W roku 1645 Polskę odwiedził z misją dyplomatyczną Axel Sparre, szambelan królowej szwedzkiej Krystyny. Jak na dobrego szpie… znaczy się dyplomatę przystało, zanotował to i owo o sytuacji panującej w tym czasie w naszym kraju. Mnie oczywiście zaciekawił najbardziej fragment o armii polskiej.
Na początek Szwed poświęcił kilka słów armii kwarcianej:
Wojsko to składają kwarciani, których jest 4000 [jak widać był bardzo dobrze poinformowany, etat kwarcianych w tym czasie to 4200 koni i porcji]. Ci stanowiska swe mają na granicach polskich od Tatarszczyzny; nazwę swoją otrzymali od czwartej części przychodów z królewszczyzn, składanych przez starostów; temi pieniędzmi płacone owe wojsko. Ci mocą konstytucji powinni mieć swoje stanowiska na granicach królestwa, lecz dla niedostatku zapłaty rozrzuceni po Podolu, Polsce aż pod Lublin, a nawet pod sam Kraków, mieszkańcom bywają uciążliwi. Wszyscy, konni i piesi, jednakową służbę odbywają, prócz 600 muszkieterów [de facto chodzi o regiment dragonii] którzy w Kudaku warowni na Ukrainie załogą stoją.
Sparre napisał także bardzo ciekawe informacje o gwardii króla Władysława IV:
Gwardya królewska, czyli żołnierz nadworny, pod dowództwem pułkownika [Samuela] Osińskiego i podpułkownika [Fromholda von Ludingshausena] Wolffa; składa się z 12 kompanij po 100 ludzi, prawie sami Niemcy [sic!]; gwardya ta, niebędąc polskiego autoramentu, rządzi się szwedzkim i niemieckim regulaminem. Część jej, tj. sześć kompanij zaciągniono wtedy, gdy Polak z Duńczykiem gotował się na Szweda, drugą zaś część zeszłego lata [w roku 1644] dla wojny z Rakoc[z]ym. Z nich w Warszawie podczas sejmu stało 10 kompanij, reszta pozostawa w Krakowie. Nadto jest 100 konnych [rajtarów-drabantów] i 150 dragonów pod dowództwem Jana Denhofa. Ten poczet dragoński jeszcze ma być powiększonym kompanią 100 ludzi.
Szambelan wspomniał także o wojskach prywatnych polskich możnowładców:
Lubomirski ma 3000, Koniecpolski trzy chorągwie dragońskie, Dominik książę na Zasławiu, Stanisław Potocki i innych wielu, mają po kilkaset, mianowicie zaś książę Jeremiasz utrzymuje przeszło 6000, jak wiadomo. (…) Brat króla, Karol Ferdynand także chował 100 dragonów, lecz nie na potrzebę publiczną, ani dla wystawności, o co on wcale niedba dla brudnego sknerstwa swego, lecz dla tego że drudzy to mają.
Bardzo ciekawa jest opinia o oddziałach cudzoziemskich i wpływie wojny 1626-1629 przeciw Szwecji (pamiętajmy jednak, ze autorem opisu jest Szwed…):
Tu nadmienić wypada, że Polacy wbrew starodawnemu zwyczajowi narodu swego podziwiają żołnierzy niemieckich, doświadczywszy ich dzielności w przeszłej wojnie szwedzkiej (wojnę tę Polacy w pismach i ustnie, poczytują za najcięższą i najdotkliwszą z pomiędzy wszystkich wojen, które dotąd stoczyli z kimkolwiek), bo Niemcy zwykli lepiej niż Polacy ładu i placu dotrzymywać.
No i na koniec nieco zachwytów ambasadora nad reformami wojskowymi za panowania Władysława IV:
Zresztą od r. 1637 król pilnie zajął się sztuką wojskową. Pobudował kilka zbrojowni, w Krakowie, Warszawie, Lwowie, Barze (miasteczku podolskim nieopodal Kudaku). Te zbrojownie zostały zaopatrzone nowemi działami bronzowemi. W Warszawie naliczyłem ich 80, ulanych z łupu pod Smoleńskiem zabranego. Także w Pucku i Malborgu niedawno założono arsenały i świeżemi działami je zaopatrzono.
Od tego czasu zaczęto także na Podolu przysposabiać lony, a z saletry, którą przedtem surową do Gdańska posyłano, wyrabiać proch na potrzebę; dawniej proch robiono w Gdańsku. Strzelbę zaś, którą ma i piechota i konnica, sprowadzają z Holandyi. Nad armatą i potrzebami wojennymi ma dozór Paweł Grodzicki, jego namiestnik podpułkownik Wacław Kirschbaum w dzień po moim z Warszawy wyjeździe miał wrócić do Malborga do swoich. Inżynierem wojskowym królewskim jest [Jan] Pleitner, zarazem kapitan gwardyi królewskiej [dowodził kompanią w regimencie pieszym gwardii].