Mariusz Stanisław Jaskólski w 1654 i 1655 roku posłował kilkakrotnie na dwór
chana tatarskiego Mehmeda IV Gireja. Jego negocjacje w Bakczysaraju
były na tyle skuteczne, że orda przybyła na pomoc wojskom koronnym, walczącym
przeciw armii moskiewsko-kozackiej , co doprowadziło do zwycięstwa pod Jezierną
w listopadzie 1655 roku. Pan Mariusz negocjatorem był dobrym, acz twardym, nie
odpuszczał Tatarom nawet w kwestii ceremoniału. W maju 1655 roku tak oto pisał
o przygotowaniach do audiencji u chana (zachowuję pisownię XIX-wiecznej kopii):
Nazajutrz
posłali do mnie abym szedł do Hana: nie chciałem iść ani na swoim koniu jechać,
dokądby Han do mnie swego konia nie posłał. Wymawiano się tem, że nasza wiara
nie każe tego, abyśmy konia po niego słać mieli. Jam też odpowiedział, że też
moja wiara nie każe na swoim koniu jechać, bo mój koń chudy, a do tego godzien
Majestat J. K. Mości takowego od Hana poszanowania. Musieli tedy konia po mię
przysłać i przysłali go, na którym dopiero do Hana przyjechałem.
Kiedy wreszcie udało się zażegnać problem z transportem, pojawił się
kolejny – czyli z tym jak poseł powinien zachować się w obliczu chana:
Przysłał do mnie
Wezyr, abym jak skoro tylko wnidę w izbę, czapkę zrucił, celeri cursu szedł do
Hana i połę szaty jego całował. Rzekłem, że choćby mi poselstwa nie odprawować
i wrócić się do Polski przyszło, tedy tego nie uczynię. Po tym responsie wrócił
się znowu do mnie od Wezyra posłaniec z
taką kwestią, jako Hana chcę przywitać? Odpowiedziałem: polskim zwyczajem, w pół
izby przyszedłszy zdejmę czapkę, a Han Jmć aby mi rękę do pocałowania podał.
Nie chciał Wezyr na tę deklarację pozwolić: Han jednak pozwolił, i eo modo
kazał mi się przywitać. Przyszedłszy tedy do izby, gdzie Han przy wielu Murzach
i Agach siedział, połowicę jej przeszedłszy zdjąłem czapkę, a potym do pocałowania
ręki jego jako mogłem najpoważniej szedłem, i ja pocałowałem, którą mi ochotnie i troszeczkę z miejsca swego powstawszy
podał.
Po początkowych problemach jednak – jak widzimy głownie związanych z
ceremoniałem – udało się Jaskólskiemu wynegocjować pomoc tatarską. Ale to, jak
mawiają, już inna opowieść...
Cóż, wspólnota interesów potrafi czynić cuda ;-)
OdpowiedzUsuńWróg mojego wroga jest moim przyjacielem :)
OdpowiedzUsuń