sobota, 2 kwietnia 2011

Halo halo, tu nocny jastrząb...

Kwiecień na blogu rozpoczniemy wątkiem niczym z powieści o Jamesie Bondzie. W 1670 roku przybył do Polski Francuz ukrywający się pod przydomkiem Monsieur Beauval. Był to w istocie agent króla francuskiego, Jean de Courthonne, kanonik z Lisieux, opat Paulmeirs i Harchagrats. Jego misją było nawiązanie kontaktów z polską opozycją wobec króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, u której chciano uzyskać poparcie dla francuskiego kandydata na tron RON. Emisariuszowi temu w charakterze sługi towarzyszył pochodzący z Fryzji Ulryk von Werdum. Pozostawił on po sobie kapitalny opis naszego kraju – znajdujemy tam wzmianki o kuchni, ubiorze czy zwyczajach Polaków, a także wnikliwy opis zniszczeń z których powoli podnosiła się Korona po wojnach kozackich i szwedzkich. Zapewne pan Ulryk zawita wielokrotnie na strony bloga, jego pierwszy występ będzie jednak bez wątpienia typowo szpiegowski, a dotyczy okresu negocjacji Monsieura Beauval z oficerami armii koronnej, na czele z hetmanem Sobieskim. Zobaczymy jakże to szpieg zmieniał tożsamości – i to w nader przemyślny sposób, zważywszy na jego misję. Najlepiej  będzie czytać przy motywie muzycznym z przygód 007…
Cały ten początek lata siedzieliśmy incognito na zamku łowickim. Negocyacya pana mego, abbe de Paulmiers, z innymi grandami [magnatami] była już tak jakby ukończona. Prosta atoli szlachta z armii polskiej, którą nazywają imieniem towarzyszów, a którzy się ze wszystkich polskich rodów jako najodważniejsi i najdzielniejsi oddają służbie wojskowej – ta prosta szlachta trzymała jeszcze prawie bez wyjątku bardzo gorliwie z królem Michałem Wiśniowieckim. Dla tego uznano za odpowiednie, żeby pan mój przez niejaki czas był obecny w armii, aby z głównymi oficerami, samymi dobrymi przyjaciółmi Francuzów, codziennie mógł się naradzać, jakby to dalej całą armię pozyskać i na korzyść [francuskiego kandydata do tronu] księcia de Longueville przeciw królowi Michałowi skonfederować można. Ponieważ zaś taka obecność w armii pociągała za sobą niezmiernie wielkie niebezpieczeństwa i obawiać się nam było trzeba najokrutniejszego z nami postępowania, gdyby towarzysze wtedy  nas poznali, postanowiono, że pan mój ma udawać inżyniera, który świeżo z Kandyi [dzisiejszy Heraklion/Iraklion na Krecie] przyjechał i że ma wyrobić sobie pozwolenie od samego króla Michała do służenia w Polsce przeciw Turkom, którzy się wtedy już wojną grozili, tak jak to poprzednio czynił w Kandyi, gdzie przecież nigdy nie był, ale całą tę wojnę z oblężeniem i wszystkimi wypadkami znał tak dobrze, że pewnoby mądrzejszym ludziom od Polaków [sic! Jakie to obraźliwe!] potrafił wmówić, jako osobiście brał udział przy oblężeniu Kandyi.
I rzeczywiście dostał też potem patent z podpisem i pieczęcią króla Michała, w którym go rekomendowano wszystkim oficerom jako pana inżyniera królewskiego. Dotąd nazywał się monsieur Beauval albo monsieur du Buorg albo Maciej Olewic, teraz zaś nazwał się Jean Bardouis, le Chevalier de Saconnay. Po tem nazwisku i charakterze królewskiego inżyniera znano go w wkrótce w całej armii.
Ja zaś dotąd zwałem się Chrystian Freson, teraz zaś nawałem się Gracyan Ulric. Większa część Polaków, po części także nasi Francuzi nie znali mnie pod innem nazwiskiem jak Ulric.  

3 komentarze:

  1. Ciekawe jak mu szło udawanie Maciej Olewica

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby mistyfikacja wyszła na jaw trzeba by było mu obcować z "mądrzejszymi niż Polacy". Wcale mnie taka opinia nie dziwi, bo niby skąd tak trafione czyny jak wybór na króla M.K Wiśniowieckiego? Czy wszystkich następnych oprócz Sobieskiego? Coś niestety w tej negatywnej opinii musiało być prawdziwego.

    OdpowiedzUsuń
  3. We Włoszech nie lepiej obawiam się :>
    To raczej zwykłą pogarda i poczucie wyższości :>

    OdpowiedzUsuń