niedziela, 21 listopada 2010

Ten co zdobywa, w przedzie być musi


Kilka jakże urokliwych fragmentów z listów króla Jana III Sobieskiego do królowej Marysieńki [pardon, chciałem napisać Marii Kazimiery de la Grange d’Arquien], w których monarcha wspomina o łupach które wpadły w ręce jego wojaków (i jego rzecz jasna) w czasie bitwy pod Wiedniem. Niewątpliwie król miał powody do dumy i nie ukrywał tego w listach…

List pisany w namiotach wezyrskich 13 września 1683 roku:
Wezyr tak uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Jam został jego sukcesorem, bo po wielkiej części wszystkie mi się po nim dostały splendory; a to tym trafunkiem, że będąc w obozie w samym przedzie i tuż za wezyrem postępując, przedał się jeden pokojowy jego i pokazał namioty jego, tak obszerne, jako Warszawa albo Lwów w murach. Mam wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz jego na wojnę i którą dziśże jeszcze posłałem do Rzymu Ojcu św. przez Talentego pocztą. Namioty, wozy wszystkie dostały roi się, et mille d'autres galanteries fort jolies et fort riches, mais fortriches, lubo się jeszcze siła rzeczy nie widziało. [Il] n'y a point de comparaison avec ceux de Chocim. Kilka samych sajdaków rubinami i szafirami sadzonych stoją się kilku tysięcy czerwonych złotych. Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy powracającym, "żeś ty nie junak, kiedyś się bez zdobyczy powrócił", bo ten co zdobywa, w przedzie być musi. Mam i konia wezyrskiego ze wszystkim siedzeniem; i samego mocno dojeżdżano, ale się przecię salwował. Kihaję jego, tj. pierwszego człowieka po nim, zabito, i paszów niemało. Złotych szabel pełno po wojsku, i innych wojennych rynsztunków. Noc nam ostatka przeszkodziła i to, że uchodząc, okrutnie się bronią et font la plus belle retirade du monde. Janczarów swoich odbiegli w aproszach, których w nocy wyścinano, bo to była taka hardość i pycha tych ludzi, że kiedy się jedni z nami bili w polu, drudzy szturmowali do miasta; jakoż mieli czym co począć.

Fragment z listu z 29 września 1683 roku, gdzie król wspomina o łupach z obozu tureckiego:
Po wojsku siła bardzo pasów diamentowych. Nie możemy zrozumieć, co to oni z tym robili, bo tego cale sami nie zażywają; ale znać dla dam wiedeńskich, których się dostać spodziewali i one sobie stroić. Prawda, że w nich diamenty cienkie i zwierciadełka pod nimi, ale robota dziwnie piękna i rzecz przecię bardzo bogata.  W Wiedniu też tego okrutną rzecz czeladź poprzedała za lada co, bojąc się, żeby im byli panowie tego nie odbierali. Wezyr, kiedy przybiegł do swego namiotu, to kazał brać wszystkim swoim dworzanom i pokojowym po kilku worków i ci, co do nas pouciekali, to każdy z nich miał po dwa, po trzy tysiące czerwonych [złotych] i po koniu dobremu. Koń samego wezyra, który był na powodzie, jest u mnie ze wszystkim siedzeniem; dostał go mój towarzysz spod chorągwi pancernej, niejaki Rączkowski. Mam przy tym skofię z chorągwi samego Mahometa i kaletkę pewną ze złota litego, w której były na kształt portugałów trzy sztuki złote, ale cienkie jak pargamin, gdzie coś na nich pisowano de la cabalistique; ja teraz w tym noszę ów maleńki obrazek Najśw. Panny od Wci serca mego. Skarb zaś w pieniądzach grubych gdzie się podział, tego zgadnąć trudno; bom ja pierwszy stanął u namiotów wezyrskich, a nie widziałem, żeby go rozrywać miano. Snadź albo był między wojsko rozdany, albo go było nie nadwieziono, albo go też przodem wyprawiono, ponieważ niektórzy Turcy, jako i tłumacz najpierwszy, poczęli jeszcze o czwartej po południu uciekać (jako jego pojmany powiada sługa), obaczywszy, że już wojsko nasze ku ich obozowi zbliżać się poczęło.

Wyjątki z listu z 6 października 1683 roku (przed pierwszą bitwą pod Parkanami):
O zdobyczy mojej opowie M. Dalerac, którąm mu prezentował. Wć moje serce frasujesz się o buńczuk, który-m dał cesarzowi; ale ja takich mam kilka, chorągwi zaś mam kilka tak ślicznych, sur le ponceau złotem tkanych, że nic piękniejszego i bogatszego. A propos de Gałecki, któregom posłał z końmi do cesarza: stało się to, że się kto inszy nie trafił, ile w tak daleką drogę; bo do dzisiejszego dnia żadnej o nim nie masz wiadomości ani od cesarza najmniejszego listu ani się spytania, co się też z nami dzieje. Owi ludzie, o których Wć moje serce wspominać raczysz, wątpię, aby się zdobyli; bo narzekali, że im i namioty ktoś powydzierał, drudzy zaś nazajutrz aż i szmaty po obozie zbierali, zdobywszy w lot kilkadziesiąt wozów z wołami w obozie tureckim. Ale co do tej zdobyczy, niesłychanie mię to poalterowało,. że to, com chciał mieć w sekrecie, wydrukowano po polsku i jeszcze ekscerptem uczyniono z listu mego do Wci mojej duszy, i jeszcze głupie ni to ni owo poprzydawano. Dla Boga, wykupić to kazać i popalić, bo mię to niewymownie gryzie!
(…)
Co o zdobyczach, jeśli się dzielili w regimentach, o tym tu nie słychać. Szczęśliwy się to tylko zdobył, bo obozu i namiotów Turcy jeszcze bronili, pod gardłem zaś zakazano zsiadać z koni ani pieszym odbiegać od regimentów, bośmy się cale spodziewali, że się obróci na nas nieprzyjaciel, skoro obóz rabować zaczną i na łupy padną. Noc potem zaszła, jeden o drugim nie wiedział; w nocy tedy pozaświecali sobie tureckie świece i dopiero rabowali i zdobywali się, osobliwie ci, którym się trafiło, że mieli czeladź przy sobie albo ludzi takich, którzy by okupowali jaki namiot i wydrzeć sobie drugim nie dali. Gałeckiego największa zdobycz w wołach, o które drudzy nie dbali, on zaś je i brał, i skupował nazajutrz po taleru, a zbierał naczynia różne miedziane, mosiądzowe, które po obozie i do czwartego dnia leżały, i pospólstwo wiedeńskie najwięcej tego nabrało, jako i namiotów podlejszych, których nasi brać nie chcieli. Fanfanik [tak pieszczotliwie król określał swojego syna, Jakuba] jednak namiot jeden piękny kazał wziąć dla siebie. Z namiotów wezyrskich siła rzeczy najpiękniejszych kanalia w nocy pobrała, bo choć z jednej strony broniono, to oni przerznęli z drugiej strony namiot i wybierali, co chcieli, a żołnierze w paradzie i gotowości stać musieli. Kozaczek, kuchcik chorążego jednego spod starosty nowomiejskiego chorągwi, przyniósł panu swemu w klejnotach na cztery tysiące czerwonych złotych. Niemcom cudzoziemskim prawie się nic nie dostało, bo oni tego dnia, prócz tych, co przy mnie byli, nie weszli w obóz turecki. Nie mają oni ani więźniów, ani chorągwi, ani żadnych zwycięstwa znaków i żaden z ich kawalerii w potrzebie nie strzelił. Ale tego nie głosić, bo ja wszystkich chwalę; i o naszych niektórych, nad wszystkie na świecie spodziewanie, trzeba by cudowne rzeczy pisać; ale to, da P. Bóg, chyba ustnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz