czwartek, 29 września 2011

Rajtarzy Seya, rajtarzy Abramowicza

Wpadło mi w ręce niesamowicie ciekawe, przynajmniej z mojego punktu widzenia, znalezisko, więc śpieszę z krótką notką na ten temat. Uważni Czytelnicy tego bloga znają zapewne moją teorię, jakoby regiment rajtarii Mikołaja Abramowicza, od jesieni 1626 roku walczący w Prusach przeciw Szwedom, powstał w oparciu o litewskich regiment Seya, który miał do czynienia ze Szwedami w Inflantach od lata 1625 roku:
W najnowszym artykule profesora Mirosława Nagielskiego, Organizacja rajtarii i arkabuzerii koronnej w XVII wieku, znalazłem bardzo ciekawy ślad źródłowy na potwierdzenie mojej teorii. Co prawda prof. Nagielski, wbrew tytułowi publikacji, skupia się na drugiej połowie XVII wieku, podaje jednak ogólne informacje z popisu regimentu Seya za okres grudzień 1625 - marzec 1626 (pełne rolle popisowe znajdują się w rosyjskich archiwach, więc raczej poza moim zasięgiem). Regiment ten, jak już pisał prof. Henryk Wisner, składał się z czterech kornetów:
- ppłk. Karola Seya – 97 koni
- Evalta Slippenbacha – 101 koni
- Jana Sakiena (Sackena) – 96 koni
- Jana Seya – 95 koni.
Evalta Slippenbacha znajdujemy potem właśnie w składzie regimentu Abramowicza, gdzie dowodzi czerwoną kompanią/chorągwią.  Z kolei Jan Sacken może być (acz oczywiście nie musi) równoznaczny z zagadkowym Jasskenem, którego znajdujemy w raporcie polskiego porucznika Strusia, wziętego do niewoli szwedzkiej pod Dzierzgoniem w 1627 roku. Zniknięcie regimentu Seya i pojawienie się niedługo potem, złożonego z doświadczonych żołnierzy, regimentu Abramowicza w Prusach, zaczyna jak najbardziej do siebie pasować. 

sobota, 24 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXXIV

Blog przekroczył magiczną jak dla mnie ilość 100 000 odsłon (wielkie dzięki dla wszystkich czytających i odwiedzających!), trzeba to więc jakoś specjalnie uczcić. Jako że wrzesień jest na blogu miesiącem ikonografii (a i przy okazji odpoczywam od pisania i grzebania w źródłach) z pomocą przyjdzie tu słynny szwajcarski rytownik i malarz Jost Amman (1539-1591), prezentując serię swoich popiersi orientalnych. Podziwiać tu możemy, po raz kolejny z kolekcji Herzog Anton Ulrich-Museum w Brunszwiku, ciekawe detale uzbrojenia i stroju, datowane na 1578 rok. Zwracają uwagę zwłaszcza charakterystyczne tarcze, a także zdobione turbany. Przy innej okazji pokażę jeszcze równie interesujące wizerunki konnych wojowników tureckich autorstwa Ammana.








piątek, 16 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXXIII

W zamierzchłych czasach tego bloga zamieściłem obraz Roelandta Savery, ukazujący jakoby polskich jeźdźców:
http://kadrinazi.blogspot.com/2010/07/malarze-znani-i-nieznani-cz-ii.html
Kopia tego obrazu którą wtedy zamieściłem była dosyć ciemna, znalazłem teraz kolejną, nieco jaśniejszą. Co prawda jej ogólna jakość nie jest może najlepsza, ale zamieszczam gwoli uzupełnienia, na wypadek gdyby ktoś chciał tropić szczegóły tego płótna

czwartek, 15 września 2011

Zesłał potem na nich wszystkich najrozmaitsze nieszczęścia...

Nasz dobry znajomy Silahdar Mehmed aga z Fyndykly, jak zwykle przy pomocy Zygmunta Abrahamowicza i jego wspaniałego tłumaczenia, opisze nam tym razem zdobycie  przez wojska tureckie 8 lipca 1683 roku zamku Magyarovar. W jego relacji znajdziemy też charakterystyczny przykład niefrasobliwości Turków, którzy puścili z dymem te zapasy których nie zdołali zabrać ze sobą. Jak się już niedługo miało okazać przy okazji oblężenia Wiednia, zapasów tych będzie tam oblegającym rozpaczliwie brakować…
Bejlerbej dijarbekłrski wezyr Kara Mehmed pasza, wysłany [poprzednio] na forpocztę, wespół z dodanymi mu łowcami nieprzyjaciół — mirimiranami — zdobył szturmem warowny zamek zwany Óvar, położony na brzegu Dunaju na prawo od drogi, a większy nawet i mocniejszy niż zamek Tjvar. Siedzący w nim giaurzy zostali tedy zabici albo wzięci w jasyr, zaś ich dobytek oraz zapasy prowiantu — złupione i zagrabione. Pszenicy, mąki i jęczmienia było tam tyle, że nie da się tego opowiedzieć. Z jednego spichrza, takiego jak nie przymierzając spichlerz w Belgradzie, tysiące muzułmańskich gazich nabrały sobie mąki i byłoby jej starczyło dla całego wojska, ale nie dbając o nią — zostawiono ją na miejscu. Na jasyr i rzeczy też zresztą nikt nawet nie spojrzał. A tymczasem gdyby ktokolwiek, kto by miał pieczę nad owymi bogactwami, był się dobrze zastanowił nad tym i zabrał przynajmniej resztki tego wszystkiego, byłoby się potem nie cierpiało plagi drożyzny i głodu. Ludzie, nieświadomi wartości owych wspaniałych dóbr, połowę ich spalili, a drugą połowę zdeptali nogami. Panu Stwórcy Najwyższemu, Stworzycielowi świata i Żywicielowi potomków Adama, nie spodobała się taka niewdzięczność za okazane im łaski, więc zesłał potem na nich wszystkich najrozmaitsze nieszczęścia...
Zamek ten napawa ludzi zdumieniem. Jest tam bez liku różnych budowli z marmuru, a dzięki bezprzykładnej warowności tej potężnej fortecy mnóstwo giaurów mogło tam bezpiecznie trzymać wszelki swój dobytek i żywność.
Dobrą wiadomość o tym, że ów zamek, na którego zdobycie — licząc wedle zwyczajnego biegu takich spraw — nawet dwudziestu dni bojów i walk byłoby za mało, dzięki łasce Ałłaha Najwyższego w jednej chwili został zdobyty przez muzułmanów i przypadł im w udziale, a gdy po jego czterech stronach założono miny, został zrównany z ziemią — przywiózł karakułak Mehmed aga. [Wielki serdar] rozkazał przyodziać go w chylat, a wezyrowi Mehmedowi paszy [w nagrodę] za jego wyczyn posłał kryte złotogłowiem futro z soboli. Przed namiot serdara przyniesiono też czterdzieści głów z owego zamku i przyprowadzono dziesięciu języków, których potem ścięto.
Natomiast nureddin sułtan, który w pewnym taborze w pobliżu Wiednia sprawił giaurom rzeź i zmusił ich do ucieczki, przysłał haftowany złotem sztandar, dziesięć głów i ośmiu języków. W ślad za tym również chan jegomość przysłał sześciu języków z tego samego taboru. Ludzi, którzy ich przyprowadzili, odziano w chylaty i nagrodzono podarkami, a języków zgładzono szablą.

środa, 14 września 2011

Oficerowie leibkompanii naszych cudzoziemskich

Poniżej kolejny fragment z przygotowywanego przeze mnie artykułu  o piechocie cudzoziemskiej i dragonii w armii koronnej 1626-1629 [copyright by Michał ‘Kadrinazi’ Paradowski, etc, etc]. Jest nadzieja, że do końca roku go dokończę, baza źródłowa już praktycznie zapięta na ostatni guzik. Przy okazji udało się znaleźć kilka ciekawostek, zupełnie pomijanych (świadomie?) do tej pory w polskich opracowaniach. Urywek poniżej to lista oficerów tych formacji, wraz ze znaną rangą i próbą zidentyfikowania narodowości oficerów. 


Malarze znani i nieznani - cz. XXXII

Kontynuując akcję ‘Wrzesień miesiącem ikonografii’ wracamy do Johanna Bussemachera.  Tym razem wizerunki jeźdźców węgierskich, którzy za króla Stefana nader często występowali w armii koronnej. Dwie rzeczy na które chciałbym zwrócić szczególną uwagę : kopie u jeźdźców poniżej, zbliżone do takich jakie znamy z rysunków husarii z epoki, a także skóra dzikiego kota narzucona na szyję i głowę konia u jednego z Węgrów powyżej. Generalnie rzecz biorąc konie są tu przepięknie przybrane, w oczy rzucają się też różnorodne i długie pióra przy magierkach. 

poniedziałek, 12 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXXI

Na początku cyklu ‘malarskiego’ pokazałem kilka rycin Stefano della Belli, ukazujących polskich kawalerzystów:
Jako uzupełnienie tamtego wpisu tym razem kilka szkiców z kolekcji Muzeum w Luwrze,  przedstawiających polskich szlachciców. Są to zapewne wprawki włoskiego mistrza przed wykonaniem słynnej serii akwafort z poselstwem Ossolińskiego do Rzymu. Jakość może nie najlepsza, ale zawsze da się tam to i owo wypatrzyć. 




Ten ma być ipso facto infamis

Kolejna interesująca konstytucja znaleziona w Volumina legum, tym razem jest to uchwała z sejmu warszawskiego z 6 czerwca 1654 roku. Kraj zmęczony ciągłymi walkami z Kozakami, na horyzoncie zbierają się chmury kolejnych wojen, sejm uchwala więc Zatrzymanie woyska w służbie Rzepltey:
Reassumuiąc wszystkie prawa de disciplina militari, postanawiamy, aby żaden w służbie Rzepltey zostaiący nie ważył się ani z pod chorągwi swoiey wyieżdżać ani pod inszą zaciągać się, aż cztery ćwierci zupełne pod iedną chorągwią przesłużywszy; a ktokolwiekby, albo ćwierć pod chorągwią iedną nie dosłużywszy, do inszey się przeniósł, to nie opowiedzianie y bez pozwolenia Hetmana naszego z woyska wyjechał, ten ma być ipso facto infamis, y dobra iego zasłużone, ieśliby iakie miał, iure caduco bene mertis rozdawać będziemy, tego dokładaiąc aby podług prawa ieden Rotmistrz y Polskiego y cudzoziemskiego ludu mieć nie mógł kompanii; exypuiąc od tego Wielmożnych Hetmanów naszych.
Widzimy więc, jak poważnym zjawiskiem musiało być opuszczanie chorągwi i przechodzenie z jednej do drugiej, jeżeli zdecydowano się na taką drakońską uchwałę wobec szlacheckich żołnierzy. Oczywiście inna sprawa na ile stosowano się do tego zapisu sejmowego w praktyce…

niedziela, 11 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXX

Kontynuując motyw turecki u mistrz Abrahama, nieco egzotyki. Powyżej azjatycki jeździec na wielbłądzie, któremu poniżej towarzyszą egipski mameluk oraz deli.  Zwłaszcza ten ostatni wygląda niezwykle interesująco, ciekawe jaki ptak (czyżby orzeł?) utracił skrzydła na potrzeby ozdobienia tarczy.


Malarze znani i nieznani - cz. XXIX

Mam nadzieję, że de Bruyn Wam się jeszcze nie znudził, bo oto dwa kolejne wpisy z jego pracami – baaaardzo mi się podobają i nie mogę się powstrzymać. Zgodnie z obietnicą, tym razem Turcy. Powyżej sułtan Murad III, poniżej janczar-aga i jeden z oficerów janczarskich. Przepięknie ukazany przepych strojów, a także ozdób końskich. 


sobota, 10 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXVIII

Oj czuję że skupimy się póki co na ikonografii, bo też wspaniałe znaleziska internetowe Daniela (thanks!) aż się o to proszą. Żeby jednak prawom autorskim stało się zadość, wypada nadmienić, że dzieła pochodzą z kolekcji Herzog August Bibliothek
Artur w jednym z komentarzy wspomniał postać Abrahama de Bruyn. Ten flamandzki artysta, żyjący w latach 1538 (lub 1540) – 1587, słynął z produkcji  rycin, wśród nich wielu ukazujących wojskowych z drugiej połowy XVI wieku. U góry widzimy, datowany na 1575-1577, wizerunek polskiego jeźdźca, u dołu z kolei litewskiego jeźdźca. Mi osobiście ilustracje te szalenie się podobają, dajcie znać czy interesowałoby Was wrzucenie na blog wizerunków innych nacji – np. Turków.

czwartek, 8 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXVII

Kolejne niezwykle ciekawe znalezisko, na które moją uwagę zwrócił Daniel Staberg (thanks Daniel!). To dzieło niemieckiego grawera Johanna Wilhelma Baurea (1607-1642), pochodzące z roku 1632. Nazwane z włoska Battaglia Polacha contra Turchi przedstawia polskich piechurów (sic!), walczących z jazdą turecką.  Bauer wyprodukował mnóstwo takich obrazków, ukazujących bardzo dynamiczne starcia różnych nacji (Węgrów, Hiszpanów czy Turków). Tureccy jeźdźcy nie mają tu uzbrojenia ochronnego, poza tarczą u wojownika po prawej stronie. Jeden z nich ma łuk, drugi walczy szablą. Polscy hajducy (?) posługują się w walce szablą i muszkietem (rusznicą?). Nie sądzę, by Bauer miał okazję podziwiać kiedykolwiek żołnierzy z obu tych krajów, jednak ciekawostką jest, w jaki sposób przedstawił potyczkę i jej uczestników. 

środa, 7 września 2011

Malarze znani i nieznani - cz. XXVI

Powyżej możemy podziwiać dzieło kolońskiego miedziorytnika Johanna Bussemachera , ukazujące jadących konno polskich szlachciców (datowanych na 1575-1600). Uwagę zwracają przede wszystkim skóry tygrysów (czy też innych dzikich kotów) i pióra przy magierkach. Obydwaj mają nadziaki, do tego u szlachcica na pierwszym planie widzimy szablę o szerokim ostrzu. Ciekawe są także zdobienia rzędów końskich. Nie wiem niestety czy mistrz z Kolonii wykonał inne wizerunki Polaków?

poniedziałek, 5 września 2011

Z ferezyą sobolami podszytą


Jan Sobiepan Zamoyski to postać niezwykle barwna, bez wątpienia dobrze się kojarząca każdemu kto czytał Potop. Co ciekawe, a o czym nie każdy pamięta, był on także pierwszym małżonkiem Marii Kazimiery d’Arquien, późniejszej żony Jana Sobieskiego. Poniżej ciekawy fragment z opisu zaślubin Zamoyskiego – rzecz miała miejsce w Warszawie, w marcu 1658 roku. Mimo toczącej się wojny ze Szwecją, wojewoda sandomierski nie skąpił wszelakich wydatków na wspaniałą ceremonię. Oto w jakiej eskorcie ‘pomaszerował’ do ołtarza, gdzie świadkami ślubu była nawet para królewska:
Szło najprzód sto hajduków w barwie Zamojskiego, na której wyszyte były płomieniste serca, cyfry i napisy złote, ładownice ich i pasy, podobnież ozdobione były: mieli na głowach kołpaki bobrowe z dwoma piórami białemi, stalowe ich topory, były pozłacane. Za niemi więcej stu służących postępowało parami.
Ujrzano potem czterdziestu dworzan Zamojskiego, na dzielnych koniach, z czaprakami szkarłatnemi, wyszywanemi złotem, w floresy i cyfry, za niemi 24 Masztalerzy prowadzących tyleż koni powodnych. Na końcu jechało 18 paziów, ubranych w atłasy, poprzedzało ich sześciu trębaczy. Pokazało się na koniec dwóch set przyjaciół i przedniejszych dworzan, jadących parami. Zamojski jechał osobno, miał on na sobie żupan z materyi perskiej, z ferezyą sobolami podszytą. Kołpak i szabla lśniły się drogiemi kamieniami. Siedział na pysznym koniu, którego rząd i czaprak, również diamentami i perłami okryte były.  

piątek, 2 września 2011

Triumphzug Kaiser Maximilians! - uzupełnienie (i gdzież są pieniądze mistrza Albrechta?)

Ponad rok temu podrzuciłem na blog link do wspaniałego Tryumfu Cesarza Maksymiliana:
Jak się jednak okazuje, sama procesja była tylko jedną z dwóch części większej całości. Drugim elementem (patrz słabej jakości ilustracja powyżej) był łuk tryumfalny, który złożony był z 174 drewnianych ‘klocków’, także zdobionych ilustracjami. Można więc było sobie złożyć cały komplet, takie XVI-wieczne Lego, łuk + procesja tryumfalna. Wykonano 700 kopii łuku (nie wiem niestety ile procesji, logiczne byłoby jednak przyjąć że tyleż samo). Co ciekawe, z mistrzów którzy zajmowali się produkcją dzieła, tylko jeden – Hieronymus Andreae – otrzymał zapłatę. Albrecht Durer poświęcił trzy lata na pracę nad projektem lecz mimo próśb kierowanych do oficjeli cesarskich nie dostał ani grosza. Cóż, dla niektórych tryumf, dla innych klęska…

czwartek, 1 września 2011

500 wpisów - małe podsumowanie


Udało się dojechać do 500 postów, więc z tego powodu czas na małe podsumowanie. Blog istnieje od 17 marca 2010 roku, więc nieomal 1.5 roku – czyli w sumie tempo pojawiania się nowych postów jest całkiem niezłe. Ponad 92 000 odsłon strony, ponad 850 komentarzy (ok, tu trochę naciągam, bo blisko połowa z nich to moja odpowiedź na komentarze Czytelników…) i 60 stałych Obserwatorów świadczy chyba o tym, że blog chyba całkiem się podoba. W toku istnienia mojego internetowego kąta odwiedzili mnie tu Czytelnicy z sześciu kontynentów (niestety pingwiny i foki antarktyczne  nie wydają się zainteresowane rajtarią czy dragonią). Dzięki prowadzeniu bloga udało mi się także nawiązać kilka niesamowicie ciekawych ‘historycznych’ znajomości, raz jeszcze okazało się że Internet bardzo skutecznie niweluje granice państw i odległości między nimi. Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że moje internetowe bazgranie wciąż będzie się spotykało z Waszym zainteresowaniem i wspólnie uda się dojechać do kolejnych pięciu setek wpisów.

Serdecznie pozdrawiam!
Michał ‘Kadrinazi’ Paradowski