piątek, 30 listopada 2018

Miasteczko zabawne jest dla panów Polaków



[Tydzień z lisowczykami, wpis 5/7]

Dzisiaj padam na twarz po pracy, więc wpis będzie krótki. We wrześniu 1626 roku 400-konna chorągiew lisowczyków rotmistrza Mikołaja Moczarskiego wyprawiała się na podjazdy w stronę pozycji szwedzkich, wędrując a to pod Oliwę, a to pod Puck, a to do Gdańska. Co ciekawe, w tym ostatnim mieście lisowczycy mieli zaproponować, że przejdą na służbę mieszczan – czemu jednak grzecznie odmówiono. Nie ma się zresztą co Gdańszczanom dziwić, lisowczycy mieli bowiem w ograbić po drodze jakąś wieś, doszło też do jakiś drobnych burd. Sam Moczarski podsumował to najlepiej w swoim liście do burmistrza Gdańska Arnolda von Holtena:
Obawiam się, aby mi się żołnierze moi w mieście bawić nie chcieli, albowiem to miasteczko zabawne jest dla panów Polaków.
Co ciekawe, w czasie popisu armii 4 listopada 1626 roku rota Moczarskiego opisana jest w sile 228 koni, pytanie tylko czy aż tak dużo ‘rozeszło się’ spod znaku, być może wyjściowa informacja o 400 koniach była zawyżona, ewentualnie chorągiew podzielono na dwie mniejsze? Faktem jest, że oddział Moczarskiego (w sile 200 koni, jako jazda kozacka) wszedł do komputu armii w Prusach i zaszczytnie walczył do końca wojny, wchodząc w skład pułku jazdy Stefana Koniecpolskiego (a po jego śmierci w 1629 roku – Samuela Żalińskiego). Widzimy go między innymi pod Czarnem i Trzcianą, brał też nader często udział w starciach podjazdowych. 


czwartek, 29 listopada 2018

Liber chamorum, cz. III – lisowczycy (odsłona druga)



[Tydzień z lisowczykami, wpis 4/7]

Drugi (i ostatni) wpis dotyczący ciekawych losów lisowczyków opisanych w Liber Chamorum.

Mrozek, został w 1620 roku wzięty przez lisowczyka za ciurę do woza. Wyprawy do Siedmiogrodu i na Morawy przyniosły mu tyle łupów, że w 1624 roku, w chorągwi Jaroszoskiego na sześć koni służeł.
Muchowiecki, chłop który o muchach wiedział, oganiał u stołu u szlachcica. W 1619 roku ograbił swojego pana i uciekł do lisowczyków, zjechał do nich z pańskim koniem, okradszy jeszcze pod tysiąc złotych.
Jakub Ozimski, syn mieszczanina z Chęcin. Zaczynał służbę u lisowczyków jako ciura w 1620 roku, stopniowo jednak awansował bo potym na swe konie służeł. W 1626 roku trafił do Prus, walcząc w szeregach chorągwi Mikołaja Moczarskiego, gdzie w 1627 roku został nawet chorążym. Co ciekawe, jego rodzony brat służył u niego za pocztowego.
Paszkowski z kolei zaczął karierę za woźnicę u lisowczyka w 1619 roku. Powiadano o nim, że beł łupieżca haniebny chłopów i ślachtę znieważał przy braniu im gwałtem czego. Wyprawa do Siedmiogrodu musiała w jego przypadku przynieść niezłe profity, bo już na Morawach pisał się na 4 konie.
Kolejny Paszkowski dołączył do lisowczyków w 1620 roku, co ciekawe do nich pieszo przystał. Powtarza się tu dobrze znany scenariusz zebrania bogatych łupów, bo w 1624 roku pod chorągwi Jaroszoskiego na 6 koni służeł.
Popławski od 1619 roku w szeregach lisowczyków, okrutny łupieżca beł, że nafundował sobie pieniędzy. W 1624 roku stanął nawet na czele chorągwi jako rotmistrz, oddział ten miał się zresztą składać z samych chłopów.
Tworzyjański także zaczynał za ciurę przy wozie w 1619 roku. Już jednak w 1622 roku, jako że nieźle szarpał i kradł, stać go było na to by służyć na kilka koni. W 1624 roku powiódł kupę swawolną siepaczów lisowską na Morawy.
Zakrzowski, o którym pisałem przy okazji innego wpisu,  imał się wojaczki w swawolnych kupach, bywał między lisowczykami i na Śląsku za bębnistę circa 1629. W 1632 roku miał z kolei 3-konny poczet w chorągwi Zygmunta Dębińskiego na służbie cesarskiej. Został jednak wydalony ze służby, kiedy inny towarzyszy poskarżyli się na niego u rotmistrza (że oto nie-szlachcic służy między nimi jako towarzysz). Jego historia ma jednak tragiczny epilog – rozżalony z powodu zwolnienia, zabił własną żonę, która beła przy wojsku za szynkarkę, po czym popełnił samobójstwo.



środa, 28 listopada 2018

Jako na nich tak bystre konie utrzymują?



[Tydzień z lisowczykami, wpis 3/7]

Znów Lotaryngia w 1622 roku, tuż po połączeniu z wojskami arcyksięcia Leopolda, biskupa passawskiego. Ksiądz Dembołęcki zapisał kapitalną serię pytań, jakie o lisowczyków zadali mu oficerowie Ligii Katolickiej. Dobrze to pokazuje, jak egzotycznie musiał dla nich wyglądać pułk lisowczyków – tak pod względem strojów, uzbrojenia jak i zachowania.

(…) to znowu niektórzy [mówią, nie można rzec aby to Polacy, bo tu często bywają, ale nie w takich szaciech jak my, i twarze łaskawe, a to porąbane, i.t.d. (a oni to rozumieli, iż tak żołnierz powinien mieć piękną twarzyczkę i Włoski strój jako panięta których tam widali). To im zbiwszy, to znowu [pytają] jeżeli Chrześcianie? Jeśli się ich też nie boję? Czemu głowy golą, czemu wszystkę ogoliwszy czuprynę zostawują, brodę czemu golą, a ogoliwszy na co wąsy zostawiają? Czemu płaszcze opięte mają? Czemu u nich tak wysokie kołnierze? Czemu krezów nie mają, czemu czapki tak wysokie mają aż za głowę wiszą? Czemu pludry tak wązkie jako rękaw, czemu buty żółte, dlaczego kowane, czemu zbroi nie mają, czemu krzywe rapiry[1], czemu wędzidła u koni tak małe? Jako na nich tak bystre konie utrzymują, jako nie spadną z tak małych siodeł, jako na nich mogą siedzieć? Czemu się po koniu w biegu pokładają? Na co tak wiele koni w wojsku i tak wiele chłopiąt? Po czem ciurę poznać? Coby to był (na tolombas[2]) na co i kto tego używa? Po czem starszyznę poznać, czemu kijków nie mają w ręku, czemu pułkownik miał buławę pełną, a drudzy rogatą (na buzdygan)? czemu pogwizdują? Co za obyczaja, co za zabawki, jako legają, długoli sypiają, długoli żyją, jeśli się ich broń albo kula ima?

Jak widać oficerowie arcyksięcia musieli tu przeżyć niezły szok kulturowy, bo gama pytań jest nader szeroka.


[1] Piękne określenie na szable.
[2] Sam musiałem poszukać co to. Według Glogera to ‘wielki turecki bęben wojskowy’, czyli ciekawostka, że oto lisowczycy używali i takiej muzyki wojskowej.

wtorek, 27 listopada 2018

Liber chamorum, cz. II – lisowczycy (odsłona pierwsza)



[Tydzień z lisowczykami, wpis 2/7]

W Liber chamorum wręcz roi się od lisowczyków, formacja ta stała się swoistą przystanią dla wszelkiej maści awanturników udających szlachtę. A że akurat mam na blogu tydzień z lisowczykami, połączymy przyjemne z pożytecznym. Poniżej wypis opisujący przygody 10 (właściwie 11) takich ochotników.

Brodowski, który w 1624 roku miał służyć  w pięć koni w chorągwi Adama Skorulskiego. Poszczęściło mu się w czasie tej kampanii, bo wywiózł zdobycz niemałą i u Przeworska kędyś zapadł.

Broniowski, służył w 1620 roku, z czego zdobycz miał, abo raczej z rozbójstwa niemałą korzyść.

Ciężartowski, który wraz z lisowczykami ruszył w 1624 roku na Śląsk. Łupy musiały być obfite – na kampanie wyruszył bowiem na jeden koń a na Śląsku już na pięć koni pisał się pod chorągwią [Adama] Skorulskiego.

Czechowicz, służył w chorągwi lisowskiej w 1625 roku. Miał udawać szlachcica litewskiego, co nieprawda, bo ani listu stamtąd, ani on sam tam nigdy nie jeździeł ani słał.

Janowicki, chłopski syn, służył wśród lisowczyków atakujących w 1619 roku Siedmiogród. Tam brał udział w złupieniu kilkunastu kościołów. W 1620 roku podwinęła mu się jednak noga – został pojmany przez górników w Olkuszu, stracił cały łup i wylądował w celi. Wypuszczony, imał się zbójowania, a potem znów trafił do lisowczyków.

Jastrzębski  z lisowczykami w 1619 roku  w Węgrzech łupali kościoły, rok później rabowali na Śląsku. Temu zdecydowanie pasowała służba w chorągwi – zaczynał od jednego konia, a po tygodniu rabowania na Śląsku mógł się już na dwanaście koni pisać.

Mieszczanin Mikołaj Karaś miał służyć u Idziego Kalinowskiego w 1620 i 1623 roku. Po 1624 roku imał się zbójowania, ale ze słabym skutkiem: kilkanaście razy bywał w więzieniu i w wieży siadał, a wychodzieł, czasem uciekał.

Dwa synowie Kowalkowskiego, kowala z Pińczowa, zaciągnęli się po koniu do lisowczyków w 1619 roku, do nich pomóc im łupić i najeżdżać. I tu łupy były obfite – po tym chłopom nabrali, i przedać ich dostatek mieli.

Krajkowski ruszył z lisowczykami w 1620 roku, nawydzierał i nakradł chłopom koni, w kaletach też nazdobywał pieniędzy. Cztery lata później, służąc u rotmistrz Stanisława Jaroszowskiego, miał mieć 6-konny poczet.

Krajowski miał początkowo w 1620 roku służyć u lisowczyków za ciurę, jednak już w 1622 roku służeł na dwa konia między niemiż. Co ciekawe, miał swoisty przydomek, miał się nazywać Kradzioski, że kradł, aleć i krajał połcie od wieszadeł, choć ich nie on wędzieł.

Jak widać alfabetycznie wylądowałem dopiero przy K, więc w tym tygodniu pojawi się jeszcze kolejna (a może i dwie?) dziesiątką podobnych lisowczyków.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Nago trzy dni wojsko gonił



[Tydzień z lisowczykami, wpis 1/7]

W służbie cesarskiej lisowczycy trafili w 1622 roku do Lotaryngii, księstwa pobożnego i katolickiego, które miało jednak znacznie ucierpieć w czasie wizyty polskich turystów. Jak to napisał ksiądz Dembołęcki, owszem słysząc, iż się po swemu Lautring zwali, oni rozumieli iż to tam właśnie Luterska ziemia. Podjazdy lisowczyków rozlały się więc po kraju, łapiąc „języka” a przy okazji puszczając z dymem to i owo. Nie zawsze jednak udawało im się z tym ujść na sucho.

Bohaterem dzisiejszego wpisu jest anonimowy pocztowy, który w czasie takiego podjazdu w górach lotaryńskich od chłopów pojmany, nago rozebrany, oględowany i wybadywany był, jeżeli on człowiek, jeżeli zna Boga, jeśli umiera i t.d. Gdy naostatek zaprowadzono go na skałę wysoką, wiszącą nad Lutherą[1] do Renu wpadającą, i tam go obwieśić[2] chciano, on klęknąwszy Panu Bogu się poruczyć, skoro się wzajem zagadali, porwawszy się skoczył z skały w onę rzekę, którą przepłynąwszy, nago trzy dni wojsko gonił, mniemanie po sobie zostawując, iż wszyscy tak się umieją od śmierci wykręcić, i że ich zatem szkoda było i drażnić.



[1] Rzeka Lauter, będącą lewym dopływem Renu.
[2] Powiesić.

niedziela, 25 listopada 2018

Została tylko pustynia...



Jednym z miast które na mocy rozejmu  w Altmarku przypadły Szwedom był Memel (Kłajpeda).  W okolicy miasta stacjonowało  17 kompanii jazdy szwedzkiej, a koszt pobytu tego wojska miał się okazać szokująco wysoki dla lokalnej ludności. Zachował się spis inwentarza z 1629 i  1631 roku (kiedy to oddziały szwedzkie przerzucono do Niemiec), który to dobrze obrazuje. Spis z 1629 roku: 154 konie, 103 krowy, 236 wołów, 190 świń i 810 owiec.  Lista z 1631 roku jest zatrważająco krótka: 1 krowa i 26 wołów. Reszta zwierząt została zabrana przez Szwedów lub zabita. To oczywiście tylko niewielki wycinek tego, co od 1618 roku działo się w znacznej części Europy, a od 1626 w Prusach. Tu jednak o tyle interesujące, że pokazuje jak region został wyniszczony w wyniku przedłużającego się stacjonowania znacznych oddziałów wojska, a nie na skutek bezpośrednich walk i przemarszu wojsk.

środa, 21 listopada 2018

Jaka to piękna inwencja i kunszt kozacki!



Już kilka razy wspominałem na blogu przypadki używania przez Kozaków różnych forteli wojennych. Dziś kolejna taka historia, tym razem z listopada 1683 roku, ze szturmu tureckiej twierdzy Seczyn (Szecseny).  Kiedy oddziały polskie, cesarskie i brandenburskie podeszły pod miasto, Sobieski wysłał Kozaków w celu zdobycia jeńca, który mógłby udzielić informacji o siłach garnizonu. Jan Chryzostom Pasek przepięknie opisał nam całe zdarzenie:

(…) kazano Kozakom, żeby się starali, obiecawszy nagrodę. Poszło ich kilka w sady, nikogo porwać nie mogli, bo [Turcy] ostrożni byli i nie wychodzili nic z miasta. Znajdują sposób taki: zasadzili się w sadach kilkanaście, a dwaj poszli pod miasto i przypatrując się chodzą coraz bliżej. Skoro tam w mieście zrozumiano, że ich może kula donieść, wyrychtowano tam do nich z hakownice czy z janczarki strzelono. Ów jeden, choć mu nic, uderzył się o ziemię, drugi począł go quidem[1] trzeźwić, podnosić, a potem go i rozbierać z sukien. Widząc to Turcy i do owego dali ognia z kilku sztuk, on rozebrawszy go, w nogi i nie obejrzał się, a jeszcze gołymi miejscami uciekał, żeby z miasto widziano, że ku obozowi idzie. Ów quidem zabity leży (ubrał się  jasno, w suknię czerwoną); aż po małej chwili idzie Turczyn rozbierać go. Dochodząc do niego stanął, obejrzał się na wszystkie strony, pod drzewa podejrzał – nie widać nic; przymknie do niego, spojrzy mu w oczy – a on oczy zawarł, zęby wyszczerzył – pocznie się już sposobić do owej nieborakowi atamanowi posługi  (nie ubierał go, a rozbierać chce), przyklęknie, a guziki mu chce rozpinać; a Kozak go za kark. Krzyknie Turczyn; wezmą się z sobą. Tu miasto daleko i przez fosę ratować trudno, a tu Kozacy z zasadzki lecą; Turczyn się wydziera, rad by bardzo puścił Kozaka, a Kozak go nie chce. Przypadki, wzięli, przyprowadzili królowi. Jaka to piękna inwencja i kunszt kozacki!

Pochwycony Turek musiał ‘sypać’, bo król Jan III szybko zdecydował się na szturm. Ten znów poprowadzili Kozacy, chyżo, odważnie i mężnie, jak to pisał monarcha w liście do Marysieńki. Po trzech godzinach ostrzału, a także ataków piechoty i dragonii, dowódca garnizonu zdecydował się na kapitulację. Tak załoga jak i ludność cywilna otrzymali prawo wyjścia do Egeru, samo miasto zaś zostało splądrowane przez tryumfujących Kozaków.


[1] Niby.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Koń gniady turecki, kulbaka i rządzik




Podczytuję sobie znowu „Prawem i lewem” Władysława Łozińskiego, gdzie zawsze można znaleźć niezwykle interesujące fragmenty na blog. Tym razem trafiłem na fragment testamentu Aleksandra z Rytwian Zborowskiego, zmarłego w 1637 roku. Zostawił on dokładne instrukcje dotyczące swojego pogrzebu, a przede wszystkim tego co ma się stać z jego ukochanymi końmi. Pan Aleksander wylicza do kogo mają trafić, wspomina także kto ma odziedziczyć po nim broń i ekwipunek. Obszerny fragment tekstu, więc zamiast przepisywać pozwolę sobie zamieścić wycinek z książki (wydanie z 1957 roku):








środa, 14 listopada 2018

Konkurs historyczny Pike and Shot Society


Pike and Shot Society na swojej stronie zamieściło informację o bardzo ciekawym konkursie - wstyd przyznać, ale dopiero teraz ją znalazłem. Chodzi o konkurs na esej historyczny, dotyczący okresu 1400-1721. Tu można znaleźć pakiet informacyjny: prace, oczywiście w języku angielskim, należy przesyłać na podany adres mailowy do 31 grudnia 2018 roku. Interesująca sprawa, tym bardziej że okres bardzo szeroki. Postanowiłem napisać artykuł o piechocie cudzoziemskiej i dragonii w armii polskiej w czasie wojny 1626-1629, mam nadzieję, że zdążę skończyć w terminie. Zachęcam Czytelników - tak zawodowych historyków jak i amatorów jak ja - do wzięcia udziału, na pewno wielu z Was ma już nawet gotowe teksty, które musieliby tylko przetłumaczyć na język angielski.

wtorek, 13 listopada 2018

Accurate Vorstellung der Koniglich Pohlnischen Armee…(1775 rok)



W 1781 roku w Norymberze Gabriel Mikołaj Raspe wydał album Accurate Vorstellung der Koniglich Pohlnischen Armee… Była to jedna z części serii, w której prezentowano np. armię francuską czy saską. Czytelnik znajduje tam 76 kolorowych plansz przedstawiających żołnierzy polskich i litewskich, towarzyszą im opisy stanu armii z 1775 roku (kiedy to powstała praca Raspego).

Zdigitalizowany oryginał (niestety w niezbyt dobrej jakości) należący do Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich można znaleźć  na stronie Dolnośląskiej Biblioteki Cyfrowej. Niestety w momencie tworzenia tego wpisu strona przechodzi prace naprawcze i nie mogę zamieścić linka (poprawię to później, jak znów będzie dostępny).

W 1931 roku major Stanisław Gepner odświeżył wszystkie wizerunki, zdigitalizowaną wersję można znaleźć (i ściągnąć za darmo) ze strony PolishArms



wtorek, 6 listopada 2018

Liber chamorum, cz. I - trębacz, łotr okrutny.



Wreszcie wpadło mi w ręce Liber generationis plebeanorum Waleriana Nekandy Trepki, czyli dzieło znane jako Liber chamorum. Oj jaka to wspaniała lektura, momentami można wręcz boki zrywać. Znajdujemy tam jednocześnie dużo ciekawych informacji dotyczących wojskowości, więc będę pełnymi garściami czerpał z tego na blog. Nowy cykl jak znalazł!

W odsłonie pierwszej zaprezentuje się nam Stanisław Ogrodzeński, od Ogrodzeńca, zamku pana Fierlejowego[1] w krakowskiej ziemi. W 1631 roku nasz Staszek miał służyć w armii cesarskiej, gdzie umiał trąbić na miedzianej trąbie w chorągwi lisowczyków rotmistrza Adama Skorulskiego.  Miał także pełnić funkcję markietana w oddziałach walczących na Morawach, skąd wywiózł beł sobie Morawką miasto żony.

Staś miał jednak, jako łotr okrutny, nader lepkie palce i okradł kilku towarzyszy którym służył. W niemieckim wojsku w Lemborku miasteczku[2] przydybał go jednak Staniszowski, jeden z okradzionych towarzyszy lisowskich. Tu doszło do nader ciekawej konfrontacji:

[Staniszowski] połapieł go wołając: a tuś zdrajco, coś mię okradł! A on też pana chwycieł się wołając: a tuś francie, coś mię okradł! Pan [Staniszowski] mówi rajcom [miejskim]: proszę, każcie go wsadzić. A ten też: każcie tego zdrajcę mego wsadzić. Oni nie wiedzieli, czego się jąć, wsadzieli obudwu pod straż, aż ów pan posłał do chorągwie, że przyjechali kilkanaście towarzestwa, dali świadectwo, że służeł panu temu Staniszowskiemu i okradł go ten Ogrodzeński.

Staszek został więc przekazany przez rajców Staniszowskiemu, ten zaś oddał go pod sąd wojskowy (zapewne chorągwiany). Ogrodzieński wędrował już na szubienicę, kiedy to wykupił go jego szwagier, nazwiskiem Zakrzoski – co ciekawe, służący jako dobosz, więc jakoś tak rodzinnie musieli muzykować. Cena była jednak nader słona, życie Ogrodzieńskiego kosztowało bowiem 2000 złotych. Uratowany Staszek trafił z powrotem do Polski, gdzie w 1633 roku służył jako trębacz u Stanisława Lubomirskiego.


[1] Mikołaja Firleja.
[2] Lemberg w Palatynacie? Bo chyba nie Lębork na Pomorzu?

poniedziałek, 5 listopada 2018

Był na palu od godziny do godziny żyw


Po cieplutkiej kołdrze dla Marysieńki przechodzimy do dużo poważniejszych tematów. Lądujemy bowiem oto w Bobrujsku, w lutym 1649 roku. Miasto poddaje się wojskom litewskim hetmana Janusza Radziwiłła - a ten znany był z twardej ręki tak wobec swoich żołnierzy jak i przeciwnika. Przeczytajmy więc co czekało złapanych Kozaków, ale i litewskiego pachołka (pocztowego?) który złamał zakaz hetmański.


niedziela, 4 listopada 2018

Nic na świecie delikatniejszego ani cieplejszego



Jeszcze jeden wyjątek z listu Jana III do Marysieńki, tym razem jednak będzie miło, ciepło i przytulnie – wszak dziś niedziela, więc wypada coś spokojniejszego zamieścić na blogu. Tak król wymienia listę bagateli zdobytych na Turkach, które oto wysyła przez posłańca swojej ukochanej żonie:

Naprzód kołdrę z hatłasu białego chińskiego ze złotymi kwiatkami, nową i [w]cale jeszcze nie używaną; nic na świecie delikatniejszego ani cieplejszego, bo pod taką drugą sam sypiam; daleko rzecz milsza niżeli de ouate[1] ani owo pierze, które przykro jest gorące. Do tejże kołdry posyłam poduszkę do siadania na niej, którą haftowała rękami swymi pierwsza żona wezyrska, jako jego pokojowi powiadają, których także odsyłam trzech albo czterech. (Ma z tych ludzi każdy po tysiącu czerwonych złotych i po drugim; chcą być kupcami i osięść w Żółkwi). Trzecią rzecz posyłam przykrycie na taburet, na którym wezyr siadał, a ten taburet stawiał na sofie, tj. na tapczanie; o co z posłem francuskim tak wielka kontrowersja.  Czwarta rzecz jest parę kobierczyków karmazynowych, złotem tkanych; co przyjąć za wdzięczne uniżenie proszę.

Przyznaję, że jak wczoraj wieczorem znalazłem sobie ten cytat, to aż się rozmarzyłem za taką kołdrą z hatłasu białego chińskiego, bo za oknem mi wiało i lało… Ciekawe czy się prezenty spodobały Marysieńce?


[1] Watowana.

sobota, 3 listopada 2018

Tak nieostrożnie i niedbale



Wśród prezentów które po bitwie wiedeńskiej w 1683 roku miał wysłać Jan III Sobieski do cesarza Leopolda I, znalazł się znak jeden wezyrski. Jak się okazuje, wysłannicy króla mieli jednak nieprzyjemny wypadek wioząc owe trofeum do cesarza. Oddajmy głos samemu Janowi III, który tak to opisał w liście do Marysieńki:
Posłałem z komplementem i powinszowaniem jmć ks. podkanclerzego[1] dawszy mu znak jeden wezyrski na pamiątkę szczęśliwej naszej wiktorii. Zbliżywszy się tedy jmć. ks. podkanclerzy pod miasto, stanął w jakimś ci pustym ogrodzie, czekając na przyjazd cesarski, bo go był poprzedził; a tymczasem tak grzeczny chorąży jego Jaskólski, który ten znak niósł za nim, postawił gdzieś ten znak tak nieostrożnie i niedbale w ogrodzie, że mu go ukradziono. Z którą wiadomością dogoniono mnie już o dwie mili; tak że drugi który-m był dla siebie zostawił, musiałem posłać. Ale takich mam jeszcze dwa.
Swoją drogą ciekawe czy ów Jaskólski dostał za to po uszach?


[1] Jan Krzysztof Gniński. W 1679 roku, po śmierci żony, wstąpił on do stanu duchownego, stąd też ks. wspomniane w liście.

czwartek, 1 listopada 2018

Nowe szaty dwornych kozaków



Ciekawostka dotycząca strojów[1] (źródeł o tym nigdy za wiele) – tym razem nadworny oddział magnacki. Chorągiew kozaków dwornych Krzysztofa II Radziwiłła, używana na codzienne potrzeby, a składająca się w 1623 roku z 14 towarzyszy i 16 pachołków (pocztowych) miała towarzyszyć hetmanowi w wyprawie na sejm tegoż roku. Wszyscy kozacy otrzymali z tej okazji przydział nowych strojów: błękitne ferezje z czerwonymi guzami i sznurami, a także czerwone dołmany. Stroje dla towarzyszy miały być z falendyszu jako najtańszy być może, a dla pocztowych z pakłaku jako najlepszego. Koszt materiałów na takie umundurowanie miał się zamknąć w 1000 złotych.


[1] Znaleziona w pracy prof. Henryka Wisnera Rzeczpospolita Wazów. Czasy Zygmunta III i Władysława IV. Warszawa 2002.