wtorek, 12 kwietnia 2011

Każąc się głaskać po tyłkach i głowach

Nasz dobry znajomy Silahdar Mehmed aga z Fyndykły, jak zwykle w przekładzie Zygmunta Abrahamowicza , opowie nam o nieco dziwnych zwyczajach niektórych spośród swoich rodaków. Rzecz dzieje się w marcu 1683 roku, gdy armia turecka zbierała się na wyprawę węgierską. Polecam zwłaszcza ostatni akapit, którego fragment posłużył na nietypowy tytuł notki…
We wtorek dnia siedemnastego padyszach darował łaskawie wielkiemu wezyrowi starym zwyczajem konia z rzędem i drugiego nie osiodłanego, innej zaś starszyźnie po jednym bojowym koniu nie osiodłanym, posyłając im je przez agę-koniuszego wielkiego.
Tego dnia padyszach jegomość, który z kiosku Ałaj oglądał obóz wojsk monarszych, dostrzegł wielką liczbę wozów z budami z czerwonego sukna. Raczył on tedy wydać monarszy ferman, aby dla wyjaśnienia tego zadziwiającego zjawiska sprawdzono w księgach ceremonii, kto dawniej posiadał prawo sprawienia sobie takiego wozu.
Kiedy zajrzano do księgi, znaleziono tam pod odpowiednią datą zapiskę o tym, że w roku sześćdziesiątym dziewiątym[chodzi o okres 1658-1659]— podczas wyjazdu monarchy do Brusy — tudzież w roku osiemdziesiątym trzecim [a tu z kolei 1672-1673]— podczas jego wyprawy kamienieckiej — istotnie wydane były polecenia, aby oprócz wielkiego wezyra, szejchulislama tudzież innych wezyrów i efendich-dygnitarzy, jako też prócz defterdara, janczaragi, niszandżego i reisulkuttaba nikt ze znajdujących się w obozie wojsk, niezależnie od tego, czy posiada rangę bejlerbeja, czy nie, nie sprawiał sobie bud takich z czerwonego sukna, jakie zwykli sprawiać wyżej wspomniani. Sporządzono tedy dokładną i wierzytelną kopię owego fragmentu, a gdy wielki wezyr zdał z tej rzeczy sprawę przed strzemieniem monarszym, monarcha wydał surowe rozporządzenie, aby takich bud z czerwonego sukna na dwóch słupkach nie robił sobie nikt poza wyżej wymienionymi, żeby to był nie wiadomo kto, kto by zaś takową posiadał, by zmienił jej pokrycie na białe lub niebieskie, a ponadto by z powozów korzystano jedynie w wypadku choroby.
Kyzyłbasz Ishak efendi , który ociągał się z tym i w tej materii stanął przed obliczem monarchy, otrzymał jednak ustne pozwolenie monarsze na posiadanie czerwonej budy.
Buda turkmeńska , określana mianem „domu koczowniczego", zakazem tym nie była objęta, toteż tego rodzaju budy poczęli sobie sprawiać powszechnie dla przyjemności i wygody ludzie rozmiłowani w zbytku, a mianowicie napływający po drodze zadufani w sobie czelebiczykowie, pyszniący się swoją edukacją skrybów-efendiczyków. Nie potrafiąc z powodu swojej zniewieściałości znieść jazdy wierzchem od postoju do postoju, włazili oni po nocach przeważnie na swoje wózki, a wziąwszy sobie do środka którego ze swoich pieszczochów i ułożywszy się na boku, jechali tak sobie każąc się głaskać po tyłkach i głowach oraz puszczając kłęby dymu z cenionych po ałtynie, zaprawionych aloesem i ambrą cybuchów roboty Kejwanogłego...

4 komentarze:

  1. Homoerotyka :>
    Nie ta epoka, ale o roli homoseksualizmu w czasach Tureckich poczytaj u Pamuka w "Nazywam się Czerwień" :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za namiar na knigę, zapowiada się interesująco

    OdpowiedzUsuń
  3. Mało wojennie, to o iluminatorach na przełomie XV i XVI wieku, ale jako ze noblista to turecki to pokazuje życie w państwie Ottomańskim. I homoerotyka odgrywa zaskakująco istotna role. To zniewieścienie to wcale może nie być paszkwil :D

    OdpowiedzUsuń
  4. AWu, ja wbrew pozorom czytam książki nie tylko o działaniach wojennych ;) tacy na przykład 'Ludzie księgi' bardzo mi się podobali, więc po 'Nazywam się Czerwień' chętnie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń