Bardzo ciekawy przykład nietypowego, bo nocnego, starcia z okresu wojny 1626-29 w Prusach (zaskoczenie...) – atak polskiej piechoty na szwedzkie szańce przy obozie malborskim z nocy z 25 na 26 lipca 1629 roku. Głównym źródłem jest tu Kontynuacja Djarjusza o dalszych postępkach wojennych z Szwedami a die 1 Julii (1629), nieoceniony jak zawsze Daniel Staberg (great thanks Daniel!) podesłał nieco informacji z SK gdzie niestety starcie jest niezbyt dokładnie opisane.
Celem nocnego ataku były dwa szańce. ‘Duży’ był obsadzony przez cztery kompanie ze szwedzkiego (krajowego) regimentu piechoty pułkownika Mattsa Kagga – znajdowały się tam też działa które używały szańca jako osłony do prowadzenia ognia na obóz polski. ‘Mały’, dosyć prowizoryczny szaniec, osłaniał podejście do ‘dużego’, obsadzały go trzy kompanie piechoty. Niestety nie można do końca zidentyfikować z którego regimentu pochodziły – w SK określa się je jako ‘prawdopodobnie angielskie’, co jak zauważył w naszej korespondencji Daniel jest o tyle problematyczne, gdyż w obozie pod Malborkiem nie było żadnego regimentu angielskiego. Być może były to trzy szwedzkie (krajowe) kompanie muszkieterów z regimentu Patricka Rutvena (który zresztą był Szkotem, a nie Anglikiem). W obozie znajdowały się też oddziały szkockie – z regimentów Ramsaya i Spensa – ale najprawdopodobniej nie wzięły one udziału w walkach. Teorię o Ruthvenie można by poprzeć stwierdzeniem z polskiego źródła, w którym czytamy o regimentach Blocka (?) i Rathau - być może w tym drugim przypadku to po prostu przekręcone nazwisko Szkota?
Co do sił atakujących - znajdujemy wzmiankę że uszykowano w dole piechoty tak polskie jako i cudzoziemskie. Dzięki opisowi walk możemy za to zidentyfikować, że w starciu brały udział kompanie z trzech regimentów piechoty cudzoziemskiej: pułkowników Fryderyka Denhoffa (który przejął regiment po śmierci Gustava Sparre), Gerharda Denhoffa i Jakuba Butlera - biorąc pod uwagę, że regiment Reinholda Rosena wciąż nie dotarł do obozu wojsk koronnych, odnajdujemy tu więc oddziały z trzech spośród czterech regimentów piechoty cudzoziemskiej w armii Koniecpolskiego. Spośrod piechoty polskiej udało mi się zidentyfikować tylko jedną chorągiew – rotmistrza Jakuba Horzelskiego (Chorzelskiego) – zapewne jednak nie był to jedyny oddział hajduków który wziął udział w ataku.
Atak prowadziła kompania majora Puttkamera (z regimentu Gerharda Denhoffa) dowodzona przez jego porucznika. Za nią posuwała się leibkompania Fryderyka Denhoffa (czyli pierwsza kompania jego regimentu), także dowodzona przez porucznika. Piechota ta dostała się pod gęsty ostrzał Szwedów z ‘małego’ szańca, ale polscy żołnierze odpowiedzieli ogniem dopiero przy samej pozycji przeciwnika – dopiero ku szańcowi przyszedłszy razem strzelbę wypuścili. Wyparto szwedzkich knechtów z ‘małego’ szańca, część polskiej piechoty zaczęła wtedy szturmować ‘duży’ szaniec, podczas gdy reszta zajęła się niszczeniem ‘małego szańca’, a jakieś grupy żołnierzy zapuściły się nawet jeszcze bliżej szwedzkiego obozu, chociaż nie wiadomo, czy nie była to akcja przypadkowa, wszak insze piechoty lubo trafunkiem, bo bardzo ciemno było, lubo też szanc minęły i prosto do obozu szwedzkiego bieżały.
Walka o ‘duży’ szaniec była bardzo zacięta i krwawa. Dzięki Kontynuacji diariusza... możemy zidentyfikować kolejne walczące jednostki, których oficerowie zostali ranni. I tak ze Szwedami potykała się leibkompania pułkownika Jakuba Butlera (była to kompania dragońska) – obersztera w gardło obrażono; kompania piechoty kapitana Galla z regimentu Butlera (kapitan został postrzelony); kompanię Fittinghofa (Fitynga) z regimentu Gerharda Denhoffa – Fitynga, gdy się do szańców wdarł, motyką w rękę stłuczono. Zażarcie walczący Szwedzi także musieli ponieść duże straty - sam pułkownik Kagg poległ walcząc na czele swoich żołnierzy.
W tym samym czasie grupa trzech lub czterech kornetów jazdy szwedzkiej probowała oskrzydlić atakującą polską piechotę. Tu jednak rajtarzy napotkali najpierw chorągiew kozacką z pułku Mikołaja Potockiego, wojewodzica bracławskiego, która związała ich walką. Co prawda pod naporem przeciwnika kozacy zaczęli się po pewnym czasie cofać, jednak szybki wsparł ich Abrahamowicz na czele swojego regimentu rajtarii (pięć kornetów), odpierając Szwedow. Wsparcia udzieliła także reszta pułku Potockiego i tryumfująca jazda koronna ścigała szwedzkich rajtarów aż do obozu nieprzyjaciela.
Piechota koronna dotarła do obozu szwedzkiego, ale nie wkroczyła do niego, zadowalając się prowadzeniem przez całą noc walki ogniowej. W tym czasie feldmarszałek Wrangel nadciągnął z posiłkami, opanował panikę w obozie szwedzkim i uporządkował zaskoczone oddziały, nie wychodząc jednak poza opłotki obozu.
Co najważniejsze, mimo ciężkiej walki na przedpolu ‘dużego’ szańca, piechota koronna nie pokusiła się o jego zdobycie – najprawdopodobniej te oddziały polskich piechurów które nie zostały w ‘małym’ szańcu po pewnym czasie ominęły ‘duży’ i zajęły pozycje przy obozie szwedzkim. Trwała ta błędliwa i nieporządna burda aż do samego rana, oddziały koronne wróciły potem do swojego obozu.
Mimo więc zdobycia i zniszczenia ‘małego’ szańca, nie udało się Polakom zdobyć i zniszczyć (lub obsadzić) ‘dużego’ szańca. Następnego dnia (26 lipca) Szwedzi próbowali odbudowywać ‘mały szaniec’, zostali jednak odepchnięci przez kontratak prowadzony przez Fryderyka Denhoffa który zarazem ich wystrzelał i aż pod szanc wielki na nich jechał. Do wieczora tegoż dnia gęsta strzelba z obu stron trwała.
Co do strat walczących stron, mamy informacje z trzech dni walk (czyli do 26 lipca włącznie) - polskie źródło mówi o pod czterystu zabitych Szwedach. Według Grubbego, szwedzkie straty w nocnym ataku wynosiły ok. 50 zabitych – autorzy SK twierdzą jednak, ze wydaje się to być liczbą zaniżoną. Polskie straty nasze źródło określa z naszych piechot cudzoziemskich przez trzy dni i noc jedną wczorajszą czterdzieści i trzy zabitych, postrzelonych sto i kilka, z piechota polskich także niemało. Jak już wcześniej wspominałem, wśród rannych było przynajmniej trzech oficerów cudzoziemskich, także rotmistrza pieszego Horzelskiego postrzelono.
Podobno Pułk Potockiego i rajtaria Abrahamowicza stały w zasadzce na prawym skrzydle polskim. "Pięcią kornetów rajtarów skoczył ku nieprzyjacielowi i one r o z r a z i w s z y...( czyżby rajtarzy koronni karakolowali, a potem ruszyli na białą broń?), aż do samego obozu na nich... jechali".
OdpowiedzUsuńWg 'Kontynuacji...' Wrangel przybył z odległego obozu ciągnącego się w stronę Elbląga. Usiłował powstrzymać panikę i uciekającą piechotę , a w tym tumulcie został ranny w nogę i ubito pod nim konia. Zatem działo się trochę;-) Czy Szwedzi potwierdzają zranienie Wrangla? Z drugiej strony trochę to dziwne bo przecież stanowisk szwedzkich Polacy w tym momencie nie atakowali, więc kto zranił generała?Czyżby sami Szwedzi?
Trochę trudno mi sobie wyobrazić tyle kawalerii 'w zasadzce' - chyba że chodzi tu po prostu o to, że stały bliżej obozu polskiego, wszak jedna chorągiew kozacka była wysunięta i to z nią starli się Szwedzi. Jak tylko nadciągnęła reszta polskiej jazdy to przewaga liczebna dała znać o sobie. Opis wydaje mi się jednak zbyt ogólny, by ryzykować stwierdzenie o taktyce naszej rajtarii w tym starciu.
OdpowiedzUsuńDaniel napisał mi, że w SK całe to starcie jest słabo opisane, jak to więc z Wranglem było trudno stwierdzić. Bierzmy pod uwagę, że czasami tego typu relacje są nieco 'wzbogacone' - ot chociażby historia z osławionym królewiczem duńskim o którym pisałem w kontekście kampanii 1628 roku