Mój ulubiony szkocki pamiętnikarz – Patrick Gordon – opowie tym
razem jak to w 1659 roku mustrował chorągiew dragonów dla pana Lubomirskiego.
Wyciągnął oto z polskiej niewoli ex-szwedzkich żołnierzy, którzy trzymani byli
w Gniewie. Polski garnizon miał tam 130 jeńców (w tym duńskich żołnierzy,
służących po 1658 roku w armii szwedzkiej), Gordon w charakterze dragonów zaciągnął 76 z nich, w tym 20 chorych. Padł przy okazji ofiarą podstępu jednego z jeńców,
majora Ellerta. Oficer ten sam miał ochotę na służbę w armii koronnej i chciał
zaciągnąć rzeczonych żołnierzy do swojej kompanii. Okłamał więc Gordona,
wskazując mu że 30 najlepszych kandydatów ma w armii szwedzkiej żony i dzieci,
dragoni ci więc zdezerterują przy pierwszej okazji i powrócą do Szwedów.
Dobroduszny Szkot uwierzył, acz oczywiście później nie był nazbyt ucieszony,
gdy dowiedział się, że Ellert niedługo potem owych żołnierzy uwolnił i zaciągnął [do swej kompanii] jako
żołnierzy.
Jak się więc rzekło, Gordon zebrał 76 ludzi. Tak oto
wyszykował oddział do wymarszu:
Nad
ranem zebrałem ich i podzieliłem na roty [fyles – liczące 5-6 żołnierzy ‘sekcje’
w kompaniach piechoty cudzoziemskiej i dragonii], rozdzielając po równo chorych i słabych po rotach. Na wachmistrza
wyznaczyłem Pawla Bansera, który u Szwedów był kwatermistrzem; Adama Younga –
ochotnika, pochodzącego od szkockich rodziców ale znającego język polski,
wyznaczyłem na furiera albo [jak kto woli] kwatermistrza; Eliasa Funka i
Williama Rundta, którzy [u Szwedów] byli kapralami, także i tu [wyznaczyłem] na
kaprali; a najlepszych i najbystrzejszych [wyznaczyłem] na dowódców rot. Tym
którzy się do tego najlepiej nadawali wydałem muszkiety [chorągiew nie
miała broni dla wszystkich dragonów].
O marszu owej chorągwi dragońskiej do armii polskiej opowiem
przy innej okazji, bo też obfituje w smutne szczegóły (wielu żołnierzy zmarło
po drodze), ale i ciekawe fragmenty (dotyczące zakupu zaopatrzenia).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz