piątek, 30 października 2015

Hajduk pancerny


Krótki wpis, zanim zmęczenie po nocnej zmianie wygna mnie do łóżka… ale znalazłem ciekawostkę, którą muszę się podzielić. Do tej pory uzbrojenie ochronne u XVII-wiecznych oficerów piechoty kojarzyło mi się tylko z oddziałami ‘zachodnimi’. W przypadku wschodniej, a przede wszystkim polskiej piechoty: drabów czy hajduków, miałem raczej w głowie wizerunek jak z opisu wjazdu polskich posłów do Paryża w 1645 roku czyli strojnie acz bez zbroi czy pancerza. Dziś znalazłem jednak piękną notkę z roku 1655, spod obleganego przez wojska litewsko-polskie Mohylewa. W czasie jednego z nieudanych szturmów ranę odniósł dowódca chorągwi piechoty węgierskiej hetmana Janusza Radziwiłła, pan Samuel Jan Januszkiewicz. Oto co możemy o tym przeczytać:
[Postrzał]  który mu kość pogruchotał i żyły wyrwał, drugim pod samo serce (lubo tam bechter) i wszystko na nim, aż do samej skóry przebiwszy, dziury nie uczynił, suchy jednak raz ciężki zadał, który mu dech i siły odjął, uderzony.
Jak widać bechter uratował dzielnemu rotmistrzowi[1] życie, pytanie jednak na ile taki ‘wschodni’ pancerz był popularny wśród oficerów litewskiej (i nie tylko) piechoty? Zdecydowanie muszę pod tym kątem przekopać źródła, bo bardzo mnie to zaintrygowało. Jeżeli coś znajdę, nie omieszkam się podzielić tym na blogu.



[1] Jego rota w 1654 roku miała uratować hetmanowi życie pod Cercami; hajducy ocalili też pięć działek, a Januszkiewicz wyprowadził z pola bitwy wszystkie chorągwie węgierskie. 

środa, 28 października 2015

Malarze znani i nieznani - cz. LXVI




Pauwels van Hillegaert to jeden z moich ulubieńców, pora więc na kolejne dzieło spod jego pędzla. Obraz namalowany w okresie 1633-1635, przedstawia Maurycego Orańskiego, księcia Nassau. Dziwić może niecodziennie wyglądający koń, z nader długą grzywą. Ważna jest jednak jego historia i jej propagandowy wydźwięk. Był to ogier należący do arcyksięcia Alberta Habsburga, ten dosiadał go w czasie słynnego wjazdu do Brukseli 28 sierpnia 1599 roku. Siwek ten wpadł w ręce wojsk niderlandzkich po bitwie pod Nieuwpoort w 1600 roku i został ofiarowany zwycięskiemu Nassauczykowi. Szybko stał się ulubieńcem Maurycego i ozdobą jego prywatnej stadniny. Ładna bestia, na pewno przykuwa uwagę oglądających obraz.
Przepiękna jest też zbroja którą na ma sobie książę, przepasana oczywiście pomarańczową szarfą. Widać że to rzecz z wyższej półki, mało kogo było stać na taki ekwipunek. Brakuje co prawda hełmu do kompletu, ale mistrz Pauwels chciał się upewnić, że będzie widoczna twarz księcia. W tle widzimy manewry armii niderlandzkiej: na pierwszym planie manewrującą jazdę, na dalszym bloki pikinierów otoczone strzelcami. I jak tu nie lubić mistrzów holenderskich za takie smaczki?

poniedziałek, 26 października 2015

Kolejne pomysły bojowego proboszcza


Dziś coś w klimatach wojennych krucjat antyislamskich, będzie na czasie... Cytowałem kiedyś fragment pomysłów księdza Piotra Grabowskiego, dotyczących planów wojny z Turcją w 1595 roku. Chciał on wystawienia 10 000 żołnierzy, którzy służyliby w polu przez cały rok. Ów 'korpus' miał się składać z:
- 3000 husarii
- 3000 jazdy kozackiej
- 1000 rajtarii
- 3000 piechoty 'strzelców pieszych'
Zobaczmy więc jak ks. Piotr planował sfinansować taką armię. Przednią armaturą będzie tu uzbrojenie husarskie, dla odróżnienia od armatury kozackiej. 



wtorek, 20 października 2015

125... albo i nie


[wpis edytowany 22 października 2015 roku, w celu dodania nowych przykładów]
Wracamy do mitów związanych z husarią – to poczytny temat, może znowu dostanę maila z pogróżkami… Dziś jedno z najciekawszych haseł związanych z ową formacją: husaria przez 125 lat nie przegrała żadnej bitwy. Opis ten dotyczy okresu 1500-1625, a ową pierwszą porażką miało być starcie pod Walmozją (Wallhof) w Inflantach.
Zacznijmy może o tego, o czym raczą zapominać internetowi apologeci husarii:  formacja ta nie wygrywała ani też nie przegrywała bitew, bo nigdy nie działała samotnie. Co prawda zdarzały się przypadki, gdy do danej szarży – będącej częścią bitwy – stawały tylko chorągwie husarii, to wciąż tylko wycinek większego starcia. Były też nieliczne przypadki, gdy w niewielkiej potyczce[1] husaria faktycznie walczyła samotnie, to jednak starcia marginalne i nie można ich nazwać bitwą. Wszystkie największe zwycięstwa zaliczane na konto husarii – żeby wymienić chociażby Kircholm, Kłuszyn, Trzciana, Chocim[2] czy Wiedeń – to efekt współdziałania różnych formacji, w tym i często mało docenianej piechoty[3].
Jak więc mamy rozumieć owe ‘nie przegrane’ bitwy husarii w okresie 1500-1625? Jaki procent armii koronnej czy litewskiej w danym starciu musi stanowić husaria, by można było uznać że to ‘jej’ przegrana bitwa? Przypatrzmy się kilku mniej czy bardziej znanym starciom z tego okresu i spróbujmy wreszcie wywalić ten mit na śmietnik historii, tam gdzie jego miejsce. Oczywiście nie będzie to żadną miarą lista wyczerpująca, zdaję sobie też sprawę, że zakorzenionego mitu nie obalę. Wypadałoby jednak podchodzić do historii własnego kraju z należytą powagą – bez tworzenia legend bez pokrycia.

I. W sierpniu 1529 roku zagon polskiej jazdy z obrony potocznej, złożony z 1000 jazdy, został rozbity przez Tatarów pod Oczakowem. Zginęło dwóch z sześciu rotmistrzów, większa część żołnierzy zginęła lub została wzięta do niewoli. Oczywiście to starcie dyskusyjne, bo nie wiemy czy w skład chorągwi jazdy walczących w tej bitwie wchodzili husarze. Pojawili się w spisach obrony potocznej w 1500 roku, jest więc możliwe że jacyś proto-husarze walczyli i pod Oczakowem. Nie będę się jednak upierał, a tylko sygnalizuję tu pewną możliwość.

II. 31 grudnia 1530 na lewym brzegu Dniestru nieopodal zamku chocimskiego, roku zgrupowanie polskiej jazdy dowodzonej przez hetmana polnego Jana Kolę stoczyło starcie z wojskami mołdawskimi. Polacy ponieśli dotkliwą porażkę, tracąc przynajmniej 20% stanu liczebnego. Jako że znaczna część walczących w tej bitwie żołnierzy należała do obrony potocznej, jest bardzo prawdopodobne, że znaleźli się tam i husarze.

III. 1 lutego 1538 roku odziały obrony potocznej poniosły klęskę w bitwie z wojskami mołdawskimi pod Seretem[4].  Polskie zgrupowanie, liczące ok. 1800 koni, w samych zabitych miało stracić 2 rotmistrzów, 60 towarzyszy i przeszło 800 pocztowych. W starciu tym na pewno brały udział chorągwie husarskie, dwie z nich wymieniane są wśród tych, które poniosły największe straty: rota Jakuba Potockiego miała stracić 2 towarzyszy i 19 pocztowych, a rota Macieja Włodka 14 pocztowych. Porażka ta odbiła się szerokim echem w Koronie i doprowadziła do zmobilizowania pokaźnych sił, które wyprawiono na Chocim.

IV. We wrześniu 1580 roku słynny zagończyk Filon Kmita prowadzi silny podjazd wojsk litewskich w okolice Smoleńska. W skład jego zgrupowania -  przynajmniej 800 jazdy i 900 piechoty -  wchodziła przynajmniej jednak chorągiew husarska[5]. Po początkowych sukcesach Kmita został zaskoczony nocnym atakiem sił moskiewskich pod wsią Nastansino. Litwini ponieśli bardzo duże straty, od całkowitego pogromu uratowała ich tylko energiczna akcja dwóch rot piechoty. Czyli mamy porażkę, mamy tam husarię – acz zapewne nie było jej za wiele.

V. Dwumecz pod Twerem w 1609 roku to bardzo ciekawe starcie. O ile pierwszą odsłonę wygrały wojska Dymitra – a jego husaria odegrała tam decydującą rolę w złamaniu jazdy szwedzko-moskiewskiej[6] - o tyle druga połowa (rozegrana kilka dni później) zakończyła się bolesną klęską oddziałów dowodzonych przez Zborowskiego. Tak tak, zaraz usłyszę, że nie byli przygotowani, nie mieli czasu stanąć w szyku, nie mieli kopii… co jednak nie zmienia, że to skrzydlaci jeźdźcy ostatecznie byli wśród uciekających[7]. Argument, że nie była to husaria polska – wszak służyła za pieniądze z kiesy Dymitra – do mnie jednak zupełnie nie trafia…

VI. O klęsce pod Sasowym Rogiem w 1612 roku pisałem już poprzednio na blogu. W kampanii brało udział 16 chorągwi husarskich, w trakcie bitwy miało jakoby zginąć aż 10 rotmistrzów husarii. Jeżeli tego starcia nie nazwiemy porażką to naprawdę nie wiem co nią może być.

VII.  Blamaż armii koronnej pod Oryninem we wrześniu 1618 roku to trochę bitwa bez bitwy. W pierwszym dniu w walkach brała jednak udział husaria, niewielka rota Aleksandra Poryckiego została rozbita przez ordyńców.  

VIII. Na wyprawę cecorską w 1620 roku hetman Stanisław Żółkiewski miał zabrać ze sobą przynajmniej 15 chorągwi husarskiej liczących blisko 2000 koni. Jak smutno skończyła się ta impreza (w dwumeczu pod Cecorą i Mohylowem) przypominać raczej nie trzeba. Ta jakże poważna przegrana doprowadziła do wybuchu wojny polsko-tureckiej, a zaangażowanie większości sił Rzplitej na froncie tureckim wykorzystali rok później Szwedzi, atakując Inflanty.  

Można oczywiście wspomnieć też o Byczynie i Guzowie, gdzie husaria walczyła po obydwu stronach. Z racji specyfiki tych bitew, pominąłem je jednak, chociaż na dobrą sprawę nic nie stoi na przeszkodzie by i je dołożyć do powyższej listy.

Apologeci husarii lubią powtarzać, jaką to uniwersalną formacją była, bo też husarz – jeżeli sytuacja nakazywała – potrafił zsiąść z konia i szturmować czy bronić twierdze. Możemy w ten sposób dodać do listy przegranych starć długotrwałą obronę Moskwy: polski garnizon kapitulujący w listopadzie 1612 roku składał się wszak w znacznej część z husarii. Hetman Chodkiewicz, próbujący bezskutecznie przyjść z odsieczą dla obrońców we wrześniu tego roku także miał pod swoją komendą liczne chorągwie husarii. A spieszeni towarzyszy husarscy nie wystarczyli by w listopadzie 1618 roku – prowadzących liczną piechotę i Kozaków – otworzyć dla królewicza Władysława Wazy bramy Moskwy.

I tak to, wieczorową porą, zebrałem kilka przykładów w kwestii jednego z moich ulubionych mitów. Husaria była jednym z najważniejszych trybów machiny wojennej Rzplitej, działającej – czasem lepiej, a czasem gorzej – w XVI i XVII wieku; bywały okresy że wręcz najważniejszym. Nie oznacza to jednak, że składała się z nadludzi którym obce były porażki, często tak dotkliwe jak i wstydliwe. Pamiętajmy też, że husarze nie walczyli sami, że nie mniejsze od husarskiego było męstwo madziarskich hajduków pod Lubiszewem w 1577 roku, drabów pod Kłuszynem w 1610 czy kurlandzkich rajtarów[8] pod Kircholmem w 1605 roku.

[edit z 22 października 2015] Bardzo charakterystyczne okazały się reakcje Czytelników portalu Historykon, który przedrukował mój wpis. Zarzucono mi (mniej lub bardziej bezpośrednio), że próbuję doszukiwać się czarnych stron polskiej historii, że podaję mało precyzyjnych informacji na temat porażek[9], lenistwo a wręcz to że nie jestem Polakiem. Niesamowity jest ten polski grajdołek, w którym mity historyczne są niczym ciasno przyklejone do ludzkich oczu klapki. Dobrze że nie wspomniałem, że gdy pisałem ten post, miałem na sobie koszulkę z wizerunkiem szwedzkiej piechoty z doby „Potopu”…



[1] Np. pod Poswolem w 1625 roku – chociaż tej potyczce poświęciłem osobne miejsce na blogu.
[2] Ten z 1673 roku.
[3] Pozdrawiam wszystkich znajomych hajduków i pludraków!
[4] Dzięki za wskazanie tego starcia Marku!
[5] 200-konna, samego Kmity.
[6] Acz z piechotą, z braku kopii, już nie walczono.
[7] I to spora część pieszo…
[8] Wpis bez rajtarów jest wpisem straconym.
[9] Taaa, jak zwykle wymówki w typie ‘fortele, pogoda, przeszkody, zupa była za słona…’

I ten to młodzik te łotry posiekł?


Oj długo mnie nie było na poletku blogowym, pewnikiem już ludkowie zapomnieliście że ktoś tu coś pisze. Tomiszcze Sveriges Krig wreszcie zredagowane, za dni kilkanaście ujrzy światło dzienne[1], pora więc odkurzyć nieco w tym kącie internetowym. Wypadałoby coś lekkiego i do śmichu, może być tak… o, mam, Bartosz Paprocki[2] nam coś ciekawego podsunie ze swoich Herbów rycerstwa polskiego.
W latach 1556-1557 Zygmunt August stoczył wojenkę z zakonem inflanckim, zakończoną zresztą ukorzeniem się wielkiego mistrza Johanna Wilhelma von Furstenberga przed polskim monarchą. W kampanii brały udział wojska litewskie, wsparte liczącym ok. 9000 żołnierzy korpusem polskim. W czasie marszu Koroniarzy przez województwo trockie[3] dojść miało do nietypowego pojedynku. Młody panicz Wacław Jankowski[4], herbu Junosza, pokłócił się z niemieckimi knechtami spod komendy Ernesta Weihera. Doszło do sprzeczki, panowie rzucili się do broni i szlachcic mając ich na się przez czterdzieści, każdego z nich, mężnie się im broniąc, ranił. Tak właśnie Panie i Panowie, sam miał zranić 40 (sic!) piechurów. Oczywiście cała sprawa trafiła przed króla, pewnie to jedyny znany przypadek gdy jeden krewki – acz dobrze operujący szablą – młodzian wyeliminował całą rotę (było nie było) współtowarzyszy broni. Panu Wacławowi szło mu o gardło, jednak wstawiło się za nim wielu szlachciców: wszakoż iż był i domu znacznego, k’temu młody natenczas. Dość nieoczekiwanie za Polakiem wstawił się dowódca niefortunnych knechtów, czyli Ernest Weiher. Obaczywszy Jankowskiego, na którego przedtem skarżyło swoje knechty, rzekł: I ten to młodzik te łotry posiekł? Podobniej miłościwy królu dać te powiesić co się dali temu młokoskowi tak sromotnie poranić, a niżby ten cnotliwy młodzieniec miał o nie być karan.
Pana Wacława ułaskawiono, historia milczy co się stało z knechtami: nie wiadomo więc, czy faktycznie przywitali się z katem, acz jest to mało prawdopodobne. Tak czy inaczej historia to przepiękna, aż się prosi o sfilmowanie.




[1] Jeszcze tylko 14 do zrobienia…
[2] Muszę z niego częściej korzystać, wszak to kopalnia anegdotek.
[3] Punktem docelowym było Kowno.
[4] Syn Marcina, podsędka dobrzyńskiego. 

czwartek, 1 października 2015

Cisza w eterze...

Dziś informacyjnie, czyli tłumaczę się z blogowej ciszy w eterze. Nie miałem ostatnio czasu (a i ochoty) na pisanie, sporo siedzę nad "Armiami Ogniem i Mieczem" (tom I), bo wprowadzamy z ekipą Wargamera zmiany do opisów, konstrukcji podjazdów i dywizji, dopisujemy nowe rzeczy. Praca wre, bo chcemy wydać książkę w grudniu.
Do tego kończę właśnie redagowanie drugiej części pierwszego tomu polskiego wydania Sveriges Krig 1611-1632 dla NapoleonaV, w tym tygodniu - korzystając z urlopu - chcę dokończyć nad tym pracę i wysłać do wydawcy.
Także gwoli informacji - żyję, ale blogowanie musi póki co dać sobie spokój... Za czas jakiś (mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu) wszystko powinno wrócić do normy.