Don Alvaro Navia-Osorio y Vigil, trzeci markiz Santa Cruz
de Marcenado to hiszpański żołnierz i dyplomata, żyjący w latach 1684-1732.
Zanim poległ w starciu z wojskami tureckimi w starciu nieopodal Oranu, zasłynął
jako autor Refleksji Militarnych [Reflexiones Militares] –siedmiotomowego dzieła,
gdzie omawiał min. zwalczanie partyzantki. Znalazłem bardzo interesujący
fragment, napisany dwa lata przed śmiercią markiza, dotyczący szkolenia
żołnierzy piechoty w walce z kawalerią. Oto jak Don Alvaro sugerował by
przyzwyczajać piechurów do walki z kawalerią – głównie przez oddziaływanie
psychologiczne:
Oficer piechoty
winien dosiąść silnego i potężnego konia (…) a potem zaszarżować na piechura,
który ma stać przygotowany [uzbrojony tylko] z kijem [drągiem czy po prostu dłuższym kawałem drewna…]; [piechur] zobaczy wtedy że gdy wyciągnie kij w stronę końskich oczu lub uderzy go
nim w łeb, koń spłoszy się i zatrzyma atak. W tym momencie oficer powinien
wykorzystać tę sytuację, by unaocznić żołnierzom, że jeżeli koń nie jest w
stanie przejechać po człowieku uzbrojonym tylko w kij, kawaleria nie da sobie
rady przeciwko sformowanym batalionom [piechoty], których bagnety, kule i zwarty szyk są w stanie jeszcze bardziej
spłoszyć konie.
Koń ma bardzo silny instynkt stadny. Co innego jak jest sam i dostanie w łeb, a co innego w stadzie.
OdpowiedzUsuńW czasie I wojny światowej, po wprowadzeniu karabinów maszynowych, znane są przypadki, gdzie szarże kończyły nieraz konie z kilkudziesięcioma postrzałami, ginęły niedługo rzecz jasna, ale nie były zatrzymane samym ogniem.
Tu akurat chodziło bardziej o przekonanie żołnierzy, że nie taki koń straszny. Ot taka psychologia dla ubogich :)
OdpowiedzUsuń