czwartek, 31 maja 2012

Wierni to Tatarowie JKM - cz. I


Nowy cykl będzie poświęcony Tatarom na służbie Rzplitej, zarówno tym na Litwie jak i w Koronie. Zaczniemy od kilku pieczęci rodowych, herbów  i znaków dotyczących Tatarów litewskich. Pochodzą one z pracy Stanisława Kryczyńskiego Tatarzy litewscy. Próba monografii historyczno-etnograficznej [Warszawa 1938]. Jako że przy ich opisie mamy nawiązania do ściahów tatarskich – chorągwi terytorialnych na które podzieleni byli Tatarzy na Litwie – poniżej lista tychże:
I.                    Chorągiew baryńska – wystawiał ją ściah nowogródzki
II.                  Chorągiew jałoirska – ściah nowogródzko-wileński
III.                Chorągiew juszyńska – ściah trocki
IV.                Chorągiew kondracka – ściah mereszlański
V.                  Chorągiew najmańska – ściah oszmiańsko-wileński
VI.                Chorągiew ułańska – ściah grodzieński

Nazwa chorągwi pochodzi od rodu chorążych, którzy zbierali i dowodzili Tatarami z danego ściahu. Były to odpowiednio rody: Barynów, Jałoirów, Ujszunów, Kondratów, Najmanów i Ułanów Assanczukowiczów. 

środa, 30 maja 2012

200 000 odsłon bloga

Właśnie zauważyłem, że dzisiaj udało się przekroczyć 200 000 odsłon bloga. Super! Wielkie dzięki dla wszystkich odwiedzających i czytających!


Pozdrawiam


Michał 'Kadrinazi' Paradowski

Z wizytą w muzeum - cz. XVI


I jeszcze jeden pałasz, ten z kolei z XVII wieku. Należał do Matthew Craiga z Plowland, który w szeregach szkockich prezbiterian (nie wiem czy tłumaczy się ich szkocką nazwę ‘Covenanters’ – może ‘Kowenanterzy’?) walczył w bitwie pod Bothwell Bridge (22 lipca 1679 roku). Ciekawe jak tam sobie pan Matthew radził, wszak jego strona bitwę przegrała…

Z wizytą w muzeum - cz. XV


Kolejna seria eksponatów z National Museum of Scotland, tym razem broń biała. Na zdjęciach pałasz (czy raczej, by zacytować właściwy opis, basket-hilted broadsword) z herbem sir Johna Granta z Freuchie, a także datą 1562 na głowni. Prawdopodobnie należał do Johna Granta, będącego w latach 1553-1585 czwartym szefem klanu Grantów z Freuchie. Według opisu muzealnego głownia jest pochodzenia angielskiego, a rękojeść szkocka. 

wtorek, 29 maja 2012

12 000 gunners, called strelsey


Wracamy do opisów XVI-wiecznej Moskwy, pióra Gilesa Fletchera. W pierwszym wpisie zająłem się Tatarami, pora więc na wojskowość moskiewską. Zaczniemy nieco od końca, bo od piechoty i najemników na służbie cara. Tłumaczenie własne, dokonałem także pewnych (acz drobnych) skrótów.
Z piechoty która jest na stałym żołdzie ma on [car] ich 12 000, wszyscy z nich to strzelcy [w oryginale ‘gunners’], zwani ‘strelsey’. Z tego 5000 stacjonuje w Moskwie i w każdym innym mieście gdzie może przebywać car, a 2000 (zwani ‘stremaney strelsey’, czyli strzelcy przy strzemieniu) [znajduje się] przy jego osobie, gdziekolwiek przebywa [chodzi o prikaz strzelców strzemiennych, którzy byli podragonieni]. Reszta [czyli strzelcy grodowi] rozmieszczeni są w miastach garnizonowych, skąd mogą zostać wysłani w pole, a otrzymują jako żołd siedem rubli na rok, a oprócz tego dwanaście miar żyta i owsa.
Co do najemników, którzy nie pochodzą z Moskwy (a których zwą ‘nimschoy’)  mają teraz 4300 Polaków[i] Kozaków [w tekście pada określenie ‘Chirchasses’] a tych jest około 4000, z czego 3500 rozrzuconych po garnizonach [czyli 4000 to Kozacy i Polacy, patrz dalej]: Holendrów i Szkotów około 150: Greków, Turków, Duńczyków i Szwedów, razem w jednym oddziale [sic!] około 100. Ale tych [najemników] rozmieszczono  tylko na granicy z Tatarami, a także z Syberią: tak samo jak z tatarskimi żołnierzami (których zaciągają czasem) [których rozmieszcza się] po drugiej stronie kraju, przeciw Polakom i Szwedom: jako że najlepszą polityką jest umieszczanie ich [najemników] przy przeciwnej granicy [z daleka od terenów gdzie ich zaciągnięto].

poniedziałek, 28 maja 2012

Wilcze pole


Znalazłem XVII-wieczny odpowiednik do legendarnego Psiego Pola (tak, wiem że bitwy pod Wrocławiem nie było, ale legenda rządzi się własnymi prawami...),  a zawsze bardzo mi się podobają takie ciekawostki. Jakub Łoś tak oto opisał co działo się na pobojowisku pod Połonką w 1660 roku:
Piechocie która była na praesidium w Lachowicach, kazano one [moskiewskie] trupy chować pod Połonką; aleć dla smrodu, który z wielkiego gorąca z onych trupów był, ledwie tysiąc schowano, do których trupów po tym  wilków gromadami schodziło się; tak dalece rozjedli się byli wilcy, że tamtędy nie tylko tego lata ale i przez całą zimę po tym przejechać nie mógł, ani ludzie blisko zostać się mogli, że było podobne ono Psiemu polu pod Wrocławiem.
Przynajmniej w przypadku Połonki wiemy że bitwa miała tam miejsce, a i ilość poległych żołnierzy bez wątpienia mogła zapewnić godziwy posiłek wilkom, krukom i innym padlinożercom. Szokujące, jednak jakie prawdziwe, dobrze ukazując to co działo się po tym jak ucichły działa...           

piątek, 25 maja 2012

Rydlem go przez łeb, rydlem!


Pisałem już o wiedźmach, regimentarz Czarniecki rzucał klątwy na swoich żołnierzy, były nawet krwawe ofiary z ludzi… Pora teraz na klimat niczym z filmów G. A. Romero, czyli coś o XVII-wiecznych zombie. Tak oto w lutym 1668 roku zanotował pewien pamiętnikarz:
W tymże miesiącu w zimie, nadzwyczaj ludzie umierali od powietrza, tak stare jako i młode, w którym miesiącu bardzo mrozy panowali, ludzi umarłych odkopywali przypatrując się i doświadczając czarom, jako to pospolicie bywa. Znachodzą że trupy chusty na sobie jedzą, i krwi pełno, takim ucinają rydlem głowy i krew idzie jako z żywego co na kilkunastu miejscach takich znaleziono, odkopywając trupów w Dubnie, w Morawicy i indziej.
Aż się prosi o rozgrywkę w Dzikie Pola…

środa, 16 maja 2012

...

Przygarbionych w pustym polu,
Bez oparcia, bez osłony,
Bez niteczki choćby, co by
Przytwierdzała nas do ziemi,
Wiatr nas porwie i poniesie
Za kołnierze podniesione,
Porozrzuca. Gdzieś w przestrzeni...





wtorek, 15 maja 2012

Z wizytą w muzeum - cz. XIV



Kolejna eksponat z National Museum of Scotland cierpi niestety na niepełny opis, wydaje mi się że to specyficzne przeoczenie ze strony szkockich muzealników. Jest to mianowicie mosiężny arkebuz ('long gun') z warsztatu rusznikarza Jamesa Low z Dundee. Datowany na rok 1624, co zresztą widać na samej broni:

Problem jest jednak taki, że broń ma także dodatkową tabliczkę, autorstwa innego rusznikarza. Czytamy na niej 'John Brown, 1755'. Niestety nie wiadomo czy i jakich modyfikacji mógł dokonać XVIII-wieczny mistrz, dziwne jednak że kustosz pominął to w opisie broni. Ciekawe dlaczego...


Z wizytą w muzeum - cz. XIII

Kolejny egzemplarz muzealny przeniesie nas w dosyć egzotyczny, jak na ten blog, region. Będzie to bowiem zbroja lamelkowa z Tybetu. Niestety datowanie ma dosyć spore widełki, pomiędzy XIV a XVII wiekiem. Tak czy inaczej całkiem ładna ciekawostka.




poniedziałek, 14 maja 2012

Z wizytą w muzeum - cz. XII

Kolejna wyprawa do National Museum of Scotland zaowocowała nową serią zdjęć  - wszystkie autorstwa Patrycji Kornackiej-Paradowskiej (znaczy się mojej kochanej Lepszej Połowy...).
Przepiękny morion z warsztatu w Norymberdze, datowany na XVI wiek. Cudownie wygląda!


niedziela, 13 maja 2012

Z kopyta po gębie


Na wojnie zdrowiu i życiu żołnierzy zagrażali nie tylko przeciwnicy. Wspominałem już o zjawisku ‘friendly fire’, głodzie i chorobach. Nie było chyba jednak zagrożenia ze strony własnego rumaka – na szczęście znalazłem coś co wypełni tę lukę. W czerwcu 1656 roku taki zanotowano taki oto przypadek:
Tam idąc, we dwu milach od Warszawy – na jednem bagnisku, zapadł koń pod JMcią Panem Łukaszem [Wierzbowskim] chorążym łęczyckim Wyższym. Dobywając się, uderzył (go) kolanem w czoło: aż w znak padł. Nastąpił mu na gębę przedniemi nogami i tak na czole i na gębie wieszając się, zranił kopytem pod oko prawe. Łaska Boska, że to tem nie zabił!
Pan Łukasz faktycznie wydobrzał (zmarł dopiero ok. 1670 roku) jednak wypadek musiał być bez wątpienia bolesny.

Uderzając w trąby i bębny


Dziś nieco zagadkowy oddział (pytanie jak dokładnie wyglądał?), acz historia wydaje mi się ciekawa.  W maju 1682 roku lwowscy Ormianie mieli zakłócić wjazd biskupa Konstantego Lipskiego podczas jego wjazdu do Lwowa. Ormianie chcieli w ten sposób zaprotestować przeciw szykanom ze strony rady miejskiej. Wystawili oni spośród swojej społeczności w pięknym i kosztownym ubiorze wschodnim chorągiew jazdy, dowodzoną przez rotmistrza Jana Augustynowicza i porucznika Mikołaja Hadziewicza. Wjechała ona na dzielnych koniach na miejsce gdzie witano biskupa; uderzając w trąby i bębny Ormianie zagłuszyli mowę powitalną. Z kolei gdy Lipski opuszczał kościół i udawał się do pałacu, doszło do przepychanki – grupa mieszczan, hołota tchórzami podszyta, miała zaatakować Ormian, którzy zaczęli odpierać atak kańczugami. Interweniować musiał obecny na miejscu hetman Jabłonowski, który wysłał żołnierzy by zmusili Ormian do powrotu do ich dzielnicy. Zostali później zmuszeni  do opłacenia kosztów leczenia poranionych mieszczan lwowskich, jednak bez wątpienia pokazali radzie miejskiej, że nie będą w milczeniu znosić dalszych szykan.

sobota, 12 maja 2012

Men knowing no artes of peace


Wpadło mi dzisiaj w ręce wydane w 1591 roku dziełko Of the Russe Common Wealth… autorstwa Gilesa Fletchera. Gentelman ten został w 1588 roku wysłany jako ambasador królowej Elżbiety I na dwór carski. Jako rasowy dyplomata sporządził dokładny opis kraju w którym przyszło mu przebywać, począwszy od formy rządu, przez organizację armii, po żywność dostępną w Państwie Moskiewskim. Lektura to niezwykle ciekawa, bez wątpienia niejednokrotnie wykorzystam jej fragmenty na blogu, zwłaszcza w kontekście militarnym. Zaczniemy jednak od kilku słów które Fletcher poświęcił Tatarom, walczącym przeciw siłom moskiewskim. Z góry przepraszam za dziwnie czasami brzmiące tłumaczenie, XVI-wieczna angielszczyzna jest nierzadko trudna do przełożenia. Cóż więc ambasador pisze o tatarskim wojowaniu…
Wszyscy z nich walczą konno, mają przy sobie tylko łuk, pęk strzał i zakrzywiony miecz na turecką modłę. Są niezrównanymi jeźdźcami, przyzwyczajonymi by strzelać [z siodła] tak do przodu jak i do tyłu. Niektórzy z nich mają dodatkową broń – dziryt [Fletcher używa określenia ‘bore speare’ czyli włóczni używanej do polowania na dziki]. Zwykły żołnierz nie ma żadnego uzbrojenia ochronnego poza strojem, to jest futrem czarnej owcy, noszonym futrzaną stroną na zewnątrz w czasie dnia i na wewnątrz w nocy, a także [futrzaną] czapą. Ale ich szlachta naśladuje Turków w wyglądzie i uzbrojeniu.
Kiedy mają się przeprawić przez rzekę, wiążą trzy czy cztery konie, po czym biorą długie drągi i wiążą je mocno do końskich ogonów: a siedząc na tych drągach kierują konie przez rzekę.
Kiedy to dochodzi do bitwy sprawują się w niej o wiele lepiej niż Rosjanie, [jako że są] dzicy z natury, ale twardsi i rządni krwi w wyniku ciągłych wojen które prowadzą: gdyż są to ludzie którzy nie znają pokoju ani żadnych cywilnych praktyk. 

piątek, 11 maja 2012

Ludzi wybornych cudzoziemskich lepiej niż 3000


Bardzo ciekawy opis wojsk zbieranych przez Jerzego Lubomirskiego w początkach rokoszu , ukazujący strukturę jego prywatnych oddziałów [podziękowanie dla p. Witolda Biernackiego za udostępnienie materiałów!]:
Dnia 28 kwietnia [1665 roku] pan [Jerzy] Lubomirski stanął w Lubowni [Lubowli] na południu. Przyszło z nim ludzi wybornych cudzoziemskich lepiej niż 3000, wszyscy odziani dobrze, na koniach dobrych i z strzelbą dobrą, część rajtariej, część dragoniej. Chorągwi polskich przyszło z nim dwie okrytych [dobrze wyposażonych]: jedna kozacka, druga wołoska, a trzecia czekała na Lubowni, którą pousarzyć mają. Zaraz nazajutrz jako stanęli na Lubowni, ludziom cudzoziemskim dano pieniądze na przyszłą ćwierć, a towarzystwu polskiemu po sto talarów. Oficyjerów reformigerów [zwolnionych z innych jednostek] przyszło z osobna kilkanaście, którzy zaciągają i już mają po trosze piechoty i dragoniej, ale jeszcze nie są w kompucie, i dopiero służba ma im być przyznana, gdy będą mieli komplet kompanią [czyli w pełni sformowane jednostki]. Wszyscy ludzie bez chorągwi i bez kornetów idą. 

wtorek, 8 maja 2012

Poselska czapka i koń (chudy)


Mariusz Stanisław Jaskólski w 1654 i 1655 roku posłował kilkakrotnie na dwór chana tatarskiego   Mehmeda IV Gireja. Jego negocjacje w Bakczysaraju były na tyle skuteczne, że orda przybyła na pomoc wojskom koronnym, walczącym przeciw armii moskiewsko-kozackiej , co doprowadziło do zwycięstwa pod Jezierną w listopadzie 1655 roku. Pan Mariusz negocjatorem był dobrym, acz twardym, nie odpuszczał Tatarom nawet w kwestii ceremoniału. W maju 1655 roku tak oto pisał o przygotowaniach do audiencji u chana (zachowuję pisownię XIX-wiecznej kopii):
Nazajutrz posłali do mnie abym szedł do Hana: nie chciałem iść ani na swoim koniu jechać, dokądby Han do mnie swego konia nie posłał. Wymawiano się tem, że nasza wiara nie każe tego, abyśmy konia po niego słać mieli. Jam też odpowiedział, że też moja wiara nie każe na swoim koniu jechać, bo mój koń chudy, a do tego godzien Majestat J. K. Mości takowego od Hana poszanowania. Musieli tedy konia po mię przysłać i przysłali go, na którym dopiero do Hana przyjechałem.
Kiedy wreszcie udało się zażegnać problem z transportem, pojawił się kolejny – czyli z tym jak poseł powinien zachować się w obliczu chana:
Przysłał do mnie Wezyr, abym jak skoro tylko wnidę w izbę, czapkę zrucił, celeri cursu szedł do Hana i połę szaty jego całował. Rzekłem, że choćby mi poselstwa nie odprawować i wrócić się do Polski przyszło, tedy tego nie uczynię. Po tym responsie wrócił się  znowu do mnie od Wezyra posłaniec z taką kwestią, jako Hana chcę przywitać? Odpowiedziałem: polskim zwyczajem, w pół izby przyszedłszy zdejmę czapkę, a Han Jmć aby mi rękę do pocałowania podał. Nie chciał Wezyr na tę deklarację pozwolić: Han jednak pozwolił, i eo modo kazał mi się przywitać. Przyszedłszy tedy do izby, gdzie Han przy wielu Murzach i Agach siedział, połowicę jej przeszedłszy zdjąłem czapkę, a potym do pocałowania ręki jego jako mogłem najpoważniej szedłem, i ja pocałowałem, którą  mi ochotnie i troszeczkę z miejsca swego powstawszy podał.
Po początkowych problemach jednak – jak widzimy głownie związanych z ceremoniałem – udało się Jaskólskiemu wynegocjować pomoc tatarską. Ale to, jak mawiają, już inna opowieść... 

poniedziałek, 7 maja 2012

Konia starego ale nieszpetnego


Ciekawostka znaleziona w diariuszu Bogusława Kazimierza Maszkiewicza, opisująca poselstwo chana krymskiego do księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Dario – Tobie się powinna spodobać! Zachowałem pisownię z XIX-wiecznej kopii:
Dnia 1 Aprila [kwietnia 1648 roku]. Poseł Hana z Krymu Czaus Murza, osoba grzeczna, przyszedł do Przyłuki we 20 koni, prosząc Księcia o Tatarów zabranych trzech przed dwiema laty w poselstwie do Moskwy idących, a w podarkę Han przysłał Księciu konia gniadego Tureckiego choć starego, ale nieszpetnego z kulbaką niebardzo wyśmienitą, na której poduczka z kiecy Tureckiej zrobiona była: rządzik też w publiki na białym rzemieniu sadzony, przytem łuk Turecki piękny.
Jakoś się nie wykosztował chan zbytnio na ten prezent, ciekawe czy Jarema wypuścił owych trzech Tatarów?

niedziela, 6 maja 2012

Zamieniła mnie w trytona! Ale już czuję się lepiej...


Wpis to 666 więc wypadałoby przygotować coś specjalnego, acz związanego z epoką. Cóż może być lepszego niż fragment z ‘Młota na czarownice’, dokładnie rzecz biorąc z pierwszego polskiego wydania, z Roku Pańskiego 1614. Spluwamy więc przez lewe ramię i czytamy z dzieła Jakuba Sprengera i Henryka Instytora...
Naprzód tedy wiedzieć potrzeba, iż sześciu sposobów czarownice ludziom szkodzić mogą, wyjąwszy sposoby, którymi insze stworzenie zarażają. Pierwszy sposób jest, gdy nieporządną miłością mężczyznę ku białejgłowie, abo białągłowę ku mężczyźnie zapalają. Wtóry, gdy nienawiść, abo zazdrość ku komu sprawują. Trzeci, którym ludzi czarują, żeby moc rodzajną mężczyźnie ku białejgłowie, abo białagłowa ku mężczyźnie traciła: abo też inszymi sposobami poronienie sprawują. Czwarty, gdy w członku jakim człowiekowi szkodzą. Piąty, gdy o śmierć przyprasują. Szósty, gdy do szaleństwa przywodzą.       
Bez wątpienia powiało grozą, no ale wypadało trzymać klimat...

sobota, 5 maja 2012

Przerywnik filmowy - na Wiedeń (papuga rządzi!)




Dawno nie było żadnego przerywnika filmowego, pora to więc nadrobić. Na YB znalazłem bardzo ciekawy dokument fabularyzowany (czy raczej widowisko historyczne) 'Na odsiecz Wiedniowi'. Nagrany w 1983 roku, z okazji 300-setnej rocznicy odsieczy wiedeńskiej, jest połączeniem fragmentów dokumentalnych, wycinków z filmów fabularnych i scenek nagranych specjalne na potrzeby widowiska. Plejada znanych i cenionych polskich aktorów wcieliła się w rozliczne role historyczne, od Jana III Sobieskiego do Kara Mustafy (papuga niestety jest anonimowa, a szkoda, bo to wspaniała rola). Film bardzo interesujący, polecam zainteresowanym epoką. 

środa, 2 maja 2012

Hała, hała, hała, hai! No i dwadzieścia par wielbłądów...


Rok temu (jak ten czas leci…) wspominałem o poselstwie Jędrzeja Tarnowskiego do Astrachania z 1569 roku:
Zamieściłem wtedy opis armii tatarskiej, brakuje jednak jeszcze do kompletu opisu Turków, walczących przeciw wojskom moskiewskim. Wypadłoby więc ten błąd naprawić – powyżej spis sandżaków biorących udział w wyprawie, poniżej barwny opis marszu armii sułtańskiej.  Cytaty za wersją opublikowaną w 1860 roku, stąd też możemy tam znaleźć bardzo specyficzny język. 


wtorek, 1 maja 2012

Wielki car i wielki krymski chan


Wspominałem kiedyś o specyficznej polsko-szwedzkiej ‘wojnie’ na tytuły królewskie, której ślady możemy odnaleźć w licznej korespondencji i źródłach z epoki. Oczywiście rozbudowane tytuły nie były tylko domeną polskiej i szwedzkiej dyplomacji, każdy szanujący się władca mógł się poszczycić nader ciekawym tytułem który równie dobrze brzmiał ogłoszony przez herolda jak i widniejąc w nagłówku oficjalnego listu. Zobaczmy więc, na przykładzie korespondencji XVII-wiecznej, jak określali się chanowie tatarscy – ja osobiście jestem zauroczony…
W 1635 roku tak oto tytułowano chana Inayeta Gireja w liście do króla Władysława IV:
Wielkiej Ordy, wielkich narodów, stolice krymskiej, pól kykpczackich, niezliczonych Tatarów, niezmiernych Nachayców [Nogajów]  i między górami będących Czerkiesów, i bez osiedla żyjących Tatów [plemiona pochodzenia perskiego, żyjące w tym czasie na Krymie], prawej i lewej strony stu, dziesięci, tysięcy, tumanów [chodzi chyba o ‘tumenów’, w znaczeniu jednostek administracyjnych i wojskowych  Wielkiej Ordy] wielki car i wielki krymski chan, wywyższony, ogromny, ozdobny, najjaśniejszy, wielmożny, miłosierdzie nad ludem pospolitym trzymający, Inaiet Giray chan.
Dwa lata później kałga sułtan Islam Girej tytułował się następująco:
My, Wielkiej Hordy i wielkich państw krymskich, wielkich gór i szerokich pól tackich i nachayskich, cerskieskich, po lewej i prawej stronie wielkich wojsk wiary muzułmańskiej wielki carowicz i kałga krymski, Islam Gieray sołtan.
W dokumentach ugody zborowskiej z 1649 roku chan Islam III Girej nazwany jest wolnym Wielkiej Ordy carem Islan Giereiem, cerkaskim, nahaiskim, perekopskim, petiorskim, szemskim i chanem krymskim, przyjacielem i bratem [sic!].
Z kolei w 1668 roku chan Adil Girej potwierdzając zawartą rok wcześniej umowę podhajecką tytułował się nader skromnie:
Wielkich Ord, wielkiego państwa, stolice krymskiej, i ord kipczackich, i bez liczby ordy, i Nahaiów, Tatów i Tumanów, w górach czerkieskich wielki car, wielki Adilgirey chan.