech politowania (komu ukradli, kto odzyskał, co, jak i dlaczego?), ale to odwołanie się do ratowania Europy wymaga chwili zastanowienia.

O ile bez większego problemu można się zgodzić z rolą bitwy warszawskiej (biorąc pod uwagę sytuację wielu krajów Europy po Wielkiej Wojnie) to już kwestia odsieczy Wiednia z 1683 roku i owego ‘ratowania’ tam Europy to temat na długą dyskusję. Rozumiem że w obecnej sytuacji politycznej kwestia odsieczy wiedeńskiej i pokonania armii tureckiej jest nader często tematem który przewija się w polskich mediach, jednak nie bierze się przy tym pod uwagę całej sytuacji geopolitycznej ówczesnej Europy. W Londynie, Sztokholmie, Kopenhadze czy Madrycie ( o Paryżu już nie wspominając) nie panikowano bowiem w 1683 roku z powodu wyprawy tureckiej, nie organizowano posiłków dla cesarza jak miało to miejsce 20 lat wcześniej. Ale też dr Szarek zapewne nie słyszał nigdy o wojnie Cesarstwa w Turcją w latach 1663-1664, kiedy to nawet Szwedzi i Francuzi przysłali swoje kontyngenty do walki z wojskami sułtana.  No ale przecież w wojnie tej nie brała udziału polska husaria, więc po co o tym mówić. Zostawmy jednak w spokoju Wiedeń, gdzie Polacy faktycznie odegrali ważną rolę jako część (podkreślmy to – część) armii koalicyjnej, bo została nam z tej wypowiedzi istna perełka.

Mamy tu bowiem jeszcze bitwę pod Legnicą w 1241 roku jako wydarzenie w którym ‘armia Rzeczypospolitej ratowała Europę’. Uff, to jest naprawdę działo ciężkiego kalibru. Może dr Szarek słyszał kiedyś o rozbiciu dzielnicowym, ale wiedza te musiał mu przejść koło uszu. O Unii Lubelskiej pewnie  nie słyszał, wiedziałby bowiem od którego momentu możemy mówić w Polsce o Rzeczpospolitej. Przypomnę, w bitwie pod Legnicą, sojusznicza armia składała się z wojsk różnych księstw: ze Śląska, Wielkopolski, ziemi krakowskiej. Udział brali też templariusze, joannici i być może Krzyżacy. Do tego dodajmy Morawian i niemieckich górników. Co jest rzeczą oczywistą nawet dla leniwego czytelnika Wikipedii, sprzymierzeni tej bitwy nie wygrali. To armia mongolska zwyciężyła w starciu, rozbijając armię dowodzoną przez Henryka II Pobożnego. Sam książę śląski, krakowski i wielkopolski zginął w bitwie lub został ścięty przez zwycięzców. Sam bitwa w żaden sposób nie mogła też ‘ratować Europy’, jako że zgrupowanie mongolskie było tylko silny zagonem dywersyjnym. Główna armia mongolska walczyła bowiem wtedy pod dowództwem Batu Chana na Węgrzech, gdzie w tymże roku w bitwie na równinie Mohi/nad rzeką Tiszą pokonała wojska węgierskie.


To naprawdę żenujące, że historyk – nawet zajmujący się historią współczesną – nie mógł się porządnie przygotować i wygłosił takie straszne banialuki przed grupą studentów. Co gorsza, IPN chwali się tą wypowiedzią w formie ‘mema’ na swojej oficjalnej stronie FB, mimo wielu komentarzy których autorzy komentują ewidentne błędy. Może trzeba zorganizować jakieś specjalne kursy dla szefów Instytutu Pamięci Narodowej, żeby nieco lepiej zapoznali się z historią własnego kraju? 

Wojna drążnicza


27 listopada 1592 roku w Sztokholmie zmarł Jan III Waza, król Szwecji. Jego najstarszy syn, miłościwie nam panujący w Polsce i na Litwie Zygmunt III, postanowił się udać do Sztokholmu, by objąć tron po zmarłym tatku. Przygotowania i formalności nieco trwały, w końcu jednak latem 1593 roku Zygmunt III dotarł do Gdańska, gdzie szykowała się jego wyprawa do ojczystego kraju. W czasie jego pobytu w tym mieście doszło do krwawego tumultu, spowodowanego głupim wypadkiem z udziałem drążnika (tragarza). Oddajmy głos biskupowi Pawłowi Piaseckiemu, który opisze nam jak doszło do rozróby:


wtorek, 3 października 2017

A my odpasawszy broń pod rozejmy miłe, pląszemy, tańcujemy


Tomasz Zamoyski wygłosił na sejmie warszawskim 1628 roku bardzo ciekawą mowę dotyczącą sytuacji w jakiej znalazła się Rzplita. Kraj był od kilku lat w stanie wojny ze Szwecją, za miedzą trwała w najlepsze (czy raczej w najgorsze) wojna która przeszła do historii pod nazwą trzydziestoletniej.  Kolejni sąsiedzi – Moskwa i Turcja – także łypali nieprzychylnym wzrokiem, ciesząc się z nie najlepszej sytuacji kraju rządzonego przez Zygmunta III.
Pozwolę sobie zacytować pewien fragment tej przemowy, bo jego wydźwięk był nie tylko w krótkiej perspektywie proroczy, ale i dobrze ocenił pewne narodowe przywary.
Nie wykrzykam na rozerwanie rozejmu. Boże zachowaj. Ale na coż dobrego nasze te rozejmy. Żebyśmy się wyleżeli. To rozejmy u Moskwy, że się na nas przez ten czas wszystek gotują do wojny. I nasze, tak ciężkie, tak krwawe, tak sromotne, nie na co inszego, tylkoby na to przydawać się miały. A my odpasawszy broń pod rozejmy miłe, pląszemy, tańcujemy. A gdy wynidą rozejmy (a Boże daj aby ich też nie moskiewskim kalendarzem rachowano) aż ono veteri proverbio[1]: taż baba, na tychże kołach. Dobrzeby nam MMpp. uważać przy takim w ojczyźnie naszym gościu futura tempora[2], a osobliwie de securitate[3] Rzplitej w casum interregni[4] pomyślić, który p. Boże jak najdalej oddalaj.
Pan Tomasz okazał się złym prorokiem. Zmarł w roku 1638, był więc świadkiem krótkotrwałej wojny z Turcją, wojny smoleńskiej z Moskwą[5] a także buntu Kozaków. Nie mógł też przypuszczać, jaka seria wojen zacznie się dziesięć lat po jego śmierci.



[1] Starym przysłowiem.
[2] W przyszłości.
[3] Dla zabezpieczenia.
[4] W czasie bezkrólewia.
[5] Która – tak jak ostrzegał – spadła na Rzplitą po śmierci Zygmunta III.