środa, 11 lipca 2012

Zły to znak. Siedmiogrodzianin winien cofnąć się...

Pamiętacie anegdotę z 1812 roku, kiedy to przy przeprawie Wielkiej Armii przez Niemien koń Napoleona I spłoszył się przebiegającego zająca? Ktoś ze świty cesarza miał wtedy powiedzieć prorocze Zły to znak. Rzymianin cofnąłby się. Znalazłem podobnie złowieszczy przypadek z 28 marca 1657 roku, kiedy to Jerzy II Rakoczy wjeżdżał do Krakowa. Tak oto Kochowski zapisał owo wydarzenie:
Pod miastem znajduje się od wschodu rozległa równina, zwana Strzelnicą, ponieważ straż miejska doskonali się tam w umiejętności celnego strzelania z broni palnej i odbywają swoje ćwiczenia puszkarze; otóż kiedy Rakoczy przejechał przez środek tego pola i chciał powitać Wirtza [szwedzkiego komendanta Krakowa  - K.], który mu wyszedł naprzeciwko, nagle niebem wstrząsa straszliwy grzmot, chmury gwałtownie uderzają o siebie, a wylatujący z nich piorun obala i zabija żołnierza z konnej eskorty powozu. Konie zaprzęgnięte do karety, strwożone niebieskim ogniem, nie dały się kierować ani powstrzymać cuglami, wyrwały lejce z rąk woźniców, zboczyły z drogi na manowiec i narażając jadących na niebezpieczeństwo wywróciły karetę na ziemię. Nikt  z konnej eskorty ani z postępującego za pojazdem orszaku nie pospieszył z pomocą, czy to że strach ich poraził, czy też że groza niespodziewanego niebezpieczeństwa wprawiła ich w odrętwienie i pozbawiła odwagi. Rakoczego juk piorunu ogłuszył, a kiedy wypadł z powozu, tak gwałtownie uderzył się o ziemię, że aż sobie wywichnął kciuk u prawej ręki.

3 komentarze:

  1. Rakoczy jakoś nie miał szczęścia do Rzeczypospolitej, przypominają mi się pierwsze wersy "Pamiętników" Jana Chryzostoma Paska, kiedy w pierwszym roku swoich wspomnień (1657 r), pisze cyt.: "[...]Złodziej Węgrzyn, szalony Rakocy, świerzbiła go skóra, tęskno go było z pokojem, zachciało mu się polskiego czosnku, który mu ktoś na żart schwalił, że miał być lepszego, niżeli węgierski, smaku[...]", "[...] tak i Pan Rakocy podobnąż szczęśliwością we czterdziestu tysięcy Węgrów z Multanami, Kozaków zaciągnowszy altero tanio, wybrał się na czosnek do Polski, aleć dano mu nie tylko czosnku, ale i dzięgielu z kminem [...]". Tym gastronomicznym tekstem o niepowodzeniach kampanii wojskowej Rakoczeko w Rzeczypospolitej, Pasek kupił mnie jak paczkę żelek i zachęcił do przeczytania całych jego Pamiętników.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rakoczeko" na Rakoczego, za gafę przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rok 1657 to akurat drugi rok wspominków, imć Pasek zabawia nas wszak najpierw opowiastką o bitwach z 1656 roku ;) Jednak faktycznie lektura Paska wciąga, świetnie się to czyta. Mam bardzo fajne wydanie PIWu, z 1987 roku, bardzo przyjemny, 'autobusowy' format ;)

    OdpowiedzUsuń