wtorek, 31 lipca 2018

Augustus mortuus est, habemus novum Augustum!



W dzisiejszym wpisie znów pojawi się husarz roztrzaskujący kopię na XVII-wiecznym pogrzebie. Tym razem obędzie się jednak bez złych wróżb czy zagrożenia dla pań z fraucymeru. Pochowamy bowiem z Bożej łaski Króla Polski, wielkiego księcia litewskiego, ruskiego, pruskiego, etc., etc. , Zygmunta III Wazę. Opisze nam to Jakub Sobieski, w swoim Diariuszu sejmu koronacyjnego w Krakowie w 1633 roku. Wybrałem co ciekawsze fragmenty z przebiegu uroczystości:

Przed trumną królewską prowadzono chorągwie trzydzieści i sześć chorągwi, w kirysach każdy [chorąży], znaki swych województw i ziem na chorągwiach chorążowie nieśli. A na ostatku chorągiew koronna, którą niósł w niebytności[1] pana chorążego koronnego JM pan [Stanisław] Koniecpolski, starosta stryjski; chorągiew dworską, którą niósł JM pan[Albrycht]  Wessel, starosta różański; chorągiew Królestwa Szwedzkiego, którą niósł pan Guldestern[2], panię jedne szwedzkie, exulans[3] u nas, chorągiew pruska, inflancka, kurlandzka, wołoska, pomorska.

Znak i herb na proporcu królewskim niósł – ku ziemi obróconem – pan Bujanowski, pacholę śp. króla JMci. Jechał on konno, w kirysie, po usarsku. Insygnia królewskie tuż przed samą trumną nieśli senatorowie, towarzyszył im miecznik koronny Jan Zebrzydowski, który niósł miecz dobyty, końcem ku ziemi obrócony. W kondukcie nie zabrakło i pieczętarzy koronnych i litewskich, którzy pieczęcie nieśli, w czarne kitajki owinione.

Na koniec samej ceremonii nie mogło zabraknąć i kruszenia kopii: potym osoba jedna zbrojna w kirys ubrana drzewce, które przed ciałami królewskimi[4] do ziemi obrócone niosła, przed ołtarzem natychmiast skruszyła. Stojący nieopodal Władysław IV z ziemi podniósłszy sztukę onego znaku z proporcem oddał go hetmanowi Koniecpolskiemu. Wspominany już pan Bujanowski, giermek królewski, uderzył o ziemię chorągwią z herbem królewskim. Pieczętarze rzucili na ziemie pieczęcie, tak że się rozpadły, także i marszałkowie laski o ziemie pogruchotali.  


[1] Pod nieobecność.
[2] Ciekawe czy Rosencrantz też tam był?
[3] Wygnaniec (ze Szwecji).
[4] Obok Zygmunta III chowano także królową Konstancję, tak by mogła spocząć koło małżonka.

piątek, 27 lipca 2018

Dali się unieść takiej pysze i takiemu zaślepieniu



Dziś pora na kolejny fragment z tureckiego kronikarza wojny 1683 roku, jak zwykle w przepięknym przekładzie Zygmunta Abrahamicza. Dżebedżi Hasan Esiri w swojej kronice Mijar ud-duwel we misbar ul-milel, (Probierz państw i sonda narodów) poświęcił sporo miejsca wyjaśnieniu przyczyn klęski tureckiej pod Wiedniem. Opis będzie przydługi, jednak na tyle interesujący że warto mu poświęcić chwilę.

Bardzo wielu prostych żołnierzy przebierało się też bez potrzeby w odzież niemiecką albo węgierską, odcinając jedynie rondo kapeluszy.
Jedną z przyczyn klęski było także to, że wszyscy dowódcy, oglądając po drodze z Jawaryna do Wiednia spalone i zrujnowane kraje oraz zwłoki pomordowanych ludzi — dzieło żołnierzy, którzy jechali jako straż przednia — dali się unieść takiej pysze i takiemu zaślepieniu, iż nie pomyśleli o tym, że wojsko tego kraju także kiedyś zbierze się i ruszy na nich. Z tego to powodu na początku oblężenia nie zanadto przykładano się do dzieła, a za to po domostwach na przedmieściach, po okolicznych ogrodach i winnicach ustawiano znaki i wbijano paliki oraz uważano [to wszystko] już za swoje. Różni też osobnicy, licząc, że po zdobyciu zamku osiądą na nim, chodzili od bramy do bramy i wyznaczali dla siebie nadania, a dyktując swą wolę temu, co [jeszcze w przyszłości] skryte, w pysze swej i zaślepieniu uważali je już za swoje.

Powodem przegranej było również to, że w gronie dowódców panował rozłam, a większość ich była niechętna nadmiernemu wzrostowi władzy prześwietnego serdara jegomości, toteż stając w jego obliczu wprowadzała go w błąd prawieniem pochlebstw oraz relacjami i replikami, które musiały [go] wpędzać w zaślepienie i pychę. W sumie, zarówno możni, jak i maluczcy byli owładnięci zarozumiałością i butą taką, iż sądzili, że ziemia ta już przeszła w ich posiadanie.

Innym powodem było to, że jeszcze przed dojściem do celu wojsko i Tatarzy posiedli takie ilości rzeczy, iż było bez liku ludzi, którzy w kraju służyli jako pastuchy za pięćset czy sześćset akcza na rok, natomiast tutaj zdobyli po sto, pięćset, tysiąc i więcej ałtynów. Co się zaś tyczy dowódców, to ci za bezcen nagromadzili wiele chłopców i dziewcząt tudzież złota, srebra, porcelany oraz innych przedmiotów i kosztowności, a bardzo wielu z nich posiadło i nabrało po trzydzieści lub nawet po czterdzieści niewolnic. Bankierzy, wojownicy i przekupnie ładowali złotem, srebrem, porcelaną i innymi cennymi rzeczami swoje kufry, Tatarzy zaś i lewendowie napełniali „peserami" i inną monetą, jako też srebrem i porcelaną torby na obrok, biesagi i dery. Podczas gdy na początku [wyprawy] za jednego ałtyna dawano po pięćdziesiąt albo i więcej takich „peserów", [teraz] było niezliczone mnóstwo wozów złota. Posiadłszy takie bogactwo jeszcze przed osiągnięciem celu [wyprawy] większość żołnierzy porzucała swoje chorągwie, brała najlepsze konie, przebierała się w strój wojska z pogranicza bądź w strój tatarski, a potem krążyła po równinach i wzgórzach, i [w ogóle] gdzie się jej tylko zachciało. Także wielu janczarów przebierało się za lewendów oraz porzucało własne chorągwie i przechodziło do innych pułków lub do swoich ziomków, [przez co] zamiast porządku panował wśród wojska całkowity chaos. Z tego też powodu wszyscy myśleli tylko o tym, by wywieźć swe skarby, bowiem takich, którzy zostali z pustymi rękami, było niewielu. Słowem, wzbogaciwszy się już w momencie dojścia pod Wiedeń czy jeszcze zanim dotarli [pod niego], żołnierze i lewendowie porzucali swoje chorągwie, więc z tylu setek tysięcy ludzi nie znalazło się w okopach nawet dziesięć tysięcy prostego żołnierza.


poniedziałek, 23 lipca 2018

Prawdziwa Kmicicowa kompania




Kilkakrotnie wspominałem już na blogu o utrapieniach jakie przynosiły ze sobą oddziały wolontarskie w okresie 1654-1667. Podopieczni Oskierki czy Muraszki byli niestety tak samo skorzy do łupienia lokalnej ludności jak i do walki z przeciwnikiem. Dziś znalazłem kolejnego przywódcę „Kmicicowej kompanii”, który wykorzystał wojenną zawieruchę do własnych celów. Poniżej uniwersał Jana II Kazimierza, nawołujący obywateli  powiatu pińskiego do stawienia oporu wolontariuszowi Felicjanowi Rodakowskiemu, który z kupą swawolną nie kwapił się do obozu wojsk litewskich, zamiast tego wyrządzając w powiecie wielkie krzywdy y excessa.




wtorek, 17 lipca 2018

Szkocka szarża której nie było





Dzisiejszy wpis to coś lżejszego, chociaż głowa od tego może rozboleć. To fragment książki Jana Meysztowicza Husaria pod Kircholmem 1605, wydanej w 1970 roku w serii Bitwy-Kampanie-Dowódcy. Oj rozczytywał się kiedyś w tym człowiek że hej, sam nie wiedział ile głupot tam czytał. Fragment z którym możecie się zapoznać poniżej dotyczy piechoty szkockiej walczącej w armii szwedzkiej w czasie bitwy pod Kircholmem. Mamy tam opis niczym z powieści fantasy, rozrywka naprawdę przednia. Chorągiew piechoty złożona ze Szkotów (186, żeby być dokładnym) faktycznie walczyła w szeregach armii szwedzkiej, dowodził nią Hopman Forbus. Nie była to jednak część regimentu szkockiego (bo też takowego Karol IX w tej bitwie nie miał),  była za to jedną z 10 chorągwi tworzących regiment zaciężny Andersa Lenartsona. Szkoci mieli w tej jednostce ciekawe towarzystwo: 2 chorągwie polskie i chorągiew węgierską. Nie mam jednak pojęcia skąd Jan Meysztowicz wziął opis zarówno uzbrojenia, taktyki jak i szalonej szarży Szkotów pod Kircholmem. Może coś kiedyś przeczytał o szarżach górali w powstaniach szkockich jakobitów i postanowił to przenieść do Inflant? No nic, zapraszam do lektury, te BKD to jednak - mimo wszystko - wciągały czytelnika że hej!



poniedziałek, 16 lipca 2018

Woły kuchmistrza i klejnoty kuchcika



Dawno nie cytowałem żadnego listu Jana III do Marysieńki, trzeba jakoś temu zaradzić. Właśnie znalazłem ciekawy fragment dotyczących łupieniu obozu tureckiego po bitwie pod Wiedniem. Jak zwykle BPP wiatr w oczy, co przyznał nawet sam król. Wspomniany w tekście Gałecki, który tak skrzętnie skupował tureckie woły, to kuchmistrz koronny Franciszek Zygmunt Gałecki, w kampanii 1683 dowodzący dragońskim regimentem gwardii JKM[1] - jego marsowe oblicze możemy podziwiać powyżej. Z kolei starosta nowomiejski to Stanisław Opaliński, chorągiew w której chorąży miał tak zapobiegliwego kuchcika to rota kozacka.





[1] A jak wiadomo dragoni to są zawsze pierwsi do łupienia wroga, więc dowodził takim regimentem jak trzeba.

środa, 11 lipca 2018

Ej tego czerwonego ratujcie!



Ciekawostka z okresu wojny smoleńskiej, w roli głównej Adam Przedbór Koniecpolski[1], służący w randze chorążego w regimencie piechoty cudzoziemskiej Eliasza Arciszewskiego.  O XVII-wiecznym chorążym który by, nawet w nagłym wypadku, niósł dwa sztandary, jeszcze nie słyszałem – jakie to interesujące odrobiny można znaleźć w źródłach. Ciekawe czy królewska wzmianka o 'czerwonym' ma oznaczać strój oficera czy barwę chorągwi? Ilustracja powyżej oczywiście nie ma nic wspólnego ze Smoleńskiem, ale taki ten pobitewny łupieżca ze sztandarem śliczny, że musiałem go tu dodać. Oddajmy głos panu ojcu, niech się pochwali walecznym synem:

Adam, któregom w piętnastym roku do Niderlandu wy­prawił i tam służył, na elekciję króla Władysława powrócił, acz bez woli mojej i jmci pana krakowskiego, nie zaznał łaski naszej. W Gdańsku był dotąd aż Heliasz Arciszewski zbierał się do Moskwy, (r. 1633) onego też za skrytą wolą pana kra­kowskiego i moją zaciągnął, i nosił chorągiew u niego. W oczach króla jmci Władysława, gdy się u mostu pewnego z Moskwą pułk Arciszewskiego rozprawował, a tak że z 1200 ludzi tylko Arciszewskiemu zostało 500, lubo i Moskwy wiele poległo, on we wszystkim ogniu z chorągwią się uwijał, a drugę gdy chorążego zabito z kompanij pana Pacławskiego w tym regimencie, porwał i tak z dwiema się uwijał, aż za wskaza­niem króla jmci, (który rzekł: „Ej tego czerwonego ratujcie!") skoczył Jakub Madaliński z chorągwią[2] i wsparł Moskwę. Jedne chorągiew rzucił Adam konnemu, a z drugą między konnemi z owego razu oddalił się. Żołdacy potem kupili się do niego.


[1] Syn Zygmunta Stefana Koniecpolskiego, starosty będzińskiego.
[2] Chorągiew jazdy kozackiej.

wtorek, 10 lipca 2018

Konkurs o Wojnie Trzydziestoletniej - rozstrzygnięcie



Pora na zamknięcie konkursu i ogłoszenie wyników. Zacznijmy od odpowiedzi na pytania:

1. Lista jest spora, wymieńmy kilku najważniejszych. Co ciekawe, częściej ginęli w ten sposób wodzowie armii katolickich:
Charles Bonaventure de Longueval, hrabia de Bucquou – 10/07/1621 pod Nowymi Zamkami
Johann T’Sercales von Tilly -  ciężko ranny pod Rain nad rzeką Lech, zmarł 30/04/1632 w Ingolstadt
Gottfried Heinrich graf zu Pappenheim – 17/11/1632 pod Lutzen
Peter Melander graf von Holzappel – 17/05/1648 w wyniku ran odniesionych w bitwie pod Zusmarshausen
Franz von Mercy – 3/08/1645 pod Allerheim (II bitwa pod Nordlingen)
Isaac Manasses de Pas, markiz de Feuquieres – śmiertelnie ranny 13/03/1640 w czasie oblężenia Thionville/Diedenhofen

2. Georg Friedrich, margraf Baden-Durlach. Bitwa miała miejsce pod Wimpfen, 6 maja 1622 roku.

3. Magdeburg.

4. Robert Monro, ‘His expedition vviith vvorthy Scots Regiment (called Mac-Keyes Regiment), etc. etc' (cały tytuł jest długi na pięć linijek, uznaję więc powyższą formę za wystarczającą).

5. Bitwa pod Fryburgiem, stoczona 3, 5 i 9 sierpnia 1644 roku. Tak dla informacji: Francuzów prowadzili Kondeusz i Tureniusz, a męstwo ich żołnierzy pochwalił Franz von Mercy.

6. Książę Rupert, graf Palatynatu Reńskiego (wiedziałem że pies pomoże), bitwa to Vlotho 17/10/1638

7. Matthias Gallas, który wojując przeciw Szwedom swoją błyskotliwą strategią (m.in. walcząc na terenach już spustoszonych przez wojska szwedzkie) doprowadził do zagłady trzech cesarskich armii. W jego przypadku do trzech razy sztuka nie było najlepszą opcją…

W konkursie wzięło udział 8 uczestników, chyba poprzeczka była tym razem postawiona dość wysoko bo też nie wszystkie odpowiedzi były prawidłowe.

Ludzka maszyna losująca, w postaci mojego syna Ezry, wylosowała p. Wojciecha Kawkę. Proszę o  PW na FB i  podesłanie adresu korespondencyjnego, ‘Lutzen’Wilsona już spakowane i czeka na wysyłkę.

Raz jeszcze dziękuję wszystkim biorącym udział w konkursie!


piątek, 6 lipca 2018

Problemy z mołdawskim winem



Historia panowania hospodarów mołdawskich i wołoskich pełna jest spisków, mordów i tortur; politycznego lawirowania pomiędzy Turcją i Polską (z domieszką Siedmiogrodzian, Tatarów i Kozaków). Kilkakrotnie już cytowany na blogu Latopis ziemi mołdawskiej Mirona Costina[1] to niezrównane źródło opisujące – często nader dosłownie, nie szczędząc przykrych szczegółów – taką polityczną walkę o tron. Dziś taki właśnie wyjątek z 1619 roku, opisujący walkę hospodara Grazzianiego (to pan którego widzimy powyżej) z opozycją bojarską. Ciekawy jest szczegół o owym ziele przeciw truciźnie, zapewne była to roślina nader przydatna mołdawskim i wołoskim politykom…

Wkrótce wojewoda Gaspar[2] poczuł, że stracił zaufanie u Turków, umyślił więc silniej związać się z Polakami, namawiając ich przeciw Turkom. I natychmiast osadził w zamku chocimskim polskich żołnierzy, oddając się wyraźnie wraz z krajem pod ich opiekę. Nie mógł jednak zupełnie swobodnie przeprowadzić swojego zamiaru z powodu bojarów, którzy przewidując co będzie później, nie zgodzili się, aby nie przyszło jakieś niebezpieczeństwo dla kraju. Na czele bojarów stał wówczas wielki dwornik Ziemi Dolnej Bucioc, wojewoda Bazyli[3]  zaś był wielkim wisternikiem za jego rządów. To niejednokrotnie stwarzało pokusę, ażeby zabić grupę bojarów, aby stać się swobodnym w swych poczynaniach, nie śmiał jednak [wojewoda Gaspar] jawnie zabijać z przyczyny kraju, ponieważ Bucioc cieszył się w kraju szczególnym poważaniem. Wojewodę Bazylego natomiast wrzucił do ciemnicy i posłał na męki podając przyczynę, że nie zdał rachunku z sum pieniężnych skarbu, mimo że był w trakcie ceremonii ślubnej. Bucioca zaś zamierzał otruć. Pewnego dnia zatrzymał go przy stole, okazał mu łaskawość, skłaniając Bucioca do wesołości i postawił [na tym], aby mu podano truciznę. Bucioc natychmiast poczuł, że został otruty, wstał od stołu i poszedł do domu, mając zioła przeciw truciźnie dane mu przez pewnego przyjaciela doktora, gdyż oczekiwał on tego od wojewody Gaspara. Natychmiast zażył zioła i zaczął zwracać truciznę z wielkim zagrożeniem życia. Na drugi dzień uczynił się chorym także wojewoda Gaspar winiąc stolników, że potrawy były spleśniałe.



[1] W przepięknym tłumaczeniu Ilony Czamańskiej.
[2] Kacper Grazziani, pochodzący z Chorwacji, panował jako hospodar Mołdawii w okresie 1619-1620.
[3] Łupu Coci, pochodzący z Albanii, piastujący różne urzędy na dworze mołdawskim w latach 1620-1628. W okresie 1634-1653 panował jako hospodar Mołdawii, znany pod imieniem Bazylego.

czwartek, 5 lipca 2018

To przydać jeszcze dwie kozy!



Paweł Piasecki w swej kronice oprócz przekazów historycznych wplatał często anegdotyczne powiastki, które nierzadko były krytyką obyczajów jego rodaków. Dziś taka właśnie dykteryjka, dotycząca roku 1589. W kwietniu tegoż roku Zygmunt III spotkał się w Rewlu (dzisiejszym Tallinie) ze swoim ojcem Janem III Wazą i macochą Gunillą[1]. Tak sobie tam panowie (i pani) gaworzyli o różnych politycznych sprawach, podczas gdy szwedzcy dworzanie gościli polskich doradców Zygmunta. Wśród nich miał się znajdować Krzysztof „Piorun” Radziwiłł, słynny hetman wielki litewski (to ten groźnie wyglądając pan powyżej). Miał on w swoim orszaku mieć przeszło tysiąc osób, co – jak można sobie wyobrazić – niezbyt cieszyło szwedzkich gospodarzy, którym król Jan kazał podejmować polskich dworzan. Tak oto dochodzimy do sedna powiastki, oddaję głos Jego Ekscelencji Piaseckiemu:




[1] Nie mogę sobie darować, muszę podać jej pełno miano: Gunilla Johansdotter Bielke af Akero.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Kadrinazi radzi i odradza - cz. XVIII



Bitwa pod Białą Górą, która miała miejsce podczas czeskiego okresu Wojny Trzydziestoletniej, jest jednym z najważniejszych wydarzeń w czeskiej historii. W swojej nowej książce z cyklu "Century of the Soldier 1618-1721", zatytułowanej „The battle of the White Mountain 1620 and the Bohemian Revolt, 1618-1622” Laurence Spring oprócz samej bitwy opisuje cały okres buntu czeskiego 1618-1622. Miałem nieco mieszane uczucia po lekturze poprzednich prac tego autora, jednak temat był na tyle ciekawy, że szkoda byłoby nie spróbować.

Pierwszy rozdział obejmuje wprowadzenie do taktyki i wyposażenia stron walczących, po czym czytelnicy mogą przeczytać o organizacji armii: czeskiej, Unii Protestanckiej, imperialnej, katolickiej (głównie bawarskiej), hiszpańskiej i siedmiogrodzkiej.  Następny rozdział dotyczy początkowej fazy wojny: od defenestracji praskiej, przez wybuch buntu, utworzenie armii i pierwszą ofensywę czeską. Trzeci rozdział doprowadzi nas do wyboru Fryderyka na króla Czech, opisując, w jaki sposób ten wybór wpłynął na sytuację i jakie były kolejne działania obu stron w 1619 r. - zakończone bezowocnym oblężeniem Wiednia.

Czwarty rozdział mówi nam o kampanii 1620, z kontrofensywą wojsk katolickich. Autor opisuje tutaj dalsze wydarzenia tego roku, w tym śmierć Dampierre'a podczas kampanii przeciwko Siedmiogrodzianom. Czytelnicy mogą również znaleźć w tym rozdziale informacje o rekrutacji posiłków dla rebeliantów czeskich, w tym regimentu szkocko-angielskiego pułkownika Graya, któremu autor poświęca sporo miejsca. Jesienna kampania, z nędzą i wysokimi stratami które dotknęły obie strony, kończy się się tutaj "wyścigiem do Pragi",  w pobliżu Białej Góry.
Rozdział numer piąty cofa nas nieco do tyłu, koncentrując się na siłach Mansfelda i oblężeniu Pilzna, czyli na jednym z  dodatkowych frontów wojny. Następny rozdział opisuje trzeci front - walki toczące się na Łużycach, wprowadzające Saksonię w wojnę.

Siódmy rozdział jest w końcu wstępem do tytułowej bitwy. Autor przygląda się armiom zaangażowanym w samą bitwę, omawia różne szyki armii (oparte na sprzecznych źródłach) i wspomina nieco o taktyce kawalerii w epoce. Następny rozdział to sama bitwa, z  opisem każdej fazy walki i ostatecznym wynikiem. Ostatni rozdział opisuje następstwa bitwy, w tym krwawą zemstę przeciwko przywódcom rewolty.

Na końcu książki mamy trzy aneksy: pierwsza to lista oficerów (z obu stron) zabitych, rannych i pojmanych podczas bitwy. Druga to bardzo interesująca lista czeskich sztandarów zdobytych przez stronę  katolicką. Trzeci, tzw. "czescy męczennicy", to lista szlachty, rycerzy i mieszczan straconych 21 czerwca 1621 r. w Pradze.

Laurence Spring użył wielu źródeł archiwalnych, dostępnych głównie w brytyjskich archiwach, ale także opublikowanych wcześniej w języku niemieckim (np. relacje naocznych świadków), które do tej pory nie były, o ile mi wiadomo, używane tak w anglosaskich jak i polskich pracach. Zacytował wiele z nich w tekście, pokazując różne punkty widzenia i pozwalając czytelnikom, którzy nie znają języka niemieckiego, na poznanie ich w nieco łatwiejszym (czy może w nieco popularniejszym) języku. Mamy tu jednak jeden poważny błąd, ponieważ autor wciąż używa terminu "Czechosłowacja" (Narodowe Archiwum Czechosłowacji w Pradze), co, jak mogę sobie wyobrazić, musi być naprawdę denerwujące dla wszystkich czeskich czytelników. Dalej mamy solidną bazę opracowań, w tym książek i artykułów w języku niemieckim, czeskim i polskim („Biała Góra” Witolda Biernackiego).

Co do ilustracji,  mamy tu cztery kolorowe tablice z wizerunkami żołnierzy, malowane przez Bruno Mugnai. Możemy tam znaleźć rekonstrukcję 7 różnych żołnierzy (w tym Siedmiogrodzianina w nader dziwną kopią) . Z kolei Mark Allen zajął się rekonstrukcją sztandarów, mamy ich w sumie 12 (z różnych armii).  W głównym tekście możemy znaleźć mnóstwo ilustracji z tego okresu, w tym plany bitew i portrety dowódców.

Oczywiście nie jest to praca pozbawiona wad, kilka rzeczy było dosyć irytujących. Spis regimentów cesarskich to właściwie kopia materiałów opracowanych przez Alphonsa von Wrede, z kolei liczne wzmianki o lisowczykach oparte są głównie o fatalną pracę Gajeckiego i Barana z 1969 roku, mamy więc kuriozalne określenia typu ‘Kozacy i Polacy’. Autor nie najlepiej czuje się w opisach wyposażenia i taktyki armii, widać że stosowne ustępy znalazły się w książce, bo wymaga tego formuła serii. Mimo wszystko  jest to najciekawsza i najlepsza praca Laurence’a Springa którą przyszło mi czytać. Zdecydowanym plusem są tu użyte źródła, autorami których są np. kapłani towarzyszący Maksymilianowi Bawarskiemu w kampanii 1620 roku. Dla zainteresowanych tematyką Wojny Trzydziestoletniej to zdecydowanie pozycja którą warto mieć na półce.

Końcowa ocena [według rankingu – trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to trzeba mieć. Jest to jednak ocena głównie dla osób szczególnie zainteresowanych konfliktem który wybuchł w 1618 roku, dla polskiego czytelnika to zdecydowanie ciekawe uzupełnienie wspomnianej już pracy p. Biernackiego.