W siedemnastowiecznych
armiach sztandar był ważnym elementem praktycznie każdego oddziału wojskowego. Niezależnie
od armii którą byśmy się zajmowali, znajdujemy sztandary (czy znaczki) na poziomie podstawowej
jednostki organizacyjnej – kompanii (chorągwi/roty/kornetu). Pozwalały
żołnierzom identyfikować się z własnym oddziałem, stanowiły centralny punkt
wokół którego można było zebrać oddział w przypadku rozproszenia w toku walki
(czy to w trakcie pościgu za nieprzyjacielem czy też ucieczki przed nim),
pomagały identyfikować przynależność
jednostki w momencie gdy obydwie walczące strony nosiły podobne stroje. Jako
że utrata sztandaru przez oddział była poczytana za zniewagę czy złą wróżbę,
nierzadko dochodziło do bardzo zaciętych walk w obronie chorągwi. Wiele musiało
tu zależeć od osoby chorążego – musiał to być człowiek odważny i dobrze
władający bronią. Znalazłem właśnie ciekawy opis takiego dzielnego
chorążego, idealny to więc temat na
wpis.
8 sierpnia 1581 roku armia Stefana Batorego uderzyła na Psków. Szturm
prowadził oddział spieszonych ochotników z kawalerii koronnej. Na jego czele
maszerowali towarzysze z chorągwi husarskiej rotmistrz Prokopa Pieniążka.
Chorążym tej roty był Jan Brzechwa (sic!), który w szeregach oddziału miał
poczet na dwanaście koni arkabuzerów (jak
widzimy chorągiew Pieniążka była jednostką mieszaną). Niósł on biały sztandar z
błękitnym krzyżem, gdyż rotmistrz był rycerzem zakonu jerozolimskiego (czyli
innymi słowy joannitą czy też rycerzem maltańskim) i miał prawo do takiej
chorągwi k’woli królowi panu swemu i
sławie nieśmiertelnej. Pan Jan jako pierwszy miał dostać się na mury, gdzie
wielkie szwanki podejmował od
nieprzyjacielskich pocisków. Długo jednak nie ustąpił ze stanowiska, a jego
powiewający sztandar musiał być bardzo irytującym widokiem dla obrońców Pskowa.
W końcu jednak barzo potłuczonego chorążego
przemocą ściągnęli z murów sami towarzysze, bojąc się o jego zdrowie. Kilku
żołnierzy którzy zastąpili go na stanowisku miało jednak mniej szczęścia,
zginęli bowiem od ciężkiego ostrzału. Wydawało się, że sztandar wpadnie w ręce
załogi, jako że już Moskwa sięgała jej
osękami ze spodku, jednak pachołek królewski Saporowoski dostawszy jej, chwilę ją niemałą trzymał, aż
zatem noc zaszła. Relacja o tym nie wspomina, ciekawe jednak czy ów
Saporowski otrzymał od rotmistrza Pieniążka jakąś nagrodę (w postaci
pieniążka?) za uratowanie sztandaru?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz