poniedziałek, 1 października 2012

Z nadmiaru przekupniów i z niedoboru jęczmienia



Czy sądzicie że polska odsiecz Wiednia w 1683 roku była jedną z głównych przyczyn klęski tureckiej? Srodze się mylicie, na szczęście nasz ulubiony kronikarz Silahdar Mehmed aga z Fyndykly (w tłumaczeniu Zygmunta Abrahamowicza) zaraz wyłoży wszystkie przyczyny klęski…

Klęska ta, jaka [spadła na nas] zrządzeniem Bożym, ma swoje wyraźne powody i przyczyny. Wydało się [tedy] rzeczą stosowną przytoczyć [tutaj] oraz wymienić i spisać niektóre [z tych] przyczyn.
Przyczyna pierwsza    
Wśród wojska muzułmańskiego znajdowało się nieskończenie wielu przekupniów, którzy przybyli wyłącznie dla interesu. Z bogatych łupów, zdobytych podczas tej wyprawy, ciągnęli oni olbrzymie zyski, przeto każdy z nich troszczył się jedynie o ocalenie swej skóry oraz dbał tylko o uratowanie swojego mienia i jasyru. Oni to w dniu bitwy już wczesnym, przedpołudniem, załadowawszy w różnych punktach obozu wojsk swoje toboły, zamiast trwać w. miejscu — woleli uciekać. Wobec tego również pozostali ludzie, którzy siedzieli w obozie, strwożeni i przerażeni ich zachowaniem się i postępkami, zaczęli wśród niepomiernej paniki juczyć na zwierzęta wszystek swój ruchomy dobytek. Kiedy zaś wieści o tych ludziach dotarły do żołnierzy muzułmańskich, którzy toczyli bój z giaurami, wówczas także oni, pragnąc zapobiec utracie swojego mienia, myśleli tylko o jednym: aby się udać do swoich namiotów.
Wolną drogę znaleźli giaurzy najpierwej tam, gdzie stał Ibrahim pasza, więc też tamtędy przedostali się do obozu. W ślad za tym [paszą] postąpili jak ten pies w szerokim polu również zaimowie i posiadacze timarów z Rumelii. Na miejscu trwał jedynie wielki serdar tudzież pewna liczba oddziałów sipahiów i silahdarów jako też jego podwładni i służba. Dogodną sposobność znaleźli zatem giaurzy ze wszystkich stron obozu. Mając tedy do pokonania jedynie taką liczbę żołnierza muzułmańskiego, wdarło się tam ponad sto tysięcy niecnych giaurów. Walka i bitwa trwała tam długo, jednakże pogodzono się z losem oraz skierowano się i ruszono ku Jawarynowi.
Na tę okoliczność sposób skuteczny był taki, aby [pan] szczęśliwy — serdar zwycięstwem znaczony — jak najwnikliwiej był spenetrował obóz wojsk, a wykrywszy obok żołnierza rejestrowego takich próżniaków, którzy nie będąc na żołdzie i dbając jedynie o własny zysk, stanowili balast w wyprawie tudzież powodowali i wywoływali niedostatek prowiantu, głód i drożyznę — w razie, gdyby który z nich uciekał się do niedozwolonych wykrętów, siłą był ich przepędził i wyrzucił z obozu, a nie jechał z nimi do kraju wojny i na pole bitwy i przez to żeby w miejscu takim nie dochodziło do rzeczy, które pociągają za sobą rozkład wojska muzułmańskiego.
Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby ludzie tacy przynieśli komukolwiek co innego prócz szkody, mianowicie pożytek. Obecność w obozie podobnej zgrai osobników spod znaku Arymana to błąd najcięższy, a gdy w obozie nie znajduje się ani jeden człowiek tego rodzaju, trzeba to tłumaczyć jako łaskę Pana dla wojsk wyznawców Jedynego.
Obyż w razie nowej ciężkiej wyprawy Pan Bóg Najwyższy nie pozwolił, by ludzie tacy towarzyszyli zwycięskiemu wojsku i żeby mając na względzie własną korzyść nie doprowadzili do zniweczenia ładu i porządku w zastępach, którym przewodzi Opatrzność!

Przyczyna druga
- W momencie, kiedy żołnierze muzułmańscy po sześćdziesięciu dniach uporczywej walki z niecnym nieprzyjacielem ze wszystkich sił duszy i ciała, w okopach i pod ziemią, wojny i bitwy [toczonej] przy użyciu armat, rusznic, bomb i kamieni, byli już osłabieni i wyczerpani, a cesarz niemiecki i król polski nadciągnęli z tyloma tysiącami wojsk swoich spod niedobrej gwiazdy — rozgromienie stojącego na przeciwległym brzegu bejlerbeja egerskiego Abaza Husejna paszy sprawiło, iż w doświadczonym w bojach żołnierzu poczęły gwałtownie bić tętnice paniki. Jednakże wobec tego, że na zachody około zamku poszło już tyle czasu, całkowitego porzucenia okopów nie uznano za rzecz konieczną, a mniemając, że gdy parę tysięcy wojska będzie się potykało z nieprzyjacielem, ten nie znajdzie dla siebie ostoi na owym rozległym polu — w sposób lekkomyślny nie przeprowadzono skupienia wszystkiego wojska.
Rada skuteczna na tę okoliczność była taka, żeby wobec szerzenia się pogłosek o wielkiej ilości i liczebności nieprzyjaciela, które też później okazały się prawdziwe, pozostawiło się było w okopach, kierując się względami przezorności i bezpieczeństwa, tylko z tysiąc ludzi, resztę zaś przydatnego do rzeczy żołnierza by się było [stamtąd] wyprowadziło, później zaś by się piechotę było osadziło w okopach, poza nimi ustawiło działa bałjemezy i szahi, a jazda by też była stała na ich tyłach. Potem trzeba było zaczekać, aż nieprzyjaciel wiary na bojowisku zbliży się na odległość taką, by go można było w skok dopaść na koniach, a kiedy by już na tyle podszedł — wpierw bić w niego z armat i muszkietów, potem zaś w razie potrzeby natrzeć na niego jeszcze i jazdą, byleby tylko nie walczył każdy [z niej inaczej], wedle własnego uznania. Szczególnie zaś kiedy na tyły nieprzyjaciela — dla niezawodnego wzniecenia popłochu [w jego szeregach] — rzuciło się wojsko tatarskie, które cechuje niewłaściwy sposób poruszania się, nie wolno było oczekiwać, iż będzie ono walczyło w zwartym ordynku i twarzą w twarz zmierzy się z nieprzyjacielem. Co się bowiem tyczy wojowników tatarskich, jacy brali udział w tej wyprawie, to wszyscy do tego stopnia byli obarczeni łaskawie przez Ałłaha Najwyższego darowanym łupem i jasyrem, iż zgoła w żaden sposób nie byli w stanie wystąpić i stawić czoła nawet nie żołnierzowi osmańskiemu, lecz takiemu wojsku, które by im wymordowało ojców! A i chan ich, ów niezdara, ulegając im, nie pamiętał o gorliwości w rzeczach wiary prawdziwej i o animuszu stosownym dla wojska czcicieli Jedynego, ani też o tym, co winien był za chleb i sól, [jaką zawsze miał dla niego] sułtan muzułmanów.

Przyczyna trzecia
Konie — przedmiot najwyższej wagi dla mężów walecznych i wojowniczych jako wierzchowce, których się dosiada, by się potykać w ordynku — już więcej niż przez dwa miesiące nawet na oczy nie widziały jęczmienia, więc wynędzniały i straciły wigor. Oddziały sipahiów i inne zwycięskie wojska nie mogły zatem [jak się patrzy] uwijać się na swoich wierzchowcach po bojowisku. Człowiek piastujący urząd defterdara skarbu winien przeto sprawdzać zaopatrzenie wojska, mężów walecznych, w prowiant, a gdyby czegoś było w nadmiarze — zachować to na czas [stosowny]. Rzecz to ze wszystkiego najpotrzebniejsza, a troska o nią winna wyprzedzać podjęcie wojny i walki oraz wkroczenie na pole bitwy. W przeciwnym bowiem razie już po kilku dniach drogi w głąb kraju wojny trudno będzie cokolwiek dostać, ten zaś, na którym będzie spoczywało owo zadanie, nie nadążając w porę z dostawami, będzie w opałach, a w końcu okryje się wstydem i hańbą. Tego między innymi wymaga dobro religii i Wysokiego Państwa. Przyczyna i powód słabości przeważającej liczby żołnierza podczas tej bitwy leży w opieszałości w dostawie karmy i paszy dla zwierząt.

Przyczyna czwarta
Decydującym powodem tej klęski wojska muzułmańskiego jest to, iż ludzie swoimi czynami w niedostatecznej mierze okazywali konieczną przecież wdzięczność za ową druzgocącą siłę i bogatą zdobycz, jakich Pan Bóg Szczodrobliwy użyczał wojownikom muzułmańskim, kiedy ciągnęli na tę zwycięską wyprawę, jako też, że miast dziękować za dobrodziejstwa — w obliczu świętej wojny ośmielili się i odważyli na rozmaite niemiłe Stwórcy plugastwa i bezeceństwa, a [oddawali im się] ochoczo.
Przede wszystkim tedy ujrzawszy nieopisane ilości wina, jakie znaleźli w ziemiach giaurskich, a głównie na przedmieściach Wiednia, ludzie [dotąd do niego] nie nawykli, zaczęli pić je, a [przez to] również dopuszczać się przeróżnych nie-obyczajności, bezeceństw, szkaradzieństw, jakie by człowiekowi ani do głowy nie przyszły. Oblężenie przypadło na błogosławione miesiące redżeb, szaban i ramazan, a oni mimo to, nie bojąc się Ałłaha, noce i dnie trawili na uciechach z ladacznicami, na sodomii, na upijaniu się winem do nieprzytomności. Przez niewdzięczność za owe wspaniałe dobrodziejstwa ściągnęli tedy na siebie gniew Ałłahowy.
Innym błędnym posunięciem było to, że wśród wielu hardych słów wypuszczono na wolność trzymanego dotąd w więzieniu posła niemieckiego. Ten, zjawiwszy się na naradę [u cesarza], oznajmił, iż wojska muzułmańskie są słabe oraz że akcja, [choćby] najmniejsza, [doprowadzi do] ich rozgromienia i ucieczki, a wówczas żyjący w błędach cesarz nabrał animuszu oraz porozsyłał na różne strony rozpaczliwe listy do królów chrześcijańskich z prośbą o pomoc. Przez ten to więc krok ściągnięto na siebie takie tłumy...
Prócz tego na początku wyprawy ludzie niepokoili się, czy nieprzyjaciel wiary nie zagarnie Osijeku i czy da się szczęśliwie przebyć [rzeki], ale z łaski Bożej nieprzyjacielowi nawet na myśl nie przyszło coś podobnego. Minąwszy tedy owe okolice, bez lęku i strachu rozłożono się obozem na równinie na prawo i na lewo od zamku Jawaryna. Tam znowu okazało się, że nieprzyjaciele są już naprzeciwko, ale złoczynny nieprzyjaciel, który siedział w owym taborze, w żaden sposób nie zdoławszy wyrządzić jakiejkolwiek szkody lab krzywdy, bojąc się o swoje życie — tejże nocy umknął. Wtedy już bez obawy pobudowano mosty na rzekach Rabie i Rabcy, a ruszywszy stamtąd w potędze i wspaniałości, na wszystkie strony plądrowano i grabiono wsie i miasta, opanowano "sławne zamki i palanki aż po Wiedeń, wzięto mnóstwo łupów i niezliczony jasyr, tak że i maluczkim, i możnym dostało się szczęśliwie tej zdobyczy tyle, że przeszło to wszelkie oczekiwania. Ludzie z obozu nieprzeliczonych wojsk monarszych, mocni w walce ł bitce, działając wespół z łowcami nieprzyjaciół — Tatarami, rozsypali się po ziemiach niemieckich prąc naprzód [w prawo] i w lewo oraz docierając do miejsc położonych aż o dziesięć do dwunastu dni drogi [od Wiednia], rozpuścili zagony we wszystkich kierunkach — od granic Wenecji i Czerwonego Jabłka aż po Morze Białe — grabiąc i pustosząc napotykane po drodze wioski, miasta, przedmieścia, palanki i zamki, ludzi w sile wieku wyrzynając szablami, a kobiety i dzieci wiążąc i biorąc w jasyr, wszystkie ich domy i zasiewy puszczając z dymem i nie pozostawiając po nich nawet imienia ni śladu. Włości giaurów tak oni zrujnowali i popalili, doprowadzili je do takiego stanu, że nawet za sto lat nie osiągną dawnego rozkwitu. Po oszacowaniu łupów okazało się, że liczbę zdobytych owiec, bydła i koni, naczyń srebrnych i złotych, klejnotów, dziewcząt cienkich w pasie i wysokich, o włosach jak nici z szlachetnego kruszcu, o brwiach jak półksiężyce i oczach jak migdały, młodzieńców, [wszelakich] materii i złotogłowiów oraz innego najrozmaitszego towaru zna jeden tylko Ałłah. [To wszystko] przypadło w udziale ludowi muzułmańskiemu, a od kiedy stopa jego stanęła w Rumelii, żadnemu jeszcze wojsku nie dostały się takie łupy. Z podziwem tedy patrzono w Wiedniu na tak syty wszystkiego obóz wojsk monarszych, kiedy [tam] przybył, bo też o tak ogromnej zdobyczy nigdy się jeszcze nie słyszało ani nigdy się czegoś podobnego nie oglądało. Mnóstwo i obfitość [wszystkiego] była wówczas taka, że nikt już nie patrzył na to i że się wszystkiego wyzbywano za bezcen. Tak na przykład najprzedniejszą dziewczynę sprzedawano za czterdzieści do pięćdziesięciu kuruszy, najlichsze zaś po piętnaście do dwudziestu kuruszy, branki z drobnymi dziećmi po trzy kurusze, okkę najlepszej mąki za akczę, okkę miedzi za trzy akcze, barany po dwie lub trzy akcze za sztukę, a wielki serdar kupił dwa tysiące pięćset owiec za pięćdziesiąt kuruszy. Na bydło zaś w tym czasie nawet nie patrzono. Tatarzy przyprowadzili byli raz stado wołów, ale ponieważ nikt nie zwracał na nie uwagi, puścili je wolno na pola.
Wielokrotnie podejmowano ataki również na przedmieścia Wiednia, a i tam gęsto się już rysowały kontury zwycięstwa. Wielu też znakomitych panów z narodu węgierskiego, którzy już od dłuższego czasu nie okazywali gotowości służenia sułtanom, teraz mocno zaciągnęli pasa karności i podczas oblężenia dłużej niż przez dwa miesiące posługiwali muzułmańskim wojskom. I chociaż było rzeczą jasną jak dzień i oczywistą, że zamek Wiedeń jest warowny i mocny niby olbrzymia góra, to przecież przez sześćdziesiąt dni oblegano go bez krępującego lęku lub niepokoju, lecz z całkowitą pewnością, że się go dostanie.
Za owe obfite łaski koniecznie trzeba było i należało co godzina i co chwila słać do bram Pana Szczodrobliwego rozliczne dziękczynienia tudzież bez ustanku chwalić Go i sławić: „Póki człek nie syty pieśni dziękczynienia, poty nie poczuje on zadowolenia". A tymczasem — nie znając żadnej wdzięczności, uważano, że zamek Wiedeń już został włączony w obręb państwa muzułmańskiego, a zaniechawszy tego, co się winno było Panu Stworzycielowi, z uporem trzymano się drogi zarozumialstwa, pychy i niewdzięczności za dobrodziejstwa. W końcu więc drzewo ich szczęścia, wykarmione wodami rzeki ich złych uczynków, wydało owoce nieszczęścia i ich lekkomyślność okazała się ogromnie ciężka w skutkach. Już widziany w zarysach [gmach] zwycięstwa i triumfu zawalił się, a ich serca w jednej chwili zostały odarte z owej pewności, [jaką dawało im] widoczne już, nie ulegające wątpliwości ziszczanie się ich pragnień.
Nie umieli oni docenić ogromu wyświadczonego im wspaniałego dobrodziejstwa. Głosząc: „Ta przemożna siła to bez dwu zdań skutek naszych własnych czynów i przedsięwzięć" i w ten sposób przypisując ową łaskę sobie nikczemnym, zapominali przeważnie, że im dana jest ona przez Stwórcę. Przez to właśnie padli wbrew swoim oczekiwaniom ofiarami takiej druzgocącej klęski!

Konkluzja
Na to wszystko zatem była rada taka, żeby wszelakie oznaki błyskotliwego triumfu i zwycięstwa, jakie się pokazały na szlaku [tej] wyprawy, było się tłumaczyło łaskami Pana Największego, aby konia języka było się kierowało cuglami zawsze w stronę dziękczynienia i modłów oraz aby zawsze pamiętało się i miało na uwadze, iż będąc ludźmi, bardzo jesteśmy słabi i ułomni. Niezbite fakty, w jakich się przejawia i unaocznia kruchość egzystencji człowieczej, znane są światłym jednostkom, a ludziom myślącym i mężom doświadczonym głęboko wryły się w dusze...

3 komentarze:

  1. czołem,
    z tymi końmi to coś jest - inni piszący o te batalii podają ze gro - tysiące - koni tureckiej jazdy znajdowało się na popasie po drugiej stronie Dunaju w okresie bitwy właśnie z powodu braku paszy dla zwierząt. Przy czym ciekawe źródło do tematu karmienia ziarnem tutaj jęczmieniem koni wierzchowych przez Osmanów w II polowie XVII wieku

    OdpowiedzUsuń
  2. Należy też pamiętać jak długo Turcy stali pod Wiedniem - ilość paszy dla koni której potrzebowali musiała być ogromna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co to mogło być Czerwone Jabłko i Morze Białe?

    OdpowiedzUsuń