środa, 28 maja 2014

Kto dziś z boju szybko zmyka, jutro zwalczy przeciwnika


Dotarł do mnie wczoraj reprint pracy Johna Cruso The Art of Warre, or militarie discourses of levying, marching, encamping; and embattailing an armie. Oryginalne wydanie pochodzi z 1639 roku i jest de facto tłumaczeniem na język angielski francuskiej pracy Du Praissaca Les discours militairies. Stąd też opisy dotyczą armii francuskiej i wynikają z jej doświadczeń z pierwszej połowy XVII wieku. Od czasu do czasu pozwolę sobie coś z tej pracy zacytować.
Pierwsza próbka dotyczyć będzie roli kawalerii. Jest ona podzielona na dwie formacje: jazdę (horse) i kirasjerów. W skład tej pierwszej wchodzi lekka jazda (light horse) i karabinierzy (carbines). Wydaje mi się, że pewne rzeczy mogły tu zostać zgubione w tłumaczeniu z francuskiego na angielski, pozwolę sobie więc wytłumaczyć jak to rozumiem[1]. Lekka jazda to szwoleżerowie[2]: wyposażeni w hełmy (kapaliny lub burgonety), napierśniki i (czasami) napleczniki, uzbrojeni w pałasz, parę pistoletów i długą broń palną[3]. Karabinierzy[4] to generalnie odpowiednik arkebuzerów w innych armiach tego okresu: uzbrojeni byli identycznie jak szwoleżerowie, de facto po wymianie przez tych pierwszych arkebuzerów na muszkietony obydwie formacje były uzbrojone identycznie. Niektórzy teoretycy piszący w XVII wieku stawiają znak równości pomiędzy karabinierami i dragonami, nic nie wskazuje jednak na to, żeby w tym akurat przypadku Du Praissac/Cruso mieli właśnie dragonów na myśli.
Oto jak autor(zy) wyobraża(ją) sobie użycie takiej jazdy w kampanii (tłumaczenie własne z języki angielskiego):
Zadaniem (tych) oddziałów jest zawsze badać i odnajdywać nowe drogi i trasy, którymi mógłby nadciągnąć nieprzyjaciel i by zawsze krążyć wokół (wojsk) nieprzyjaciela; stąd też (by wykonywać takie zadania) muszą wyruszać na długie wielodniowe wyprawy, ale (z tego powodu) nie muszą wystawiać wart w nocy (a tylko) przy swojej kwaterze (a nie na straży całej armii).
W czasie operacji oblężniczej[5] wysyła się ich by siali spustoszenie, zdobywali przejścia[6], atakować miasta[7], harcować[8] i łapać jeńców, by zdobywać informacje o stanie miast.
Nie przynosi żadnej hańby lekkiej jazdy, jeżeli ucieka (od przeciwnika) galopem, bo też do jej zadań należy zarówno (by) walczyć, wycofywać się jak i następować (w stronę przeciwnika), (niezależnie od tego czy jest) 10 (naszych) przeciw 50, 30 (naszych) przeciw 100; muszą więc (lekkokonni) być dobrze wyszkoleni w uporządkowanym odwrocie, a także w odrywaniu się od liczniejszego przeciwnika (by potem) zaatakować go ponownie w dogodnym czasie, wedle własnej odwagi i oceny (sytuacji).
O kirasjerach mamy o wiele krótszą i mniej treściwą wzmiankę. Cruso nie używa francuskiej nazwy gendarmes, a angielskiej cuirassiers. Zaznacza, że to specjalna formacja, podlegająca wyłącznie dowódcy całej armii – podczas gdy lekką jazdą dowodzi generał jazdy. Według planu bitewnego i widzimisię generała, kirasjerzy mogą walczyć w każdej części szyku bitewnego. Jazda ta ma nigdy nie odwracać się plecami (do wroga)i z tego powodu winna być ciężej uzbrojona[9].





[1] Posłużę się tu niezwykle interesującą pracą French armies of the Thirty Years’ War autorstwa Stephane’a Thion.
[2] Fr. Chevau gers.
[3] Do 1621 roku używali arkebuzów, po tym roku zastąpionych przez muszkietony.
[4] Fr. Carabins.
[5] Tzn. gdy nasza armia oblega twierdzę, a nie jest oblegana…
[6] Może chodzi o zabezpieczanie mostów, brodów i tym podobnych?
[7] W znaczeniu wzniecania w mieszczanach paniki, a nie w celu zdobycia miast.
[8] Ang. To skirmish.
[9] Chodzi tu oczywiście o uzbrojenie ochronne, w porównaniu z lekką jazdą. 

wtorek, 27 maja 2014

Święty zawrót głowy


Dziś rzecz krótka, ale za to jaka treściwa, ot przyczynek do edukacji religijnej jednego ze znanych władców Rzplitej. W czerwcu 1647 roku, w ramach swojej podróży po Europie, Jan i Marek Sobiescy trafili do Tuluzy. Odwiedzili tam bazylikę św. Sernina (Saturnina), jednego z najważniejszych patronów chrześcijaństwa we Francji. Grób samego świętego – w rzeczonej bazylice -  można podziwiać na zdjęciu powyżej[1]. Młodzi polscy magnaci byli pod ogromnym wrażeniem świątyni, bo też ilość nagromadzonych tam relikwii przyprawiała (z góry przepraszam za grę słów – naprawdę nie była zamierzona) o zawrót głowy. Zresztą sami sprawdźcie, co się będę rozpisywał…





[1] Źródło zdjęcia: http://fr.wikipedia.org/wiki/Saturnin_de_Toulouse#mediaviewer/Fichier:Tomb_of_Saint_Saturnin_-_Basilique_Saint-Sernin_-_Exposures_blending.jpg

poniedziałek, 26 maja 2014

Liebster Award 2014 - nominacja




Bartek z blogu Asienieboje Wargaming Blog postanowił nominować mnie do tegorocznej Liebster Awards. Wielkie dzięki! Co prawda mój blog jest w bardzo małym stopniu skoncentrowany na aspektach modelarskich, ale zawsze to miło jak znajomy współbloger Cię nominuje…

Thanks to Bartek from Asienieboje Wargaming Blog for nominating me for this year’s Liebster Award. Although my blog is in very small percentage related to wargaming, it is always nice to be nominated by fellow co-blogger.


So now I have to:
Oto co muszę więc teraz zrobić:

1: Copy and paste the award on your blog linking it to the blogger who has given it you.
2. Pass the award to your top 11 blogs with less than 200 followers by leaving a comment on one of their posts to notify them that they have won the award and listing them on your own blog.
3. Sit back and bask in the warm fuzzy feeling that comes with knowing you have made someones day!
4. There is no obligation to pass this onto someone else but it's nice if you take the time to do so.


1. Kopiuj i wklej nagrodę na swój blog z linkiem do osoby ciebie nominującej.
2. Przekaż nagrodę do Twojej listy najlepszych blogów, które mają mniej niż 200 obserwatorów, poprzez pozostawienie komentarza o nominacji i wygranej nagrodzie i opublikować listę na swoim blogu.
3. Usiądź i delektuj się tym, że właśnie poprawiłeś komuś jego dzień!
4. Nie jesteś zobowiązany do tego aby dalej przekazać tą wiadomość, ale było by bardzo miło gdybyś poświęcił na to trochę swojego czasu.

The blogs I would like to nominate are (not all of them match the criteria but I like them, so…) :
Oto blogi, które chciałbym nominować (nie wszystkie spełniają kryteria, ale co tam…):













Also there are some questions you need to answer and they are:
Jest tez kilka pytań na które musisz odpowiedzieć, oto one:
1. Why did you start blogging?
1. Dlaczego rozpocząłes blogowanie?

I thought it would be nice idea to spend some free time…
Wydawało mi się, że to będzie fajny pomysł na spędzanie wolnego czasu…

2. If you could change one thing about the wargaming hobby, what would it be?
2.
Jeśli mógłbyś zmienić jedną rzecz w wargamingowym hobby, co by to było?

No clue.
Brak pomysłu.


3. What is best in life?
3. Co jest najważniejsze w życiu?

Family.
Rodzina.


4. Do you want to live forever?
4. Chciałbyć żyć wie
cznie?

Tempting… but not.
Kuszące… ale nie.


5. Fame or fortune? 
5. Sława czy fortuna?

None.
Żadne z nich.


6. What miniatures are you most proud of having painted?
6. Z których miniatur jakie pomalowałeś jesteś najbardziej dumny?

I’m such poor painter that any painted miniature is my pride and joy J
Jestem tak słabym malarzem, że każda pomalowana figurka to moja duma i chwała J


7. How do you deal with burn out?
7.
Co robisz by zapobiec wypaleniu się?

I don’t – I closed blog for long time when I was burnt out.
Nic – zamknąłem blog na długi czas, gdy poczułem się wypalony.

8. Why is a raven like a writing desk?
8. Dlaczego kruk jest jak biurko?

Even Mad Hatter didn’t know the answer.
Nawet Szalony Kapelusznik nie znał odpowiedzi.


9. Star Wars or Star Trek?
9. Gwiezdne Wojny czy Star Trek?

Star Wars.
Gwiezdne Wojny.

10. If you could only buy from one miniature company from now on, which one would it be?
10.
Jeśli mógłbyś tylko kupować figurki od tej pory tylko od jednego producenta, który by to był?

Tricky question for me – it will be Wargamer of course.
To podchwytliwe pytanie w moim przypadku – oczywiście Wargamer.


11. What is your favourite takeaway?
11. Jakie jest Twoje ulubione danie na wynos?

I done eat takeaways.
Nie zamawiam żarcia na wynos.

That's all. You are free to answer all above questions or you can add new. It is only fun and promotion others blogs! 
I to wszystko. Jeżeli chcesz, może odpowiedzieć (albo i  nie) na powyższe pytania, możesz tez dodać nowe. To przecież tylko zabawa i jednocześnie promocja innych blogów. 




środa, 21 maja 2014

Camelus dromedarius jako bestia z piekła rodem


Obłowiło się wojsko koronne i litewskie na Turczynie pod Chocimiem w 1673 roku. Nasiało się tedy po wszystkiej Polszcze rzeczy tureckich, owych haftowanych rzeczy ślicznych, koni pięknych, łubiów bogatych i inszych różnych specjałów, jak o tym napisał Jan Chryzostom Pasek. Zdobycz nasi wielką wzięli w rzędach, w srebrach, w namiotach bogatych, w sepetach[1]zaś owe specjały wyborne, co mógłby drugi sepet na sto tysięcy rachować, one szable bogate, one janczarki. Naprowadzono też do Polski wielbłądów siła, tak że go dostał i za podjezdka. Nasz pamiętnikarz przytoczył też anegdotę z gatunku słodko-gorzkich, co to zaczęła się śmiesznie, acz skończyła tragicznie. A że dotyczy wielbłądów – a egzotyczne zwierzaki to zawsze gratka na blogu – pozwolę sobie ją tu przytoczyć.
Ale też to jeden syn osobliwie ucieszył ojca zdobyczą. A był to ten syn jego rotmistrzem dymowskim[2], miał wielbłądów kilka zdobycznych. Przyjeżdżając pod dom, chciał się też ojcu pokazać na powitaniu tureckim strojem: ustroił się w ubiór wszystek turecki i zawój, wsiadł na wielbłąda; kazawszy czeladzi zatrzymać się na wsi, pojechał przodem do dwora. Ociec staruszek idzie przez podwórze z laską do jakiegoś gospodarstwa, a owo straszydło wjeżdża przez wrota. Starzec okrutnie uciekać począł żegnając się. Syn widząc, że się ociec zaląkł, pobieży też za nim wołając: Stój Dobrodzieju, ja to, syn twój! Ociec tym bardziej w nogi. Potem rozchorował się z przelęknienia i niezadługo potem umarł.
Oj nieprzemyślany to był dowcip młodego wojaka, nieprzemyślany… Swoją drogą ciekawym cóż też się stało z tymi złupionymi wielbłądami, jakie były ich dalsze losy w polskich wsiach i miasteczkach?



[1] Miał to być rodzaj skrzynki z szufladkami, używany przede wszystkim do przechowywania kosztowności i dokumentów.
[2] Czyli służył w wyprawach dymowych. Żołnierze ci zostali w znacznej części włączeni w skład oddziałów regularnych. 

poniedziałek, 19 maja 2014

Muszkiety, pałasze i konie

Pierwszy rajtar Rzplitej, a mój (jeżeli mogę pozwolić sobie na poufałość) dobry internetowy kompan – Jarek ‘Igła’ Domiński – zamieścił na swojej stronie rajtarzy.pl bardzo ciekawe zestawienie  dotyczące koni używanych w jeździe ‘zachodniej’ w XVII wieku. Wspomniał tam i o dragonach, co przypomniało mi o ciekawym zapisku z pamiętników Patricka Gordona. Obiecałem kiedyś fragment ten przytoczyć, więc nadarza się świetna okazja, by niejako podpiąć się pod zestawienie autorstwa Jarka i podać jakiś przykład ‘z życia’.
Na początku marca 1660 roku licząca ok. 100 oficerów i żołnierzy kompania dragonów dowodzona przez Gordona dotarła do obozu wojsk koronnych pod Piotrkowem. Tu Patrick miał wreszcie okazję spotkać się z nominalnym dowódcą swojej jednostki – czyli Jerzym Lubomirskim – i zaprezentować mu oddział. Kapitalny jest dialog pomiędzy obydwoma panami, uświadamiający jak trudno było ‘z niczego’ sformować w zniszczonym wojną kraju nawet tak niewielką jednostkę jak kompania. Oddajmy głos Gordonowi (tłumaczenie własne z oryginału angielskiego):
Zapytał mnie tedy czy są uzbrojeni. Odrzekłem, że wyposażyłem wszystkich w muszkiety[1] i pulwersaki[2]. A [czy mają] pałasze[3]? – zapytał mnie. Odrzekłem, że niektórzy z nich mają. Jednak gdy zapytał mnie, czy mają konie, odrzekłem: ‘Gdzie mógłbym zdobyć [dla wszystkich] konie w takim  czasie, gdy nawet chleb [dla żołnierzy] ciężko było zdobyć’. Jednakże powiedziałem, że podoficerowie[4] mają konie.
Kompania została powiększona  o kolejnych 60 żołnierzy, których Gordon miał wybrać spośród ex-szwedzkich żołnierzy trzymanych przez Lubomirskiego w niewoli. Oficer wybrał najlepszych spośród nich, reszta trafiła do regimentu piechoty cudzoziemskiej marszałka.
Przed Gordonem stanęło teraz arcytrudne zadanie zdobycia konia dla swoich dragonów. Oddział stanął na terenie Spiszu gdzie w Nowej Wsi Spiskiej (wbrew nazwie jest to miasto) Patrick próbował kupić konie. Okoliczna szlachta wywindowała jednak ceny, także udało mu się zdobyć zaledwie 8 (sic!) rumaków. Po wymianie listów z Lubomirskim i okolicznymi urzędnikami szkocki oficer dostał pozwolenie na zarekwirowanie koni i wystawienia kwitów dłużnych z ceną określoną przez samego Gordona. Szkot, otrzymawszy ten rozkaz w nocy, nakazał swoim dragonom zamknąć i obsadzić bramy miejskie, tak by nie wyjechał żaden koń. Rankiem kazał zebranej szlachcie i mieszczanom zgromadzić konie na rynku, nakazując jednocześnie, by nie sprowadzano koni o zbyt wysokiej cenie, a także starych i niezdolnych do służby. W dwie godziny zebrano w ten sposób 400 koni, z których dragoni wybrali 150 czy 160. Gordon przystąpił wtedy do wystawiania kwitów, w bardzo rozsądny i godziwy sposób[5].W ten sposób cała kompania dragonów otrzymała konie, problemem jednak był brak siodeł. Nie można ich było tak szybko zdobyć [w takiej ilości], jednak Gordon zamówił 100 sztuk wraz z całym oporządzeniem w Kieżmarku.  
O dalszych losach kompanii dragonów napiszę w (mniej lub bardziej odległej) przyszłości.





[1] Np. w Krakowie kupił od kupca nazwiskiem Blackhall 60 nowych muszkietów po 4 floreny za sztukę. Także w Krakowie udało się zdobyć 6 starych muszkietów, proch i lont.
[2] W oryginale ‘powder bagge’, dzięki dla Rafała Szwelickiego za zasugerowanie właściwej nazwy. 
[3] W oryginale ‘sword’, czyli na pewno nie chodzi o szable, bo te Gordon zapisuje w innym sposób. Poza tym jednostka składała się z cudzoziemców, więc szabla nie byłaby dla nich naturalnym wyborem.
[4] Plus oczywiście sam Gordon.
[5] W końcu to jego pamiętnik, co innego mógł napisać…

środa, 7 maja 2014

Rozwód za pomocą siekiery i szabli.

Podczytując sobie po raz kolejny „Prawem i Lewem” Władysława Łozińskiego (ta lektura chyba nigdy mi się nie znudzi) znalazłem makabryczny, ale i ciekawy zarazem opis mordu Jakuba Solikowskiego z 1607 roku. Ot, opiszmy jakiś sarmacki horror wieczorową porą…
Szlachcic nasz został zamordowany przez swoją żonę – Beatę Zawiszankę[1] - i dwóch spośród sług rękodziejnych: Stasia i Sienia. Ten drugi został  nawet przez panią przekupiony, mu darowała konia aby jej w morderstwie pomógł i tajemnicę zachował. Niestety nie wiem co za udział w zbrodni otrzymał Staś. Opis całego zdarzenia trafił do akt grodzkich halickich, więc pozwolę sobie przytoczyć obszerny fragment:
Pani pana upoiła tak, że zaraz spokojnie szedłszy precz usnął. Natenczas kilka razy dziewkę słała, aby się dowiedziała, jeśli już usnął, a gdy powiedziała, że usnął, zaraz pani z Stasiem, który z siekierą, a ten Sień z świecą do izby przyszli i tam Staś z siekierą obuchem w głowę pana uderzył, za którym haniebnym razem nieboszczyk się porwał, którego porywającego się pani przyległa na nim pierzyną i wespół z Stasiem dusili, aż go udusili, potem z łoża ściągnąwszy szablą Staś go przebił.
Jak widać nieźle się grupa musiała natrudzić, żeby pan Jakub wreszcie zszedł z tego padołu łez. Po burzliwej naradzie w kwestii pozbycia się zwłok – pani Beata chciał utopić zwłoki wraz z koniem[2] w Dniestrze, pozorując wypadek – ukryto zamordowanego pod mierzwą (słomy lub sianą) leżącą przy stajni, po czym mordercy spalili tak prowizoryczny stos. Zbrodnia jednak wydała się, po rozlicznych perturbacjach pani Beata została przez własnego brata (sic!) wydana trybunałowi i skazana na karę śmierci. Kat ściął także głowę Sieni, losów tak biegłego w używaniu siekiery i szabli Stasia nie znam.




[1] Notabene pan Jakub był jej drugim mężem, losów pierwszego – niejakiego Strzeleckiego –nie znam.
[2] A co on biedny zawinił?

wtorek, 6 maja 2014

Dragoni, harnicy i świstaki (z ptaszynkami)

Prywatne wojska biskupów krakowskich to bardzo ciekawy XVII-wieczny temat, o którym jeszcze chyba na blogu nie pisałem. Biskup krakowski był od 1443 roku władcą księstwa siewierskiego, a od końca XIV wieku podlegało mu także tzw. Państwo Muszyńskie (znane także pod kilkoma innymi nazwami, jak kres muszyński czy klucz muszyński).  W obydwu tych tworach biskupi mieli własne siły zbrojne, będące połączaniem swoistej piechoty wybranieckiej i pospolitego ruszenia. Muszyńscy harnicy zwalczali zbójców górskich, a w 1655 roku walczyli przeciw zbójom zza morza, broniąc Krakowa przed Szwedami i walcząc przy zdobyciu Nowego Sącza. O samych harnikach, ale i zagadnieniu zbójnictwa w regionie, pozwalam sobie odesłać do bardzo ciekawego artykułu na stronie Projektu Zbójnicki Szlak.
Z osiadłych chłopów formowano na potrzeby wojny piechotę, którą w czasie pokoju szkolono w czasie comiesięcznych popisów. Każdy kmieć i mieszczanin miał mieć rusznicę lub muszkiet, a każdy komornik kosę osadzoną na sztorc.  Z kolei sołtysi byli zobowiązani do służby w dragonii. Poddani biskupi mieli na własną rękę zaopatrzyć się w prochy, lonty, kule, z tymże na wypadek zagrożenia mieli otrzymać dodatkowe zapasy z arsenału biskupiego. Także i szlachta siewierska musiała na wezwanie biskupa walczyć w polskich wojnach w ramach pospolitego ruszenia.
Oprócz „Potopu”, najbardziej znaną akcją wojskową oddziałów podległych biskupowi krakowskiemu było stłumienie powstania Kostki-Napierskiego w 1651 roku. Kiedy zajął on 14 czerwca zamek w Czorsztynie, początkowo czoło stawiły mu oddziały prywatne starosty dobrzyckiego Michała Jordana, składające się z dragonii, piechoty i czeladzi. Biskup Piotr Gembicki nie zwlekał jednak w zebraniu podległych mu wojsk i posłał (…) piechoty swej kilkaset z kapitaniem Robakianei[1] , pułkownika swego księstwa Siewierskiego Jareckiego[2], posłał szlachtę siewierską, przyjechał także działek 2 i puszkarzów naszych kazimerskich trzech, prochów, kul dostatek. Część wojsk biskupich to dragoni, którzy po odbiciu zamku stanęli na nim garnizonem – chodzi więc prawdopodobnie o oddział najemny, bo starości powinni chyba po zakończeniu kampanii powrócić do swojej pokojowej roli. Wojska te zostały wsparte posiłkami z garnizonu wojsk kwarcianych w Lubowli, łącznie ocenia się, że pod zamkiem więcej było niż tysiąc ludzi, którzy go dobywali. Bardzo ciekawa jest wzmianka o świstakach, których także w zielonych katankach posłał j.m. ks. Biskup kilkadziesiąt z ptaszynkami.  Ptaszynką określano lekką strzelbę na drobne ptactwo, chodzi więc zapewne o łowczych z dóbr biskupich. Może ktoś spotkał się z jakimś szerszym wyjaśnieniem tego terminu, ewentualnie może nakierować na jakieś źródło o owych świstakach?
O skali zaangażowania, ale i o możliwościach wojsk biskupa niech świadczy fakt, że w czasie krótkotrwałego oblężenia miano wystrzelić na zamek kul samych 35 000 z kobył[3].  Liczba jest na pewno znacznie przesadzona, niemniej jednak żołnierze Gembickiego na pewno nie narzekali na brak prochu czy kul.
Co ciekawe, w 1955 roku premierę miał polski film Podhale w ogniu, ukazujący przebieg powstania Kostki-Napierskiego. Polecam link do zdjęć z tej produkcji, dostępnych na stronie Filmoteki Narodowej.  Można się nieźle pośmiać z wyglądu żołnierzy biskupa, ale nabrałem ochoty, żeby film obejrzeć…                                  



[1] Może to oficer pochodzenia węgierskiego? Nazwisko brzmi dziwnie…
[2] Lub Jarockiego, był to dowódca wojsk księstwa.
[3] Tj. muszkietów.