środa, 20 stycznia 2016

Insza na papierze szykować albo ołowianych chłopów na stole


We wrześniu 1653 roku w dowództwie wojsk polskich stojących pod Kamieńcem debatowano bezustannie nad planem działań przeciwko Kozakom i Tatarom. Część oficerów i dygnitarzy popierała pomysł dalszej ofensywy, inni skłonni byli na ustępstwa wobec Kozaków i wierzyli w dobre intencje Chmielnickiego. Listownie brał też udział w tych rozmowach hetman polny litewski Janusz Radziwiłł[1], który od początku był przeciwny (chybionemu jak się okazało) pomysłowi wyprawy  żwanieckiej. Jego kuriery bezustannie krążyli między Kiejdanami a obozem koronnym, tegoż dnia którego przyszła poczta, nazad oną odprawuję. Wśród korespondencji ks. Janusza zachował się jego list do brata stryjecznego czyli ks. Bogusława Radziwiłła. Hetman zawarł w nim ciekawą myśl, która jest na tyle uniwersalna – mimo upływu wielu lat – że warto ją przytoczyć[2] i zapamiętać:
Trzebaby i mnie i wielu innych o to hałasować, że nie możemy z dobrem sumieniem takich rad[3] chwalić ani sposobu prowadzenia wojny takiego, choćby nam też najbardziej zadawano, że się na wojnie nie znamy, kiedy sam skutek pokazuje że i sami[4] nie przejedli wojennego rozumu; bo insza na papierze szykować albo ołowianych chłopów na stole, insza bram i szyldwachów w mieście z ciepłej izby pilnować, insza kształtnie z kopią skoczyć i piękną zapuścić brodę, a insza rady wojennej przewodnictwo prowadzić.  



[1] De facto dowodzący armią litewską, gdyż stary i schorowany hetman wielki Janusz Kiszka nie brał udziału w walkach; zmarł zresztą w 1654 roku.
[2] Podaję wersję bez wtrąceń po łacinie, przetłumaczone one zostały przez Edwarda Kotłubaja.
[3] O kontynuowaniu wyprawy.
[4] Dygnitarze koronni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz