piątek, 30 listopada 2018

Miasteczko zabawne jest dla panów Polaków



[Tydzień z lisowczykami, wpis 5/7]

Dzisiaj padam na twarz po pracy, więc wpis będzie krótki. We wrześniu 1626 roku 400-konna chorągiew lisowczyków rotmistrza Mikołaja Moczarskiego wyprawiała się na podjazdy w stronę pozycji szwedzkich, wędrując a to pod Oliwę, a to pod Puck, a to do Gdańska. Co ciekawe, w tym ostatnim mieście lisowczycy mieli zaproponować, że przejdą na służbę mieszczan – czemu jednak grzecznie odmówiono. Nie ma się zresztą co Gdańszczanom dziwić, lisowczycy mieli bowiem w ograbić po drodze jakąś wieś, doszło też do jakiś drobnych burd. Sam Moczarski podsumował to najlepiej w swoim liście do burmistrza Gdańska Arnolda von Holtena:
Obawiam się, aby mi się żołnierze moi w mieście bawić nie chcieli, albowiem to miasteczko zabawne jest dla panów Polaków.
Co ciekawe, w czasie popisu armii 4 listopada 1626 roku rota Moczarskiego opisana jest w sile 228 koni, pytanie tylko czy aż tak dużo ‘rozeszło się’ spod znaku, być może wyjściowa informacja o 400 koniach była zawyżona, ewentualnie chorągiew podzielono na dwie mniejsze? Faktem jest, że oddział Moczarskiego (w sile 200 koni, jako jazda kozacka) wszedł do komputu armii w Prusach i zaszczytnie walczył do końca wojny, wchodząc w skład pułku jazdy Stefana Koniecpolskiego (a po jego śmierci w 1629 roku – Samuela Żalińskiego). Widzimy go między innymi pod Czarnem i Trzcianą, brał też nader często udział w starciach podjazdowych. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz