Jesienią 1648 roku połączone armie kozacka i tatarska
dotarły pod Lwów. Podczas gdy siły główne zajęły się obleganiem miasta[1],
czambuły tatarskie rozlały się szeroko w okolicy, paląc i łupiąc. Kronikarz
Senai pozostawił nam opis tego jakim sukcesem[2]
okazała się ta kampania:
Po trzech czy czterech
dniach takiej nieprzerwanej wojny, zameczki, wioski, kwitnące folwarki i
wysokie domy [na wszystkie] cztery strony [od Lwowa] zostały zniszczone i
spustoszone, a wśród pożogi ostał się tylko pozbawiony wszelkiej osłony zamek
tamtejszy, bardzo trudny [do zdobycia] i silny. Wysoce dostojny i odznaczający
się wzniosłością sułtan jegomość został przeto sam ze swoimi podwładnymi, aby oblegać wspomniany zamek,
[pozostałemu] zaś wojsku pozwolił rozjechać się na [wszystkie] strony i w
okolicę na czambuł.
Bej Szirinów pojechał
w stronę rzeki Dniestru; Sułtan Geldi mirza, Tugaj bejów brat, pojechał w
stronę Krakowa, Adil mirza zaś i Osman czelebi, którzy [także] objęli
dowództwo, udali się znowu w inną stronę. Powracali oni potem z takimi
niezliczonymi łupami, że nawet najnędzniejszy parobek tatarski nie miał sobie
za nic wielkiego trzydziestu albo i czterdziestu ludzi jasyru. Jasyru i łupów
było ponad wszelką miarę, toteż zostawiono sobie spośród dziewcząt [tylko
piękne] jak hurysy, a z chłopców – tylko do paziów podobnych, resztę zaś,
[nawet] bardzo dobrych, nie tylko że porzucono, ale nie było ani jednego
[Tatara] który, obrzydziwszy ich sobie, nie zabijałby codziennie po dziesięciu
albo i po piętnastu jeńców.
Straszliwy opis, ukazujący okrucieństwo tej wojny. Także
smutny dowód słabości Korony, upokorzonej pod Korsuniem, Żółtymi Wodami i
Piławcami, niezdolnej do obrony swojego terytorium.
[1] Którego
mieszkańcy zapłacili w końcu wielki okup, przez co zwinięto oblężenie.
[2]
Oczywiście z tatarskiego punktu widzenia.