środa, 26 lutego 2014

Proch, ziemi i ślina... a do tego dużo gorzałki

Dawno nie przytaczałem wyjątków z Opisania Ukrainy…  autorstwa Wilhelma le Vasseur de Beauplan, pora więc na jakiś drobny fragment. Uroczy zapisek o medycynie kozackiej wydaje mi się jak znalazł, chociaż pora nieco wczesna na gorzałkę…

Widziałem chorych na gorączkę Kozaków, którzy, aby się wyleczyć, nie biorą nic innego jak tylko połowę ładunku prochowego do działa, rozcieńczają go pół na pół z wódką i wszystko dobrze wymieszawszy wypijają, po czym kładą się spać, by obudzić się rano w wyśmienitym zdrowiu. Miałem woźnicę i widziałem, jak wiele razy tak czynił, lecząc się tym niby lekiem, o którym żaden lekarz czy też aptekarz nie pomyślałby nigdy w życiu. Widziałem też innych, jak brali popiół i mieszali go rozcieńczając wódką – jak to powyżej opisałem. Pili to z tym samym skutkiem. Wielokroć widziałem, jak Kozacy poranieni strzałami z łuków, pozostając z dala od chirurgów, opatrywali się szczyptą ziemi zmieszanej na dłoni z własną śliną. Goiło im to rany jak najlepszy balsam, co dowodzi, iż dowcipna pomysłowość pojawia się w tym kraju jak w każdym innym. 

wtorek, 25 lutego 2014

Z wesołym i wspaniałym sercem posiekali i pobili

Krótka wyprawa do początku wieku XVI – zgodnie z zapowiedzią, będziemy tam zaglądać coraz częściej. Jesienią 1509 roku król Zygmunt I Stary zorganizował wyprawę wojsk polskich na teren Mołdawii. Był to odwet za najazd hospodara Bohdana II Ślepego na ziemie Rusi Czerwonej. Zygmunt zebrał liczne oddziały zaciężne, na wyprawę zgromadzono także pospolite ruszenie. Jako że król zachorował w czasie przygotowań do najazdu, dowództwo wojsk polskich objął hetman Mikołaj Kamieniecki. Oddziałami zaciężnymi dowodzili pod jego komendą Jan Tworowski (chorągwie polskie) i czeski najemnik Bohu Czyrnin [Cerny] (chorągwie cudzoziemskie: czeskie i niemieckie). Przez dwadzieścia dni oddziały Tworowskiego plądrowały Mołdawię, krwawo mszcząc najazd na Ruś. Tak oto kronikarz opisał polską wyprawę:
A tak Mikołaj Kamieniecki z wesołym i wspaniałym sercem przyjąwszy on sławny urząd przeprawił się przez Dniestr, Wołoską ziemię wzajemnym sposobem wet za wet ogniem i mieczem burząc.

Byli też pod sprawą Cernego Czecha cudzoziemcy żołnierze Czechowie i Niemcy, którzy wiele sioł, folwarków i miasteczek spalili i w popiół obrócili, jako Czarnowcew, Dorohim, Botussany, Szczepanowce, Chocim, etc., a zburzywszy wszerz i wzdłuż, tych miast przyległe wołości, pod Suczawę stołeczny zamek przystąpli, ale iż próżno szturmowali, też nieprzyjaciela do stoczenia walnej bitwy wywabić nie mogli, bo wojewoda [Bohdan II Ślepy] w lesiech się krył, przeto Kamieniecki hetman nie mając co więcej plundrować (bo całe dwadzieścia dni rozpuściwszy zagony Wołochy bez odporu burzyli) wojsko Polskie w całe ku Dniestrowi odwiódł, w ciągnieniu i wyciąganiu mężów, niewiasty, starych i dzieci, także bydło, które się przygodzić nie mogło i którego wielkich trzód trudno zagnać było, posiekli i pobili.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Chleb, piwo, a gęsi i kury według zapotrzebowania

Odpocznijmy na chwilę od niderlandzkiego malowania, acz zostańmy w klimacie oblężniczym. Wspominałem kiedyś o mandacie rekwizycyjnym z okresu oblężenia Jasnej Góry w 1655 roku. Udało się znaleźć kolejny dokument z tego okresu, tym razem wydany przez generała Mullera 20 listopada 1655 roku. Kilka miejscowości otrzymało termin do 5 grudnia, by dostarczyć wiktuały i zaopatrzenie armii szwedzkiej pod Jasną Górą.
Siewierz (wraz z okolicznymi wsiami) miał dostarczyć: 3600 bochenków chleba, 100 beczek piwa, 1000 korców owsa, 20 wołów, 120 baranów, 8 wieprzów, 10 beczek soli, 20 funtów świec, 40 funtów wosku,100 fasek masła, serów kop 120, a gęsi i kur według zapotrzebowania.
Miasteczka Koziegłowy, Czeladź i Sławków miały dostarczyć po: 1200 bochenków chleba, 40 beczek piwa, 500 korców owsa, 5 beczek soli, 4 wieprze, 10 funtów soli, 20 funtów wosku, 60 fasek masła, 50 kop sera, a ponadto gęsi i kury.

Przynajmniej w odróżnieniu od rozkazu Wreszcowica nie znajdujemy tu gorzałki… Także i tutaj Muller ostrzegał, że jeżeli zaopatrzenie nie zostanie dostarczone w terminie, to miejscowości zostaną ukarane ogniem i mieczem. Szwedzka dyplomacja za pomocą rajtarii…

niedziela, 23 lutego 2014

Malarze znani i nieznani - cz. LVIII

Kolejny obraz autorstwa mistrza Pauwelsa, ukazujący oblężenie ‘s-Hertongebosch. Tym razem możemy tu zauważyć wiele scenek rodzajowych z obozu wojsk niderlandzkich, jest to także bardzo ciekawe studium strojów i wyposażenia wojsk Zjednoczonych Prowincji. Na obrazie nie mogło oczywiście zabraknąć Frederika Hendrika van Oranje: widzimy go po lewej stronie, w otoczeniu grupy konnych oficerów. Tym razem niderlandzcy gentelmani popisują się swoją barwną garderobą, jako że scena przedstawia obóz z daleka od samego miejsca oblężenia nie mają więc na sobie uzbrojenia ochronnego.
A w obozie wre zwykłe życie: mamy rzeźnika sprzedającego mięso ze swojego straganu, potańcówkę i popijawę, bójkę i grę w kości. To także ciekawe studium różnego rodzaju formacji wojskowych: od opancerzonych pikinierów (jeden z nich nie wypuścił z ręki piki nawet przy grze w kości), poprzez muszkieterów, po uzbrojonych po zęby konnych arkebuzerów (gdzie daje się już zauważyć odchodzenie od uzbrojenia ochronnego); w oddali widzimy nawet kornet jezdnych wyglądających na kirasjerów. Po obozie biegają dzieci i szwendają się psy, dopełniając klimat okołowojskowego miasteczka. Gdzieś tam w oddali toczy się wojna, ale tutaj życie toczy się własnym, specyficznym torem – uwielbiam ten niesamowity klimat na obrazach mistrza Pauwelsa. Niedługo na blogu kolejna z jego prac…


środa, 19 lutego 2014

Malarze znani i nieznani - cz. LVII

Pauwels van Hillegaert (1596-1640) to urodzony w Amsterdamie malarz, którego prace już wcześniej gościły na blogu. Dzisiaj jednak jeden z moich ulubionych malunków z epoki, bo też panowie prezentowani na pierwszym planie wyglądają wspaniale i bardzo ‘w klimatach’ mojej ulubionej formacji. Widzimy tu bowiem armię Zjednoczonych Prowincji, oblegającą ‘s-Hertogenbosch w 1629 roku: oblężenie trwało cztery i pół miesiąca, zakończyło się niderlandzkim sukcesem – hiszpański garnizon zmuszony został do kapitulacji. Skupmy jednak uwagę na obrazie, bo też sporo tu ciekawych rzeczy.

Gentelmen którego widzimy pośrodku, przepasany czerwoną szarfą, to Fryderyk Henryk Orański (Frederik Hendrik van Oranje), książę Oranii-Nassau i dowódca armii Zjednoczonych Prowincji. Obok niego, po prawej stronie, Ernest Casimir van Nassau-Dietz – kolejny z niderlandzkich oficerów. Obydwaj w przepięknych zbrojach kirasjerskich, acz bez hełmów –co oczywiście nie dziwi, wszak mistrz Pauwels miał ich pokazać w całej okazałości. Zbroja Fryderyka Henryka jest znacznie okazalsza, dodatkowo splendoru dodaje wspomniana już pomarańczowa (jak słusznie wskazał Artur!) szarfa. W ręku trzyma on regiment, z którym jest zresztą sportretowany także na innych obrazach – jest to kolejny wyróżnik wskazujący na niego jako głównodowodzącego. Zbroja Ernesta Casimira jest nieco mniej okazała, z kolei szarfą przepasany jest w pasie, a nie przez pierś jak książę Oranii-Nassau. Z tyłu, za oficerami, widzimy kirasjerów – zapewne z kompanii przybocznej.

Zwróćmy teraz uwagę na centrum obrazu, bo też to co dzieje się w oddali ‘pod kopytami’ konia Fryderyka Henryka jest bardzo interesujące. Widzimy tam maszerujący oddział piechoty niderlandzkiej. Jako pierwsi maszerując muszkieterowie, za nimi opancerzeni (napierśniki, napleczniki i hełmy) pikinierzy.  Pomarańczowy sztandar niesiony jest wśród pikinierów, a z przodu kolumny, tuż po lewej stronie muszkieterów, możemy dostrzec małego dobosza. Kopia którą posiadam nie jest tak dobra, by przyjrzeć się szczegółom oddziału stojącego przed konnymi oficerami (w perspektywie ‘nad namiotem’), acz wydaje mi się że mogą to być kolejni pikinierzy.

Po lewej stronie widzimy mieszane towarzystwo piechurów  i być może spieszonych kawalerzystów (lżejszego wagomiaru, bo bez uzbrojenia ochronnego) mile spędzających czas wolny. W oddali zarys polowych fortyfikacji niderlandzkich i bateria dział ostrzeliwująca miasto.

Nie jest to jedyny obraz mistrza Pauwelsa dotyczący tego oblężenia, kolejne płótno zostawiam jednak na jutro. Jak zwykle zachęcam do dyskusji, bo też grzech o tak pięknym malunku nie rozmawiać.


wtorek, 18 lutego 2014

Hieronim i jego rajtarska brać

Wracam do mojej ukochanej formacji jazdy, czyli rajtarii - tym razem z bardzo ciekawym materiałem źródłowym. Poniżej znajdziecie wypisy z rolli popisowych regimentu rajtarii Jerzego Stanisława Lubomirskiego. Pochodzą one z wydanych w 1980 roku Przygód wojennych 1655-1666 Hieronima Chrystiana Holstena, indeks opracował Tadeusz Wasilewski. Zobaczymy jak różna była struktura kompanii i kapralstw, niezwykle interesujący jest też niezwykle międzynarodowy skład regimentu, w skład którego wchodziło wszak wielu ex-szwedzkich żołnierzy, na czele z Holstenem.




środa, 12 lutego 2014

Inflancka deprecha - bo i na piwo nie ma

Pogoda za oknem nieciekawa, to i wpis będzie dzisiaj niezbyt optymistyczny. Przeprowadzona w latach 1601-1602 kampania inflancka Jana Zamoyskiego nie przyniosła niestety wyzwolenia Inflant spod okupacji szwedzkiej. Operacje oblężnicze, prowadzone przez oddziały koronne, były czasochłonne i wiązały się z dużymi stratami w ludziach. Trudne warunki atmosferyczne, problemy z aprowizacją, a także z dostępem do czystej wody zabiły jednak o wiele więcej żołnierzy Zamoyskiego niż szwedzkie kule. Jak napisał do króla Zygmunta III Olbrach Łaski, wojewoda sieradzki: więcej ludzi ginie z biedy niż od miecza. Straty pogłębiała także dezercja: tak towarzystwo jak i luźna czeladź rozjeżdżali się spod chorągwi, uciekali także piechurzy – zwłaszcza z chorągwi wybranieckich. Problemy z terminową wypłatą żołdu także nie pomagały… Hetman tak oto przedstawił fatalny stan swojej armii (list do Zygmunta III, datowany na 4/2/1602):
Wojsko KJMci dla niedostatków strapione bardzo, chorych siła, żywności wielki niedostatek, choroby najwięcej dla niedostatków, bo chudzi pachołcy, odzieży, obuwia sprawić sobie nie mają za co i piw kupować i zdrowie zachowawszy wodę piją, która w tym kraju bardzo zła, że niepodobna gdzie gorszej być. Doświadczają tego, bo ja dla siebie każę przeważać do potraw, błota w niej wielka moc.

Nieciekawą więc sytuacją zastał Jan Karol Chodkiewicz, gdy we wrześniu 1602 roku Zygmunt III „zaszczycił go” powierzeniem komendy nad wojskami w Inflantach. Ale o tym przy innej okazji…

niedziela, 9 lutego 2014

Kopij husarskich by nam bardzo trzeba.

Dziś ciekawy przyczynek do bitwy pod Lubieszowem (Lubiszewem), stoczonej 17 kwietnia 1577 roku przez wojska koronne z siłami Gdańska – a właściwie do sytuacji po samej bitwie. W Instrykcyi panom posłom od wszystkiego wojska do króla jegomości wysłanym znajdujemy interesujący zapis dotyczący potrzeby uzupełnienia ekwipunku: prosiliśmy też, aby król jegomości raczył kazać przysposobić kopij, szabel, koncerzów, prochów, ołowiu, także i rzemieślników, którzyby to robili, bosmy na tych wszystkich potrzebach bardzo zeszli. W temacie kopii husarskich możemy znaleźć więcej śladów dotyczących uzupełnienia tej jakże ważnej broni. Stefan Batory, przyjmując 7 maja 1577 roku posłów wojskowych w Brodnicy, tak miał odpowiedzieć w kwestii kopii: o kopijach, broni, rzemieślnikach i innych potrzebach przemyśliwa jego królewska mość, i już do Krakowa i gdzie indziej dla tego posłał; ale że się obawia, aby jakie omieszkanie w tem nie było, żąda, aby się każdy o takie rzeczy też z swej strony starał. O husarskie kopie nie było jednak wcale tak łatwo, więc ich wątek powrócił w kolejnej korespondencji. 8 maja kasztelan gnieźnieński i hetman nadworny Jan Zborowski, w liście do króla wspomniał, że kopij usarskich by nam bardzo trzeba, których wszyscy nie mamy, a tu w tym kraju trudno się na nie zdobyć. Wynikałoby z tego, że husaria mogła nawet nie mieć zapasowych kopii, a wszystkie które były w posiadaniu żołnierzy zostały zużyte w czasie bitwy. Dwa dni później król odpowiedział z Brodnicy: kopije w Warszawie, Łowiczu i Poznaniu kupować kazaliśmy. Z kolei 12 maja w liście królewskim do magistratu Poznania znajdujemy wzmiankę a także też poszlijcie do tegoż wojska i inne rzemieślniki, którzyby szable, koncerze  i inną broń i potrzebne naczynia do walki robili i napsowane poprawować mogli.  Niestety nie wiem jak szybko udało się dostarczyć kopie do wojsk stojących pod Gdańskiem, nie wiem też czy oficerowie husarii koronnej poszli za radą króla i starali się zdobyć to uzbrojenie na własną rękę. Pamiętam onegdaj pewną dyskusję na forum historycy.org, gdzie jeden z forumowiczów próbował lansować tezę, że husaria mogła sobie robić kopie „w marszu”, wysyłając luźną czeladź do trzebienia młodych drzewek i przerabiania ich na kopie właśnie. Jak widzimy na powyższym przykładzie, nie było to wcale takie proste – a kopie trzeba było nierzadko kupować na rynkach dosyć odległych od teatru działań. Zresztą nawet w czasie mojego ulubionego konfliktu zbrojnego toczonego w XVII wieku – wojny 1626-1629 – nie kto inny a sam hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski pisał po bitwie pod Trzcianą do króla Zygmunta III: a żeśmy wszyscy kopie połamali, nie wątpię, że W.K.Mość wcześnie wojsko swoje opatrzyć niemi każesz. Prawie dwa miesiące po zwycięskiej bitwie pod Trzcianą najlepsza bodaj chorągiew husarska w armii koronnej – samego hetmana Koniecpolskiego – wciąż jeszcze nie miała kopii. Jak widać był to często towar deficytowy… jak już się go połamało na przeciwniku.  

czwartek, 6 lutego 2014

Minionki króla Henryka

Tym razem nie będzie wojowania, a wręcz przeciwnie..Henryk Walezy w czasie swojego krótkiego pobytu w Polsce nie zdobył sobie zbytniej przychylności nowych poddanych. Szczególnie krzywym okiem patrzono ja jego męskich faworytów, z którymi spędzał nazbyt dużo czasu… Gdy Walezy powrócił do Francji i objął tron jako Henryk III, jego „towarzystwo” zyskało sobie wyjątkowo złą sławę wśród ludu Paryża. Tak zwani „les Mignons” (ulubieńcy/milutcy), którymi otaczał się król, utożsamiani byli z homoseksualizmem (stąd powtarzana przez wielu historyków teza, że Henryk był gejem) chociaż jest to chyba mocne uproszczenie, oparte o plotki ich przeciwników politycznych (ulubieńcy wywodzili się najczęściej z ubogiej szlachty i ich status został – w opinii wielu starych rodów szlacheckich – niesłusznie podniesiony). Ich rozpasanie – bo też hulanki i swawole nie były im obce -  było powszechnie krytykowane. Paryski prawnik Pierre de l’Estoile tak oto opisał „minionki” króla w roku 1576 (tłumaczenie własne z przekładu angielskiego):

W tym oto czasie [lipiec 1576 roku] lud zaczął coraz częściej dyskutować o Mignons, których nienawidzono nie tylko z powodu ich niemądrego i aroganckiego zachowania czy [podobnego do] kobiecego i nieskromnego makijażu i strojów, ale  przede wszystkim z powodu wspaniałych prezentów, które zwykł im darować Król. Lud oskarżał ich o to [że są] przyczyną jego biedy, chociaż po prawdzie pieniądze nie trzymały się Mignons; [wydawali je tak szybko] że pieniądze powracały do ludzi niczym woda spływająca przez rynnę. Ci piękni Mignons nosili włosy pokryte pomadą, kręcone i owinięte wokół małych aksamitnych beretów, na modłę [paryskich] prostytutek. Kołnierze przy ich koszulach były tak sztywne i szerokie,  że ich głowy wyglądały niczym głowa Św. Jana na talerzu [nawiązanie do znanej przypowieści biblijnej]. Ich ulubioną rozrywką był hazard, przeklinanie, tańce i swawole, bójki i zadawanie się z prostytutkami. Gdziekolwiek udawał się król, udawali się z nim, by zawsze być w pobliżu i by zadowolić monarchę słowem i czynem. Boją się i szanują Króla bardziej niźli Boga samego a ich jedynym celem jest by utrzymać się w królewskich łaskach.


środa, 5 lutego 2014

Król, pierniki i wysadzeni z siodła rajtarzy

18 sierpnia 1626 roku król Zygmunt III Waza, na czele wojsk nadwornych i pocztów prywatnych, wjechał do Torunia. Oddziały polskie powoli ciągnęły do Prus, by stawić tam czoła Szwedom, póki co jednak monarcha zatrzymał się na pewien czas w Toruniu. Zachował się bardzo ciekawy opis tego wjazdu do grodu Kopernika. Król, w towarzyszeniu kilku chorągwi, był witany przez cechy miejskie – uzbrojone zresztą w piki i muszkiety. Doszło przy okazji do raczej nieprzyjemnego wypadku: przy okazji hucznej kanonady z dział miejskich i muszkietów milicji, spłoszyły się konie rajtarów chorągwi przybocznej króla. Kilku jeźdźców zostało wyrzuconych z siodeł i musiało wkroczyć do miasta prowadząc konie za uzdy. Na obronę (moich ulubionych) rajtarów mogę jednak dodać, że zmazali nieco ten niechlubny „popis”, dzielnie walcząc pod Gniewem – gdzie niestety w starciu ze Szwedami zginął dowodzący chorągwią Otton Denhoff. Oddajmy więc teraz głos nieznanemu autorowi Diariusza Wojny Pruskiej z roku 1626:

Wyiechał Król JkoMsc ze Stuzewa rano czekały go poczty dworskie zbroyne pod chorągwią za Borem Toruńskiem. Dzień był ddżysty pochmurny, ale gdy się Król JkoMsc ku Toruniowi przybliżył wyiaśniło się niebo y był wiazd barzo pogodny y wesoły. Zaiachały Królowi JkoMci te roty pod Toruniem Pana [Pawła?] Niewiarowskiego Usarska, Pana [Erazma Domaszewskiego z Jedleca] Starosty Łukowskiego Kozacka, Pana [Przecława Pawła Leszczyńskiego] Woiewodzica Brzeskiego Kozacka, P. Kawalera [Maltańskiego] [Mikołaja] Judickiego Dragońska. Między pierwszą a trzecią godzyną po południu wiechał Król JkoMsc do Torunia dosyć luzno tym porządkiem. Szła naprzod chorągiew Kozacka Pana Starosty Łukowskiego po niey Chorągiew P. [Stefana Grudzińskiego] Woiewodzica Rawskiego także Kozacka. Zanią P. Kawaler Judicki z swoiemi konnemi Dragony iechał. Po nich szło piechoty Niemieckiey tegoż Pana Kawalera 500. Za niemi Capitana [Artura] Astona piechoty Szkockiey szło 500. Za niemi cztery chorągwie piesze Węgierskie szły pod któremi piechota JkoMci Węgierska. Wiezdżała potym Pana Niewiarowskiego Rota ze Horągwią dosyć okrytą y stroyną pod ktorą kopiynika 200 koni porządnie y zbroyną. Za tymi iachały osoby Senatorowie y Dwór Króla JkoMci. Sam Król JkoMsc za niemi iachał konno. Za niem Królewicz JkoMsc także konno. Za niem dopiero chorągiew Wielka Dworska Usarska. Po Usarzach Dworskich iechała Chorągiew K.J.Mci Raytarska [pod Ottonem Denhofem] dosyć [nie mogę odczytać wyrazu, może ‘porządna’?] y zbroyna. Począwszy od Mostu aż do Rynku po wszystkich ulicach stali mieszczanie y Cechy mieyskie po obadwa stronach zbroyno s spisami y Muszkietami. Rada Toruńskia y mieszczanie przednieyszy zaszli Królowi JkoMci drogę piechotą aż za Most Polski, Tam Króla JkoMci witali y na zad znowu szli piechotą przy koniu Króla JkoMci do Ratusza. Skoro Król JkoMci wyachał . Z Miasta bito z dzał Mieyskich y strzelbe wszystkę wyżej namienioną. Roty wypuszczały z niemałym grzmotem od ktorego Chorągiew Króla JkoMci Raytarska zamieszała się tak że ich kilku konie z siebie pozbywały, aż przy nich piechotą w miasto prowadząc konie iść musieli.


niedziela, 2 lutego 2014

Klątwy, skargi i płacze

Nasz dobry blogowy znajomy - Silahdar Mehmed aga z Fyndykły – poda nam dziś kolejne wytłumaczenie przyczyny klęski wojsk tureckich pod Wiedniem w 1683 roku. A, jako że rzecz dotyczy Kara Mehmeda paszy, to i klęskę w drugiej bitwie pod Parkanami też się da tym wytłumaczyć. Kto wie, czy gdyby nie klątwy ulemów i sejjidów, to czy odsiecz Wiednia zakończyłaby się dla wojsk sprzymierzonych sukcesem… Tekst kroniki jak zwykle we wspaniałym tłumaczeniu Zygmunta Abrahamowicza:

Pod pretekstem tej wyprawy wezyrowie i mirimiranowie dopuszczali się w Rumelii i Anatolii rozmaitych swawoli, jakich świat jeszcze nie widział, oraz gwałtów i krzywd, jakich nie sposób opisać. Osobliwie głośne chodziły słuchy o tym, że lewendowie bejlerbeja dijarbekirskiego wezyra Kara Mehmeda paszy zhańbili po drodze około dwustu dziewcząt, a z samego tylko wspomnianego wilajetu przyszło do dywanu sułtańskiego prawie czterystu ulemów i sejjidów z poplamionymi krwią prześcieradłami. Bardzo wielu z nich po przybyciu do Belgradu stawało przy drogach, [którymi jeździł] padyszach, oraz podnosiło krzyk i płacz. Serdar wielki, który trzymał stronę owego paszy, zwrócił się do monarszego strzemienia padyszacha przedkładając, perswadując i prosząc takimi słowami:
— To zgraja nicponiów, a wszystkie ich skargi to kłamstwo całkowicie bez podstaw! Czyż mamy dla nich zgładzić paszę, który stawia się na taką ważna wyprawę, i rozpędzić tak liczny jego dwór? Nie wierzcie im! Na wojnie [zawsze] tak bywa, a teraz wcale nie czas robić z tym porządek.
[Padyszach] przymknął tedy [na to] oczy, a skarg i płaczu pokrzywdzonych nikt nie wziął pod uwagę. Ale przekleństwa, które miotali ci ludzie wznosząc ręce ku niebu, wzdychając i narzekając, trafiły do celu wysłuchania. One to w końcu sprawiły, że wojsko [padyszacha] poniosło klęskę, że tyle ziem muzułmańskich dostało się w ręce nieprzyjaciela, że dżamije i meczety, medresy, mekteby i klasztory derwiszów zostały przemienione w pełne posągów świątynie wielobożników, że niezliczone rzesze ludu mahometańskiego cierpiały poniewierkę i śmierć, że tysiące jego stały się odszczepieńcami, odpadły od wiary i od religii...


sobota, 1 lutego 2014

Jak generał Rakowski dla Kajzera wojsko zaciągał - cz. I

W zbiorach Tek Naruszewicza znalazłem niezwykle ciekawy dokument (a dokładnie rzecz biorąc trzy), któremu chciałbym poświęcić dwa lub trzy wpisy na blogu. Rzecz wymaga nieco kopania w źródłach i pewnego dochodzenia, więc zacznijmy może od początku. O co chodzi?

Znalazłem oto listy przypowiednie wystawione przez Stanisława Rakowskiego, tytułującego się jako Dworzanin Króla J[ego] M[oś]ci, Bractwa Najświętszej Panny Maryi Niepokalanego Poczęcia Kawaler (…) na służbę Cesarza J[ego] M[oś]ci Chrześcijańskiego Woyska Polskie Piesze i konne zaciągający Generał.  W 1628 roku miał on zaciągać na służbę cesarską następujące oddziały:

- pół Regiment jazdy kozackiej, składający się z 600 koni. Jednostkę tę miał zaciągać rotmistrz Piotr Budzik (z typowym dla jazdy polskiej pocztem 12-konnym: na koni dwanaście zwyczajny żołd przeze mnie naznaczając.
- chorągiew piechoty polskiej rotmistrza Jana Kaszucia, składającą się z 100 porcji
- chorągiew piechoty polskiej rotmistrza Stanisława Czarneckiego, także składająca się ze 100 porcji

Co ciekawe, piechota miała być rekrutowana spośród ludzi Rycerskich, czyli szlachty. Miała mieć jednak strukturę piechoty cudzoziemskiej czy może raczej specyficzną mieszankę struktury polskiej i cudzoziemskiej - w liście żołdu znajdujemy oprócz rotmistrza także chorążego, porucznika, wachmistrza, kaprala, prowiant-majstra, pisarza i dziesiętników.

Niestety w listach przypowiednich brak informacji o planowanym uzbrojeniu i wyposażeniu.

Zaciągi miały się zebrać pod Wilnem, po czym pomaszerować na granicę pomorską, gdzie po przeglądzie ze strony komisarzy cesarskich miały wejść na służbę austriacką.

Temat wydaje mi się na tyle frapujący, że spróbuję teraz ustalić, czy oddziały faktycznie zostały utworzone i weszły na służbę cesarską. O moich ustaleniach poinformuję w następnym odcinku…