wtorek, 5 października 2021

White taffety and necessaryes for the colour

 


Ponowna lektura pamiętników związanych z “Potopem” (robię notatki i odnośniki bibliograficzne do nowej książki) przynosi co chwila kolejne ciekawe informacje, które przeoczyłem przy pierwszym (drugim, trzecim…) czytaniu. Dziś notka krótka, acz o tematyce która bardzo mnie interesuje czyli sztandarach. Część z tych informacji była już kiedyś na blogu, ale teraz nieco to rozszerzę. ,Kiedy w drugiej połowie 1659 roku Patrick Gordon otrzymał od Lubomirskiego rozkaz utworzenia nowej kompanii dragonów z ex-szwedzkich żołnierzy przetrzymanych w Gniewie, sporym problemem było odpowiednie wyposażenie dla jednostki. Maszerując na południe, co jakiś czas możemy w pamiętniku napotkać informacje o kolejnych zakupach:

- jadąc do Gniewu, Gordon otrzymał 24 muszkiety, jako początkowy zapas broni dla kompanii (docelowo miała mieć 100 ludzi, w Gniewie zaciągnął 76)

- w Poznaniu kupił pięć muszkietów, proch i ołów, oprócz tego dla siebie parę szkockich pistoletówi

-  w Pyzdrach 28 par butów, bo tylko tyle było gotowych ‘od razu’

-  w Tarnowie nabył ‘kolejne muszkiety, proch i ołów’

- w Krakowie, na początku 1660 roku, zakupił 60 nowych muszkietów od kupca Blackhalla, a także sześć starych muszkietów, proch i ołów od innego kupca

A gdzie sztandar, zapytacie? Otóż na początku podróży z Gniewu wysłał do Torunia swojego sługę i dobosza kompanijnego by zakupili ‘białą taftę i wszystkie rzeczy niezbędne do [zrobienia] sztandaru oraz bęben’. Dla mnie nader interesująca ciekawostka, bo ciężko znaleźć szczegóły tego typu, w jaki sposób oddziały otrzymywały sztandary. Jak widać tu trzeba było załatwić to na własną rękę.

Kiedy Gordon miał wreszcie okazję zaprezentować kompanię Lubomirskiemu w marcu 1660 roku, miał miejsce ciekawy dialog, który nieco sparafrazuję:

[L] Czy mają broń?

[G] Tak, zapewniłem wszystkim muszkiety i pulwersaki

[L] A broń białą?[1]

[G] Tak, niektórzy mają broń białą

[L] A konie?

[G] Gdzież miałem czas martwić się o konie, jeżeli musiałem się martwić o chleb? [dodał jednak, że wszyscy podoficerowie mają konie]

[L] A ilu was tutaj?

[G] 100 ludzi wraz z oficerami

 



[1]              W oryginale ‘sword’, więc nie będę kombinował z tłumaczeniem.

poniedziałek, 4 października 2021

Ubrani na sposób polski

 


Ciekawa wzmianka z Przygód wojennych Hieronima Chrystiana Holsteina. Kiedy opuścił on wreszcie polską służbę, wędrował przez Pomorze do Hamburga, a stamtąd do Holsztynu. W ostatniej fazie podróży towarzyszyło mu dwóch byłych żołnierzy[1], dwóch pacholików i dwa luźne konie, razem w siedem koni. Holsten na pytanie szyldwacha w jednej z bram hamburskich miał powiedzieć jadę od Szczecina z głębi Polski i mam chętkę jechać do Danii. Tu docieramy do najciekawszego fragmentu, dotyczącego stroju grupy ex-polskich żołnierzy:

Ponieważ moi dwaj knechtowie i pacholikowie byli ubrani na sposób polski w błękitne kaftany z żółtym atłasowym podbiciem, wszyscy z samopałami i szablami u boku, a oba moje luzaki z polskimi derkami były dobrze obładowane, sądzono w Hamburgu, że jestem znacznym posłem polskim.

Interesujące, jako że może sugerować że rajtaria w służbie polskiej ulegał lokalnym wpływom w kwestii strojów.



[1]              Polskie tłumaczenia mówi o knechtach, niemniej jednak chodzi raczej o rajtarów, jako że byli to żołnierze z regimentu Lubomirskiego, gdzie służył sam Holsten.