Ogier Ghiselin de Busnecq dawno nie gościł na blogu, pora
więc by uraczył nas jakąś dykteryjką. Jako że nie mam nastroju na klimaty
wojskowe, a Ezra[1] właśnie
bawi się plastikowymi zwierzakami – zainspirowany jego przykładem – zajmiemy się
opisem ciekawej fauny. Takie oto obserwacje zapisał cesarski dyplomata z wizyty
w sułtańskim zwierzyńcu w Konstantynopolu/Stambule. Tłumaczenie (jak zwykle
nieco luźne) z wersji angielskiej w moim wykonaniu:
Ujrzałem w
Konstantynopolu dzikie bestie wszelkiego rodzaju – rysie, dzikie koty, pantery,
lamparty[2] i
lwy, tak oswojone i wytrenowane że, gdym na to patrzył, jeden z nich pozwolił
swojemu opiekunowi wyciągnąć sobie z pyska owcę, którą chwilę wcześniej mu
rzucono. Stwór zachowywał się bardzo spokojnie, mimo że jego zębiska splamione
były (już) krwią (owcy).
Widziałem także
młodego słonia, który potrafił tańczyć i bardzo sprytnie bawić się piłką. Kiedy
to czytacie, jestem pewien że nie możecie się powstrzymać od uśmiechu. ‘Słoń –
powiecie – tańczący i bawiący się piłką!’ A czemuż by nie? Czymże się to różni
od słonia, który według Seneki chodził po linie, czy też od tego którego
Pliniusz opisał jako greckiego mędrca?
(…)
Tuż przed tym jak
przybyłem do Konstantynopola mieli tam wielbłądolamparta[3]
(żyrafę) w menażerii; ale ja zastałem ją martwą i pochowaną. Poprosiłem jednak,
by wykopano jej kości bym mógł je zbadać. Zwierzę to jest znacznie większe z
przodu niż z tyłu, z tego też powodu nie nadaje się do noszenia ciężarów czy by
nosić na grzbiecie jeźdźca. Zwie się wielbłądolampartem, bo jego głowa i szyja
są jak u wielbłąda, a skóra jest cętkowana, jak u lamparta (pantery).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz