Pogoda za
oknem nieciekawa, więc wybierzmy się gdzieś gdzie będzie przyjemniejszy klimat
(acz głowę łatwo stracić). W 1510 roku Pierre Terrail, seingeur de Bayard,
stanął na czele francuskiego kontyngentu wspierającego Księstwo Ferrary w walce
z Wenecją. Pewnego dnia nasz słynny le
chevalier sans peur et sans reproche udał
się na rozpoznanie w okolice zajętego przez Wenecjan Monselice (Montselle).
Towarzyszył mu oddział słynnych albańskich stradiotów, na czele których stał
Mercurio Rona (zwany także jako ‘Mercure Rona’). Po drodze napotkali oni grupę
weneckich stradiotów, których nazwali Chorwatami, bardziej Turkami niźli
Chrześcijanami, którzy przeszukiwali okolicę w poszukiwaniu łupów. Traf
chciał że dowodził nimi kuzyn Mercuria, jego śmiertelny przeciwnik. Albańczycy
nie dali szans Chorwatom, na rozkaz Rona biorąc ich na szable, a rozkaz
został wykonany sprawnie. To co działo się potem mogło sprawić, że kawaler
Bayard odwrócił głowę zniesmaczony. [Albańczycy] Odcięli następnie ich głowy
i tryumfalnie zatknęli je na końcach swych włóczni, tak jak to zwykli robić [w
geście zwycięstwa] Turcy. W opisie znajdujemy też ciekawą wzmiankę o
stroju Chorwatów: głowy osłaniali beretem [chodzi raczej o turban] wykonany
z wielu warstwa papieru [?] połączonych razem tak, że są odporne na [cios]
miecza.
O stradiotach postaram się w przyszłości częściej wspominać, bo też to
niezwykle fascynująca formacja kawaleryjska.