[Miałem kiedyś chyba zbyt ambitny pomysł by napisać artykuł o dragonii szwedzkiej w XVII wieku. Jak zwykle niezwykle serdeczną pomocą służył Daniel Staberg – wielkie podziękowania. Fragment niedokończonego tekstu (celowo jednak pozbawiony przypisów i bibliografii), opisujący okres 1621-1628, poniżej…]
W armii szwedzkiej, którą zajmiemy się w niniejszym tekście, w początkowym okresie istnienia dragonii spotyka się nazwę tragon lub rodzimą dragoner. Początkowo dowodzona przede wszystkim przez oficerów francuskich i włoskich – których uznawano za specjalistów od tej formacji – stopniowo jednak wśród dowódców dragonii Gustawa II Adolfa pojawiają się nazwiska niemieckie i szwedzkie.
Pierwszy kontakt jaki armia szwedzka na polu bitwy miała z formacją dragońską pochodzi z kampanii 1617-1618 w Inflantach. W armii litewskiej od zimy 1617 roku walczyła bowiem kompania (kornet) dragoński francuskiego oficera Gabriela Ceridona.
Z kolei po raz pierwszy dragonia w armii szwedzkiej pojawia się w roku 1621, po zdobyciu Rygi. Jeden z oficerów dowodzących litewską rajtarią broniąca miasta – Francuz Wilhelm de la Barre – przeszedł na stronę Gustawa II Adolfa. Jesienią otrzymał patent na zaciąg jednej kompanii dragońskiej (z datą 21 października 1621 roku), jej stan na popisie to 81 ludzi. Biorąc pod uwagę, że miał zaciągać przede wszystkim Francuzów (jako naród o dobrych doświadczeniach na polu użytkowania dragonii) mogłoby to wskazywać, że przynajmniej część żołnierzy nowej kompanii pochodziła z jego zwiniętej chorągwi rajtarskiej służącej w armii litewskiej. Według danych litewskich kompania ta wzięła udział w starciu pod Kropimojzą (Kropenhoff), gdzie szybko uciekła z pola bitwy, co prawdopodobnie uchroniło ją od większych strat.
W 1622 roku, w ramach zwiększania armii polowej do planowej kampanii inflanckiej, utworzono trzy kolejne kompanie dragońskie:
- francuską kompanię Jeana Roena de Beumonta - zorganizowaną w Szwecji
- najemną (przede wszystkim francuską) kompanię Margalisa, zbudowaną w oparciu o kompanię piechoty z najemnego regimentu Filipa von Mansfelda (służącego w 1621 roku w Inflantach, w 1622 roku rozwiązanego)
- Svenska dragonkompaniet - utworzoną (jak na to wskazuje nazwa) ze szwedzkich rekrutów
Te trzy kompanie dopiero w czerwcu 1622 roku przewieziono do Inflant i włączono pod komendę de la Barre'a, tworząc pierwszy regiment dragoński w armii szwedzkiej. Połączona jednostka miała liczyć 390 żołnierzy.
W 1622 roku, w ramach zwiększania armii polowej do planowej kampanii inflanckiej, utworzono trzy kolejne kompanie dragońskie:
- francuską kompanię Jeana Roena de Beumonta - zorganizowaną w Szwecji
- najemną (przede wszystkim francuską) kompanię Margalisa, zbudowaną w oparciu o kompanię piechoty z najemnego regimentu Filipa von Mansfelda (służącego w 1621 roku w Inflantach, w 1622 roku rozwiązanego)
- Svenska dragonkompaniet - utworzoną (jak na to wskazuje nazwa) ze szwedzkich rekrutów
Te trzy kompanie dopiero w czerwcu 1622 roku przewieziono do Inflant i włączono pod komendę de la Barre'a, tworząc pierwszy regiment dragoński w armii szwedzkiej. Połączona jednostka miała liczyć 390 żołnierzy.
Po zakończeniu walk dwie kompanie pod komendą de la Barre’a pozostały w Rydze jako garnizon, dwie pozostałe powróciły do Szwecji. W 1624 roku regiment liczył pięć kompanii – dwie w Rydze (256 żołnierzy) a trzy w Szwecji (340 żołnierzy).
Latem 1625 roku, w obliczu przygotowań do wznowienia działań wojennych przeciw Litwinom, przerzucono część żołnierzy ze Szwecji do Rygi, wzmacniając dwie kompanie dowodzone przez de la Barre’a do 335 żołnierzy. Po tym roku regiment nie jest już wymieniany w źródłach – prawdopodobnie został rozwiązany, a część (wszystkie?) wchodzące w jego skład kompanie zaczęły działać samodzielnie.
W toku walk w Inflantach w okresie 1625-1629 niezwykle trudno jest znaleźć dokładniejsze informacje o działalności szwedzkich dragonów. Interesują wzmiankę o nich przynosi nam Compendium Diariussu Expeditiej Jego Mci Pana Hetmana Wielkiego Litewskiego do Inflant w roku 1625 gdzie pod datą 17 października znajdujemy wpis:
(…) czata, którą JM. Pan referendarz za rozkazaniem JM. Pana hetmanowym był wysłał, to jest Pan Cieliński porucznik Pana Mesczerynów i Abraham Bohdanowicz rotmistrz tatarski, napadłszy na kompaniją pod dwiema chorągwiami Francuzów i innych cudzoziemców; których było ze trzysta, niedaleko Prolmojzy, 10 mil od Dynemborku, a ci byli posłani na pomoc Hornowi, do dobywania Dynemborku, zbili ich na głowę, kapitana samego Adama Rykarda de Lassapele – Francuza człeka u nich wziętego i w dziełach rycerskich biegłego, który Rygi, Rumborku i inszych zamków podkopami i petardami dobywał, żywcem rannego wzięli. Chorążego z dwiema chorągwiami i z bębnami, a drugi uciekł, żołdatów czterdziestu kilku przyprowadzili, inszych szablą znieśli.
De Lassapele to Adam de la Chapelle – dowódca jednej z kompanii dragońskich, zapewne złożonej z Francuzów (co mogłoby wskazywać na to, że jest to jedna z kompanii dawnego regimentu de la Barre). Z tym oficerem spotkamy się zresztą jeszcze przy okazji walk w Prusach, gdzie znów będzie dowodził kompanią dragonii.
Na przeglądzie w Rydze 29 marca 1626 roku odnajdujemy dosyć enigmatyczną kompanię dragonii pułkownika Melchiora Wurmbrandta. Oddział ten liczy zaledwie 28 zdatnych do służby żołnierzy. Jako że nie pojawia się na żadnej innym popisie armijnym, być może jest to kompania przyboczna pułkownika, wchodząca w skład jego regimentu, stacjonującego w Rydze od 1625 roku.
Kolejną jednostką która była formacją dragońską jest tzw. Fältherrens drabantkompani czyli kompania przyboczna Jakuba de la Gardie dowodzona przez Ake Hanssona. Jej największy stan jak zanotowano w okresie wojny to 150 żołnierzy, od 1625 roku stacjonowała w Inflantach. W ramach zgrupowania szwedzkiego brała udział w zwycięskiej dla Szwedów II bitwie pod Wenden (Drobusch) 2 grudnia 1626 roku – liczyła wtedy 80 żołnierzy.
Armia Gustawa II Adolfa lądująca latem 1626 roku pod Piławą nie miała w swoim składzie żadnych jednostek dragonii. Najprawdopodobniej zakładano tworzenie takowych już na miejscu, w trakcie kampanii. Nie wiemy jednak, czy tworzono je od podstaw czy też w oparciu o wyszkoloną już kadrę z poprzednich jednostek. Pierwszym oddziałem dragonii w armii polowej w Prusach Książęcych jest niewielka (77 żołnierzy) kompania Didrika Guttrechta, którą jesienią 1626 roku widzimy w walkach pod Gniewem. Formacje dragońskie ulegały stopniowemu zwiększeniu – istniał plan, że armia w Prusach na początku 1627 roku będzie miała trzy kompanie dragonii (każda po 100 żołnierzy). Istotnie w styczniu 1627 roku znajdujemy owe kompanie w składzie armii polowej – Anena, Gutradta (prawdopodobnie chodzi o wspomnianego już Guttrechta) i Carnissini. Co ciekawe, kompanie dwóch ostatnich wymienione są w spisie jako piechota (‘knektar’) a kompania Anena jako jazda (‘ryttare’) – być może dragonom brakowało wtedy koni? W tym samym czasie w armii w Inflantach znajdujemy dwie kompanie, liczące razem 214 żołnierzy, lista zamieszczona przez Mankella nie podaje co prawda dowódców, ale jednym z nich musiał być Ake Hansson, którego kompania istniała w toku całej wojny.
Kompanie dragonii przeznaczono przede wszystkim do służby garnizonowej – w toku kampanii 1627 roku możemy odnaleźć dragonów w składzie garnizonów Malborka (kompania Eustakiusa Carnissini), Elbląga (kompania Albini – znów nowe nazwisko…), Tczewa (kompania Gottharda – być może jest to kolejna forma zapisu nazwiska Guttrechta) i Braniewa (kompania de la Chappelle). Nie oznacza to jednak, że nie brały udziału w walkach – jednym z ich głównych zadań miało być wsparcie ogniowe rajtarii próbującej zwalczać dokuczliwe zagony polskiej kawalerii. Interesujący jest zapis o udziale czterech kompanii dragońskich (razem 327 żołnierzy) w walkach pod Kiezmarkiem w końcu lipca 1627 roku. Oznaczać by to mogło, że wówczas w Prusach stacjonowało pięć oddziałów – niestety brak danych o dowódcach, co pozwoliłoby zidentyfikować kompanie. Zapewne były to kompanie Carnissini, Guttrechta i Albini (figurują we wcześniejszych spisach). Czwartej kompanii nie udało się zidentyfikować – być może to po prostu część kompanii de la Chappelle? Taka interpretacja byłaby zgodna z danymi o sumie czterech kompanii dragonii w Prusach. Jedna z kompanii – dowodzona przez Carnissiniego – wzięła udział w dwudniowej bitwie pod Tczewem (7-8 sierpnia 1627 roku). Liczyła zaledwie 47 żołnierzy, być może była to więc tylko część tej jednostki? W pierwszym dniu walk dragoni zostali użyci jako harcownicy do sprowokowania wojsk polskich do ataku, nie znamy jednak opisu użycia tej kompanii drugiego dnia walk.
Jesienią 1627 roku ‘korpus’ dragonii składał się już tylko z trzech kompanii, każda o stanie etatowym 150 żołnierzy, chociaż stan faktyczny (z zimy 1628 roku) był o wiele niższy – wszystkie kompanie miały razem 366 żołnierzy. Dodatkowo w Inflantach stacjonowały dwie kompanie – Ake Hanssona i Jorena Horna – o nieznanej liczebności. Dla porównania – kawaleria w szwedzkiej armii polowej w Prusach liczyła wtedy 4 925 żołnierzy w 46 kompaniach, piechota najemna 4384 żołnierzy w 36 kompaniach a piechota krajowa 4200 żołnierzy w 28 kompaniach. Widzimy więc, że dragonia była formacją o bardzo niskiej liczebności na tle całej armii.
Zastanówmy się może przez chwilę, co leżało u podstaw takiego stanu rzeczy? Wydawać by się przecież mogło, że w armii szwedzkiej, nie posiadającej lekkiej jazdy, dragonia byłaby idealna do zadań rozpoznawczych, osłony linii komunikacyjnych i zapewniania łączności pomiędzy poszczególnymi garnizonami. Sądzę, że można spróbować odnaleźć dwa główne czynniki wpływające na tak mały udział dragonów w armii Gustawa II Adolfa. Pierwszy (i najważniejszy) to kwestia przeciwnika – Polacy i Litwini wykazywali się w toku wojny 1625-29 mistrzostwem w prowadzeniu ‘małej wojny’, procentowały tu przede wszystkim doświadczenia wojsk kwarcianych z walk przeciw Tatarom. Jazda kozacka stosowała taktykę wojny szarpanej, z którą wojska szwedzkie miały duże problemy. Dragonia jako formacja była hybrydą kawalerii i piechoty – w tym jednak przypadku posiadała wady które czyniły ją niezbyt skuteczną przeciw Polakom czy Litwinom jeżeli miałaby działać samodzielnie. Dragoni nie walczyli konno, rumaki służyły im tylko jako środek transportu. Nie mieli więc sam na sam szans w konnym starciu z jazdą kozacką. Walcząc jako piechota (de facto tylko muszkieterzy) oddział musiałby zabezpieczać się przeszkodami anty-kawaleryjskimi (jak świńskie pióra czy kozły hiszpańskie) przed szarżą przeciwnika – na takie przygotowania trzeba czasu, którego atakowanym dragonom często brakowało. Idealnym połączeniem byłoby więc współdziałanie dragonii z kawalerią, jednak efektywnie działanie tych dwóch formacji musimy w armii szwedzkiej poczekać do panowania Karola X Gustawa. Formacja istniejąca w szwedzkiej armii dopiero od kilku lat musiała więc przejść trudną fazę prób i błędów – na dobrą sprawę nie wiedziano jeszcze, jak jej skutecznie używać na trudnym teatrze działań. Co prawda współdziałanie dragonii i kawalerii szło już w dobrym kierunku – wykorzystano dragonię jako wsparcie kawalerii pod Tczewem czy Górznem – jednak dragonia była formacją wciąż zbyt małą liczebnie, by odgrywać ważną rolę w armii. Nawet kawaleria Gustawa II Adolfa dopiero uczyła się walczyć z polską i litewską kawalerią, nie na darmo po starciu pod Ostródą w 1628 roku król strofował dowódcę najemnego regimentu jazdy, pułkownika Baudissina, że ten stosuje ‘niemiecką taktykę’ (karakol) w starciu z Polakami. Kwestia kawalerii prowadzi nas do drugiego czynnika wpływającego na liczebność dragonii. Była ona formacją droższą w wystawieniu i eksploatacji niż piechota – wartość wierzchowców (a i ich dostępność) podrażała całą inwestycję. Gustaw II Adolf potrzebował przeciw Polakom przede wszystkim licznej i efektywnej kawalerii, a to musiało kosztować. Zaciągi krajowe (szwedzcy i fińscy latta ryttare) były niewystarczające, stąd od 1625 roku coraz większy udział najemnych kompanii kirasjerów niemieckich w armii szwedzkiej, a w 1628 roku zaciąg trzech silnych regimentów arkebuzerów zwolnionych z armii duńskiej Chrystiana IV. W obliczu tak dużych wydatków na jakże potrzebną kawalerię, a także coraz liczniejszych zaciągów szkockich, angielskich i niemieckich knechtów do jednostek piechoty, ‘kopciuszek’ jakim była dragonia nie mógł liczyć na wiele uwagi ze strony władcy. Król co prawda widział potrzebę istnienia i rozwijania tej formacji, póki co jednak po prostu nie stać było armię szwedzką na większą ilość oddziałów dragońskich. Stopniowo jednak, zwłaszcza w obliczu nieuchronnej wyprawy do Niemiec, liczba dragonów w służbie szwedzkiej zaczęła rosnąć [o czym być może kiedyś napiszę, jeżeli się uda i wróci wena…]
Díky za přehled
OdpowiedzUsuń