sobota, 9 października 2010

Szeregów nieprzyjaciela wiary było więcej niż trzydzieści...



24 sierpnia 1683 roku korpus kawalerii i dragonii cesarskiej ks. Karola Lotaryńskiego (ok. 12 000 żołnierzy, w tym ok. 2000 Polaków ze zgrupowania Lubomirskiego) stoczył pod Bisambergiem zwycięską bitwę oddziałami turecko-tatarskimi, dowodzonymi przez Abaze Kor Husejna paszę, bejlerbeja Egeru (6000 Turków, 5000 Tatarów, 1000 kuruców).  Siły muzułmańskie straciły ok. 1000 poległych i wziętych do niewoli (przede wszystkim Turków) i  25 sztandarów. Straty armii cesarskieh były o wiele niższe, wiemy że Polacy stracili poległych 1 towarzysz i 12 pocztowych z chorągwi pancernych, także kilkunastu poległych arkebuzerów z regimentu Lubomirskiego. W starciu zasłużyła się zwłaszcza polska kawaleria – pancerni z pułku Grocholskiego przyczynili się w dużej mierze do złamania kawalerii tureckiej, zadali też przeciwnikom spore straty w czasie pościgu. Poniżej chciałbym przedstawić bardzo ciekawy opis tego starcia, pisany z punktu widzenia Turków. To dobrze nam znany Silahdar Mehmed aga z Fyndykły z jego kroniki. Piechota cesarska o której wspomina to de facto spieszona dragonia, między bajki możemy także włożyć ciężkie straty zadane jakoby cesarskim przez jazdę turecką – owe pięć wyciętych szeregów. Kronikarz podkreśla skuteczność broni palnej przeciwnika, barwnie opisuje także walki w trakcie pościgu za uciekającą armią turecką.  
Potem ze wszystkich stron rozległy się okrzyki i wojska muzułmańskie [jego własne] tudzież wojska tatarskie pod wodzą chańskiego syna Ałp Gereja sułtana, na nic nie bacząc, uderzyły na nieprzyjaciół wiary. Wśród szturmów i ataków sypnęły one raz jeden ołowiem, potem zaś spuściły na szeregi nieprzyjacielskie rwący potok szabel i w ten sposób dały początek bojowi i bitwie, zmaganiom i walce. Jednak szeregów nieprzyjaciela wiary było więcej niż trzydzieści. Rozstąpiły się one na dwie strony wysuwając do przodu piechotę i armaty, po czym otoczyły muzułmanów z dwu stron. Ci, walcząc i poczynając sobie dzielnie i śmiało, zachęcając się nawzajem i wznosząc okrzyki, wycięli pięć takich szeregów i skoczyli na te, które stały w głębi. Wtedy jednak [nieprzyjaciele] pchnęli do przodu trzymaną w zasadzce piechotę, a ponadto uderzyli ze wszystkich armat naraz oraz: sypnęli istnym deszczem ołowiu. Poniósł śmierć męczeńską aga beszlich z Egeru Biczlizade i syn Bajrama paszy z Pożegi, i Gazi bej, aga goniillich, który ongiś służył w prześwietnym haremie padyszachowym, a wielu [innych] gazich muzułmańskich też stoczyło się na czarną ziemię i poniosło śmierć.
Wówczas wojsko tatarskie rzuciło się do ucieczki. Serasker Husejn pasza, człowiek wielkiej siły i pełen zapału, gazi i bohater, którego szabla zawsze ociekała krwią, pozostał na swoim miejscu i dodawszy gazim otuchy, raz jeszcze rzucił się na szeregi nieprzyjacielskie. W tym momencie został jednak z prawa i z lewa ugodzony kulami, które go przeszyły na wylot. Gdy zaś dostawszy jeszcze postrzał w głowę i w prawe kolano stracił już wszelką moc i siłę, a nędzni giaurzy po raz trzeci wypalili z armat i rusznic, zachwiały się fundamenty wytrwałego oporu muzułmańskich gazich i zostali oni do cna rozbici.
Rozpadli się oni na dwie części. Część pierwsza puściła się w ślad za Tatarami i uciekając z powrotem szlakiem tym samym, którym tam przyszła, po tysięcznych utrapieniach wydostała się na drogę ratunku. Część druga z Husejnem paszą [na czele] skierowała się drogą ku Dunajowi i uciekała w stronę mostu na rzece Moravie. Tych jednak ścigała jazda giaurska, toteż z gazich muzułmańskich ocaleli jedynie ci, którzy zdołali przeprawić się przez most, jeszcze nim [nieprzyjaciele] nie dotarli tam i nie zawładnęli przyczółkiem. [Reszta], gdy nieprzyjaciele wiary dopędziwszy ich opanowali dojście do mostu i potem go zniszczyli, wyzionęła ducha, [do ostatka] walcząc o sprawę Bożą.
Także zbolały Husejn pasza, udając, że ucieka brzegiem Dunaju, a przy tym walcząc, dotarł do mostu na Morawie, do którego rwał się z całych sił. Most jednak był już zburzony, tedy zsiadł z konia i, trzymany pod rękę przez swego silahdara, przechodził [przez rzekę] chwytając się belek [mostu]. [Będąc wszakże zmorzeni] cierpieniem wskutek [odniesionych] ran, obaj runęli do wody i utonęli.
Mogrułzade Giirdżi Mehmed pasza przedostał się wałem na ten brzeg rzeki. Inni żołnierze muzułmańscy bądź się potopili, bądź też ponieśli męczeńską śmierć walcząc u boku sandżakbeja szolnockiego i ałajbeja egerskiego. Pozostali gazijowie w liczbie około osiemdziesięciu ludzi w nadziei, że przedostaną się na brzeg wiedeński, skoczyli do rzeki Dunaju i dopłynęli do jakiejś wyspy. Do tego brzegu było jeszcze daleko, tedy zawrócili na brzeg tamten, gdzie byli giaurzy. Kiedy wyłazili z wody, około siedemdziesięciu z nich zadano śmierć męczeńską na miejscu, przeto zdołało się uratować tylko może dziesięciu, którzy wydostali się stamtąd cało i potem przeleżeli [w ukryciu] w pewnej okolicy o dwie godziny od rzeki Morawy.
Natomiast wojsko tatarskie i Emeryk Thokoly wrócili bez przeszkód i [nawet kropla] krwi z nosa im nie pociekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz