Czy sądzicie
że polska odsiecz Wiednia w 1683 roku była jedną z głównych przyczyn klęski
tureckiej? Srodze się mylicie, na szczęście nasz ulubiony kronikarz Silahdar
Mehmed aga z Fyndykly (w tłumaczeniu Zygmunta Abrahamowicza) zaraz wyłoży
wszystkie przyczyny klęski…
Klęska ta, jaka [spadła na nas]
zrządzeniem Bożym, ma swoje wyraźne powody i przyczyny. Wydało się [tedy]
rzeczą stosowną przytoczyć [tutaj] oraz wymienić i spisać niektóre [z tych]
przyczyn.
Przyczyna pierwsza
Wśród wojska muzułmańskiego
znajdowało się nieskończenie wielu przekupniów, którzy przybyli wyłącznie dla
interesu. Z bogatych łupów, zdobytych podczas tej wyprawy, ciągnęli oni
olbrzymie zyski, przeto każdy z nich troszczył się jedynie o ocalenie swej
skóry oraz dbał tylko o uratowanie swojego mienia i jasyru. Oni to w dniu bitwy
już wczesnym, przedpołudniem, załadowawszy w różnych punktach obozu wojsk swoje
toboły, zamiast trwać w. miejscu — woleli uciekać. Wobec tego również pozostali
ludzie, którzy siedzieli w obozie, strwożeni i przerażeni ich zachowaniem się i
postępkami, zaczęli wśród niepomiernej paniki juczyć na zwierzęta wszystek swój
ruchomy dobytek. Kiedy zaś wieści o tych ludziach dotarły do żołnierzy
muzułmańskich, którzy toczyli bój z giaurami, wówczas także oni, pragnąc
zapobiec utracie swojego mienia, myśleli tylko o jednym: aby się udać do swoich
namiotów.
Wolną drogę znaleźli giaurzy
najpierwej tam, gdzie stał Ibrahim pasza, więc też tamtędy przedostali się do
obozu. W ślad za tym [paszą] postąpili jak ten pies w szerokim polu również
zaimowie i posiadacze timarów z Rumelii. Na miejscu trwał jedynie wielki serdar
tudzież pewna liczba oddziałów sipahiów i silahdarów jako też jego podwładni i
służba. Dogodną sposobność znaleźli zatem giaurzy ze wszystkich stron obozu.
Mając tedy do pokonania jedynie taką liczbę żołnierza muzułmańskiego, wdarło
się tam ponad sto tysięcy niecnych giaurów. Walka i bitwa trwała tam długo,
jednakże pogodzono się z losem oraz skierowano się i ruszono ku Jawarynowi.
Na tę okoliczność sposób skuteczny
był taki, aby [pan] szczęśliwy — serdar zwycięstwem znaczony — jak
najwnikliwiej był spenetrował obóz wojsk, a wykrywszy obok żołnierza
rejestrowego takich próżniaków, którzy nie będąc na żołdzie i dbając jedynie o
własny zysk, stanowili balast w wyprawie tudzież powodowali i wywoływali
niedostatek prowiantu, głód i drożyznę — w razie, gdyby który z nich uciekał
się do niedozwolonych wykrętów, siłą był ich przepędził i wyrzucił z obozu, a
nie jechał z nimi do kraju wojny i na pole bitwy i przez to żeby w miejscu
takim nie dochodziło do rzeczy, które pociągają za sobą rozkład wojska
muzułmańskiego.
Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby
ludzie tacy przynieśli komukolwiek co innego prócz szkody, mianowicie pożytek.
Obecność w obozie podobnej zgrai osobników spod znaku Arymana to błąd
najcięższy, a gdy w obozie nie znajduje się ani jeden człowiek tego rodzaju,
trzeba to tłumaczyć jako łaskę Pana dla wojsk wyznawców Jedynego.
Obyż w razie nowej ciężkiej wyprawy
Pan Bóg Najwyższy nie pozwolił, by ludzie tacy towarzyszyli zwycięskiemu wojsku
i żeby mając na względzie własną korzyść nie doprowadzili do zniweczenia ładu i
porządku w zastępach, którym przewodzi Opatrzność!
Przyczyna druga
- W momencie, kiedy żołnierze
muzułmańscy po sześćdziesięciu dniach uporczywej walki z niecnym nieprzyjacielem
ze wszystkich sił duszy i ciała, w okopach i pod ziemią, wojny i bitwy
[toczonej] przy użyciu armat, rusznic, bomb i kamieni, byli już osłabieni i
wyczerpani, a cesarz niemiecki i król polski nadciągnęli z tyloma tysiącami
wojsk swoich spod niedobrej gwiazdy — rozgromienie stojącego na przeciwległym
brzegu bejlerbeja egerskiego Abaza Husejna paszy sprawiło, iż w doświadczonym w
bojach żołnierzu poczęły gwałtownie bić tętnice paniki. Jednakże wobec tego, że
na zachody około zamku poszło już tyle czasu, całkowitego porzucenia okopów nie
uznano za rzecz konieczną, a mniemając, że gdy parę tysięcy wojska będzie się
potykało z nieprzyjacielem, ten nie znajdzie dla siebie ostoi na owym rozległym
polu — w sposób lekkomyślny nie przeprowadzono skupienia wszystkiego wojska.
Rada skuteczna na tę okoliczność była
taka, żeby wobec szerzenia się pogłosek o wielkiej ilości i liczebności
nieprzyjaciela, które też później okazały się prawdziwe, pozostawiło się było w
okopach, kierując się względami przezorności i bezpieczeństwa, tylko z tysiąc
ludzi, resztę zaś przydatnego do rzeczy żołnierza by się było [stamtąd]
wyprowadziło, później zaś by się piechotę było osadziło w okopach, poza nimi
ustawiło działa bałjemezy i szahi, a jazda by też była stała na ich tyłach.
Potem trzeba było zaczekać, aż nieprzyjaciel wiary na bojowisku zbliży się na
odległość taką, by go można było w skok dopaść na koniach, a kiedy by już na
tyle podszedł — wpierw bić w niego z armat i muszkietów, potem zaś w razie
potrzeby natrzeć na niego jeszcze i jazdą, byleby tylko nie walczył każdy [z
niej inaczej], wedle własnego uznania. Szczególnie zaś kiedy na tyły
nieprzyjaciela — dla niezawodnego wzniecenia popłochu [w jego szeregach] —
rzuciło się wojsko tatarskie, które cechuje niewłaściwy sposób poruszania się,
nie wolno było oczekiwać, iż będzie ono walczyło w zwartym ordynku i twarzą w
twarz zmierzy się z nieprzyjacielem. Co się bowiem tyczy wojowników tatarskich,
jacy brali udział w tej wyprawie, to wszyscy do tego stopnia byli obarczeni
łaskawie przez Ałłaha Najwyższego darowanym łupem i jasyrem, iż zgoła w żaden
sposób nie byli w stanie wystąpić i stawić czoła nawet nie żołnierzowi
osmańskiemu, lecz takiemu wojsku, które by im wymordowało ojców! A i chan ich,
ów niezdara, ulegając im, nie pamiętał o gorliwości w rzeczach wiary prawdziwej
i o animuszu stosownym dla wojska czcicieli Jedynego, ani też o tym, co winien
był za chleb i sól, [jaką zawsze miał dla niego] sułtan muzułmanów.
Przyczyna trzecia
Konie — przedmiot najwyższej wagi dla
mężów walecznych i wojowniczych jako wierzchowce, których się dosiada, by się
potykać w ordynku — już więcej niż przez dwa miesiące nawet na oczy nie
widziały jęczmienia, więc wynędzniały i straciły wigor. Oddziały sipahiów i
inne zwycięskie wojska nie mogły zatem [jak się patrzy] uwijać się na swoich
wierzchowcach po bojowisku. Człowiek piastujący urząd defterdara skarbu winien
przeto sprawdzać zaopatrzenie wojska, mężów walecznych, w prowiant, a gdyby
czegoś było w nadmiarze — zachować to na czas [stosowny]. Rzecz to ze
wszystkiego najpotrzebniejsza, a troska o nią winna wyprzedzać podjęcie wojny i
walki oraz wkroczenie na pole bitwy. W przeciwnym bowiem razie już po kilku
dniach drogi w głąb kraju wojny trudno będzie cokolwiek dostać, ten zaś, na
którym będzie spoczywało owo zadanie, nie nadążając w porę z dostawami, będzie
w opałach, a w końcu okryje się wstydem i hańbą. Tego między innymi wymaga
dobro religii i Wysokiego Państwa. Przyczyna i powód słabości przeważającej
liczby żołnierza podczas tej bitwy leży w opieszałości w dostawie karmy i paszy
dla zwierząt.
Przyczyna czwarta
Decydującym powodem tej klęski wojska
muzułmańskiego jest to, iż ludzie swoimi czynami w niedostatecznej mierze
okazywali konieczną przecież wdzięczność za ową druzgocącą siłę i bogatą
zdobycz, jakich Pan Bóg Szczodrobliwy użyczał wojownikom muzułmańskim, kiedy
ciągnęli na tę zwycięską wyprawę, jako też, że miast dziękować za
dobrodziejstwa — w obliczu świętej wojny ośmielili się i odważyli na rozmaite
niemiłe Stwórcy plugastwa i bezeceństwa, a [oddawali im się] ochoczo.
Przede wszystkim tedy ujrzawszy
nieopisane ilości wina, jakie znaleźli w ziemiach giaurskich, a głównie na
przedmieściach Wiednia, ludzie [dotąd do niego] nie nawykli, zaczęli pić je, a
[przez to] również dopuszczać się przeróżnych nie-obyczajności, bezeceństw,
szkaradzieństw, jakie by człowiekowi ani do głowy nie przyszły. Oblężenie
przypadło na błogosławione miesiące redżeb, szaban i ramazan, a oni mimo to,
nie bojąc się Ałłaha, noce i dnie trawili na uciechach z ladacznicami, na
sodomii, na upijaniu się winem do nieprzytomności. Przez niewdzięczność za owe
wspaniałe dobrodziejstwa ściągnęli tedy na siebie gniew Ałłahowy.
Innym błędnym posunięciem było to, że
wśród wielu hardych słów wypuszczono na wolność trzymanego dotąd w więzieniu
posła niemieckiego. Ten, zjawiwszy się na naradę [u cesarza], oznajmił, iż
wojska muzułmańskie są słabe oraz że akcja, [choćby] najmniejsza, [doprowadzi
do] ich rozgromienia i ucieczki, a wówczas żyjący w błędach cesarz nabrał
animuszu oraz porozsyłał na różne strony rozpaczliwe listy do królów
chrześcijańskich z prośbą o pomoc. Przez ten to więc krok ściągnięto na siebie
takie tłumy...
Prócz tego na początku wyprawy ludzie
niepokoili się, czy nieprzyjaciel wiary nie zagarnie Osijeku i czy da się
szczęśliwie przebyć [rzeki], ale z łaski Bożej nieprzyjacielowi nawet na myśl
nie przyszło coś podobnego. Minąwszy tedy owe okolice, bez lęku i strachu
rozłożono się obozem na równinie na prawo i na lewo od zamku Jawaryna. Tam
znowu okazało się, że nieprzyjaciele są już naprzeciwko, ale złoczynny
nieprzyjaciel, który siedział w owym taborze, w żaden sposób nie zdoławszy
wyrządzić jakiejkolwiek szkody lab krzywdy, bojąc się o swoje życie — tejże
nocy umknął. Wtedy już bez obawy pobudowano mosty na rzekach Rabie i Rabcy, a
ruszywszy stamtąd w potędze i wspaniałości, na wszystkie strony plądrowano i
grabiono wsie i miasta, opanowano "sławne zamki i palanki aż po Wiedeń,
wzięto mnóstwo łupów i niezliczony jasyr, tak że i maluczkim, i możnym dostało
się szczęśliwie tej zdobyczy tyle, że przeszło to wszelkie oczekiwania. Ludzie
z obozu nieprzeliczonych wojsk monarszych, mocni w walce ł bitce, działając
wespół z łowcami nieprzyjaciół — Tatarami, rozsypali się po ziemiach
niemieckich prąc naprzód [w prawo] i w lewo oraz docierając do miejsc
położonych aż o dziesięć do dwunastu dni drogi [od Wiednia], rozpuścili zagony
we wszystkich kierunkach — od granic Wenecji i Czerwonego Jabłka aż po Morze
Białe — grabiąc i pustosząc napotykane po drodze wioski, miasta, przedmieścia,
palanki i zamki, ludzi w sile wieku wyrzynając szablami, a kobiety i dzieci
wiążąc i biorąc w jasyr, wszystkie ich domy i zasiewy puszczając z dymem i nie
pozostawiając po nich nawet imienia ni śladu. Włości giaurów tak oni zrujnowali
i popalili, doprowadzili je do takiego stanu, że nawet za sto lat nie osiągną
dawnego rozkwitu. Po oszacowaniu łupów okazało się, że liczbę zdobytych owiec,
bydła i koni, naczyń srebrnych i złotych, klejnotów, dziewcząt cienkich w pasie
i wysokich, o włosach jak nici z szlachetnego kruszcu, o brwiach jak
półksiężyce i oczach jak migdały, młodzieńców, [wszelakich] materii i złotogłowiów
oraz innego najrozmaitszego towaru zna jeden tylko Ałłah. [To wszystko]
przypadło w udziale ludowi muzułmańskiemu, a od kiedy stopa jego stanęła w
Rumelii, żadnemu jeszcze wojsku nie dostały się takie łupy. Z podziwem tedy
patrzono w Wiedniu na tak syty wszystkiego obóz wojsk monarszych, kiedy [tam]
przybył, bo też o tak ogromnej zdobyczy nigdy się jeszcze nie słyszało ani
nigdy się czegoś podobnego nie oglądało. Mnóstwo i obfitość [wszystkiego] była
wówczas taka, że nikt już nie patrzył na to i że się wszystkiego wyzbywano za
bezcen. Tak na przykład najprzedniejszą dziewczynę sprzedawano za czterdzieści
do pięćdziesięciu kuruszy, najlichsze zaś po piętnaście do dwudziestu kuruszy,
branki z drobnymi dziećmi po trzy kurusze, okkę najlepszej mąki za akczę, okkę
miedzi za trzy akcze, barany po dwie lub trzy akcze za sztukę, a wielki serdar
kupił dwa tysiące pięćset owiec za pięćdziesiąt kuruszy. Na bydło zaś w tym
czasie nawet nie patrzono. Tatarzy przyprowadzili byli raz stado wołów, ale
ponieważ nikt nie zwracał na nie uwagi, puścili je wolno na pola.
Wielokrotnie podejmowano ataki
również na przedmieścia Wiednia, a i tam gęsto się już rysowały kontury
zwycięstwa. Wielu też znakomitych panów z narodu węgierskiego, którzy już od
dłuższego czasu nie okazywali gotowości służenia sułtanom, teraz mocno
zaciągnęli pasa karności i podczas oblężenia dłużej niż przez dwa miesiące
posługiwali muzułmańskim wojskom. I chociaż było rzeczą jasną jak dzień i
oczywistą, że zamek Wiedeń jest warowny i mocny niby olbrzymia góra, to
przecież przez sześćdziesiąt dni oblegano go bez krępującego lęku lub
niepokoju, lecz z całkowitą pewnością, że się go dostanie.
Za owe obfite łaski koniecznie trzeba
było i należało co godzina i co chwila słać do bram Pana Szczodrobliwego
rozliczne dziękczynienia tudzież bez ustanku chwalić Go i sławić: „Póki człek
nie syty pieśni dziękczynienia, poty nie poczuje on zadowolenia". A
tymczasem — nie znając żadnej wdzięczności, uważano, że zamek Wiedeń już został
włączony w obręb państwa muzułmańskiego, a zaniechawszy tego, co się winno było
Panu Stworzycielowi, z uporem trzymano się drogi zarozumialstwa, pychy i
niewdzięczności za dobrodziejstwa. W końcu więc drzewo ich szczęścia,
wykarmione wodami rzeki ich złych uczynków, wydało owoce nieszczęścia i ich
lekkomyślność okazała się ogromnie ciężka w skutkach. Już widziany w zarysach
[gmach] zwycięstwa i triumfu zawalił się, a ich serca w jednej chwili zostały
odarte z owej pewności, [jaką dawało im] widoczne już, nie ulegające
wątpliwości ziszczanie się ich pragnień.
Nie umieli oni docenić ogromu
wyświadczonego im wspaniałego dobrodziejstwa. Głosząc: „Ta przemożna siła to
bez dwu zdań skutek naszych własnych czynów i przedsięwzięć" i w ten
sposób przypisując ową łaskę sobie nikczemnym, zapominali przeważnie, że im
dana jest ona przez Stwórcę. Przez to właśnie padli wbrew swoim oczekiwaniom
ofiarami takiej druzgocącej klęski!
Konkluzja
Na to wszystko zatem była rada taka,
żeby wszelakie oznaki błyskotliwego triumfu i zwycięstwa, jakie się pokazały na
szlaku [tej] wyprawy, było się tłumaczyło łaskami Pana Największego, aby konia
języka było się kierowało cuglami zawsze w stronę dziękczynienia i modłów oraz aby
zawsze pamiętało się i miało na uwadze, iż będąc ludźmi, bardzo jesteśmy słabi
i ułomni. Niezbite fakty, w jakich się przejawia i unaocznia kruchość
egzystencji człowieczej, znane są światłym jednostkom, a ludziom myślącym i
mężom doświadczonym głęboko wryły się w dusze...
czołem,
OdpowiedzUsuńz tymi końmi to coś jest - inni piszący o te batalii podają ze gro - tysiące - koni tureckiej jazdy znajdowało się na popasie po drugiej stronie Dunaju w okresie bitwy właśnie z powodu braku paszy dla zwierząt. Przy czym ciekawe źródło do tematu karmienia ziarnem tutaj jęczmieniem koni wierzchowych przez Osmanów w II polowie XVII wieku
Należy też pamiętać jak długo Turcy stali pod Wiedniem - ilość paszy dla koni której potrzebowali musiała być ogromna.
OdpowiedzUsuńCo to mogło być Czerwone Jabłko i Morze Białe?
OdpowiedzUsuń