środa, 29 grudnia 2010

Tylko dobrze [sznur] załóżcie!


Silahdar Mehmed aga z Fyndykły ostatnio opisał nam chorągiew proroka i klucz od Kaaby. Teraz, jak zwykle z pięknym przekładzie Zygmunta Abrahamowicza, przeczytamy z kolei o ostatnich chwilach Kara Mustafy. Wielki wezyr zapłacił najwyższą karę za klęskę prowadzonej przez siebie wyprawy…

Natomiast stracenie wspomnianego [wielkiego wezyra] miało przebieg następujący:
W sobotę dnia szóstego miesiąca muharrema wspomnianego roku  kiahia kapydżych Ahmed aga oraz czawuszbaszy Mehmed aga, mając już tego dnia dotrzeć do Belgradu, wysłali do janczaragi wezyra Bekri Mustafy paszy człowieka z wiadomością. Pasza udając, że dokonuje objazdu kułów, wyjechał poza miasto i spotkał się z wymienionymi w polu. Czawuszbaszy oddał mu tam [skierowany] do niego chattyszerif i przyodział go w futro, a także oznajmił mu, że chattyszerif z nominacją jego na serdara jako też szabla i kaftan nadejdą później. Potem nie tracąc czasu, wszyscy z towarzyszącymi im ludźmi przybyli około południa do seraju wielkiego wezyra.
Wielki wezyr Mustafa pasza akurat kazał był rozpostrzeć kobierzec modlitewny, aby odprawić namaz południowy. Imam Mahmud efendi już rozpoczynał ceremoniał, a wielki wezyr też już był wstał i miał zacząć namaz, gdy wtem na ulicy rozległ się hałas wszczęty przez konie. Chcąc wiedzieć, co się stało, wyjrzał [wielki wezyr] przez okno, które wychodziło na ulicę, a gdy zobaczył janczaragę, za nim zaś kiahię kapydżych i czawuszbaszego, rzekł
— Przerwij namaz, imamie efendi! Sprawy przybrały inny obrót... -  Potem zacierając ręce zaczął się przechadzać.  Tymczasem tamci skierowali się bezzwłocznie ku serajowi i weszli na piętro. Kiahia Ali zaraz wyszedł im na spotkanie, oni jednak, nie wdając się w żadne rozmowy, podążyli prosto do komnaty, w której znajdował się wielki wezyr. Janczaraga zbliżył się [do niego] i ucałował brzeg jego szaty, natomiast kiahia kapydżych i czawuszbaszy oddali mu selam i stali z dala.
— Co nowego? — zapytał [wielki wezyr].
— Najjaśniejszy nasz padyszach jegomość żąda pieczęci monarszej, świętej chorągwi i klucza od Kaaby, które znajdują się pod twoją pieczą — odpowiedział mu zaraz kiahia kapydżych.
— Stanie się, jak mój padyszach rozkazał! — rzekł [wielki wezyr].
Wyjął tedy z zanadrza pieczęć monarszą, a także przyniósł świętą chorągiew i klucz od Kaaby razem ze szkatułką, w jakiej się znajdowały, i oddawszy [wszystko] zapytał:
— Sądzona nam śmierć?
— Nie inaczej! Niech Ałłah nie pozwoli, abyś utracił wiarę! — brzmiała odpowiedź.
— Wola Ałłahowa! — rzekł [wielki wezyr].
Potem kazał rozesłać kobierzec do modlitwy, a gdy tamci wyszli z komnaty, odprawił namaz południowy. [Wszystko to] nie wywarło na nim najmniejszego wrażenia. Zmówił [jeszcze tylko krótką] modlitwę, przeciągnął rękami po twarzy, po czym rzekł do swojego pazia:
— Teraz wyjdźcie, a nie zapominajcie o mnie w swoich modlitwach. Potem własną swoją ręką zdjął z siebie futro i zawój oraz powiedział:
— Niech przychodzą. Ten zaś kobierzec zabierzcie, aby się mój zewłok uwalał w kurzu!
[Kobierzec] usunięto. Kaci weszli, a gdy już przysposobili sznury, [wielki wezyr] własnymi rękami uniósł sobie brodę i, pogodzony z losem, powiedział:
— Tylko dobrze załóżcie!
Ci założyli [sznury] i dwakroć ściągnęli, a wtedy on wyzionął ducha.
Potem zdjęli z niego odzienie i znieśli go do starego namiotu na dziedzińcu seraju. [Tam] go obmyto, owinięto w całun, a wyniósłszy go stamtąd odprawiono nad nim namaz. Następnie wniesiono go z powrotem do owego namiotu, a gdy już leżał w trumnie, kat zdarł mu skórę z głowy. Następnie zwłoki jego pogrzebano na podwórcu świętej dżamii naprzeciwko seraju.
Niech Ałłah będzie miłościwy dla niego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz