sobota, 3 lipca 2010

Kłuszyn 1610 - in memoriam


Spoglądam na dłoń, którą przed chwilą obtarłem pot z twarzy – jest czerwona od krwi która oblepia mi lewy policzek. W czasie pierwszej szarży straciłem szyszak walcząc z pikinierami, spadł gdzieś między końskie kopyta. Kiedyśmy poszli do drugiego ataku, jadący obok mnie Piotr dostał postrzał walcząc z Niemcami przy tym przeklętym płocie. Jeden z muszkieterów strzelił mu z muszkietu w twarz, krew mojego pocztowego chlusnęła mi szerokim strumieniem na policzek. Pomściłem jego śmierć, dźgając Niemca koncerzem, zakwiczał jak zarzynana świnia. Odparli nas jednak, na rozkaz rotmistrz rota poszła do tyłu, podczas gdy w tym samym czasie obok nas Pan Struś poprowadził swoją chorągiew do ataku. Wiem że zaraz padnie komenda do kolejnej szarży, więc poprawiam się w siodle i staram złapać głębszy oddech. Bystry rży nerwowo, strzygąc uszami na dźwięki walki. Gładzę go po szyi, mrucząc uspokajająco - wiem że jest zmęczony, droga spod Carewa i dwie szarże dały mu się we znaki. Jednak jeszcze nie czas na odpoczynek przyjacielu, jeszcze nie… Pośpiesznie sprawdzam ekwipunek: pistolety gotowe do strzału, koncerz pod tybinką gotowy by znów go użyć – ech, przydałaby się kopia, jednak straciłem swoją w pierwszej szarży, wyrzucając z siodła opancerzonego rajtara. Nic to, z Boską pomocą tym razem się uda, daj znak rotmistrzu, jesteśmy gotowi. Jego Miłość Pan Hetman podjeżdża do rotmistrza, wymieniając z nim kilka słów i wskazując na oddział Niemców, uwikłany w walkę z husarzami Pana Strusia. Rotmistrz kiwa głową i obraca się do nas w siodle. Podnosi do góry prawą dłoń, w której trzyma buławę. Prostuję się w siodle, sięgając po koncerz. Zbroja zaczyna mi ciążyć, dobrze że skrzydło zostało w obozie, teraz to byłby tylko zbędny balast przy siodle. Rotmistrz daje znak, chorągiew powoli rusza w stronę przeciwnika. Już czas! Zdrowaś Maryo, łaskiś pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty…

***

Gott mit uns, ci szaleni jeźdźcy znowu atakują na płot! Porucznik wykrzykuje rozkazy, powtarzane prze kaprali. Wielu z pikinierów straciło swoją broń, czekają teraz wśród reszty oddziału, niepewnie trzymając muszkiety zabrane z rąk poległych . Kolejne szeregi muszkieterów czekają na swoją kolej, by zająć miejsce do salwy. Polacy nabierają rozpędu, mam ochotę natychmiast wystrzelić i uciekać, pewien że ich szarża zmiecie nas z miejsca. Nie ma jednak gdzie ani jak uciec, pozostaje więc czekać na rozkaz do strzału. Co ja tu robię? Ech, zachciało się uciec z domu i posmakować żołnierskiego życia w jakimś zawszonym kraju. Och Liebe Mutter, trzeba Cię było posłuchać, jaki ja jestem głupi…
Wtem pada wyczekiwana komenda – czy nie za późno, husarze są już tak blisko... Strzelam w najbliższego konia, po salwie pada na ziemię przygniatając jeźdźca. Szereg w którym stoję cofa się, nasze miejsce zajmują pikinierzy i strzelcy z bronią gotową do strzału. Trzęsącymi się rękami zaczynam nabijać muszkiet, podczas gdy nasza przednia linia walczy z polską jazdą forsującą mocno już uszkodzony płot.. Z jednej strony piki i muszkiety, z drugiej długie kopie, szable wszelkiej maści i pistolety. Obok mnie ktoś pada z jękiem na ziemię – zabłąkana kula musiała go dosięgnąć nawet z tyłu. Opancerzeni jeźdźcy z wysokości siodeł atakują naszych. Potężny husarz walczy pieszo, może ubito mu konia – strzałem z pistoletu kładzie jednego z pikinierów, potem ciosem szabli ścina próbującego mu zagrodzić drogę porucznika. Polak zaczyna mocować się z przeszkodą, jeżeli zdoła uczynić w niej wyrwę jesteśmy zgubieni. Muszkieterzy strzelają do niego – raz, dwa, trzy wystrzały. Mein Gott, kule nie przebijają zbroi, ale husarz chwieje się na nogach. Ta chwila wystarczy – jest przy nim od razu dwóch podoficerów z halabardami. Jeden łapie się za szyję, trafiony z pistoletu innego Polaka, próbującego osłonić towarzysza, za to drugi ma więcej szczęścia. Ostrze halabardy wbija się w napierśnik husarza, ten krzyczy z bólu i pada na ziemię. Nasz kapral – teraz go poznaję, to ‘Gruby’ Johann – próbuje wyciągnąć halabardę, jednak nie ma na to czasu. Kolejny husarz tnie go na odlew przez twarz. Mein Gott, jakie to szaleństwo, co ja tu robię…

***

Porucznik pogania nas by stanąć w szyku, Jezusie Nazareński, ledwo oddycham, brak mi tchu po tej szalonej drodze, rusznica jest ciężka niczym wór kamieni. Dziesiętnicy ustawiają szeregi, obok nas równie zmęczeni puszkarze szykują falkonety. Mija ledwie kilka pacierzy, a już otwieramy ogień do Niemców czających się za zniszczonym już nieco płotem. Kule z falkonetów żłobią dziury w owych zasłonach, my z kolei szereg za szeregiem strzelamy w kłębowisko piechurów. Ci odpowiadają ogniem – przede mną jeden z hajduków pada na ziemię, gdzieś z tyłu ktoś wrzeszczy przeraźliwie. Porucznik wyciąga szable wskazując na zniszczone płoty, przerzucamy rusznice na plecy i z szablami w garści ruszamy do ataku. W biegu spoglądam wokół siebie – tuż obok husarze nabierają tempa w szarży na niemieckich jeźdźców. Docieramy do płotu, obalając resztki zasłony. Niemcy cofają się bez walki, osłaniając się przed nami pikami. Ha, sucze syny, boją się nagiej stali, paniczyki jedne…

***

Aya laddie, nalej jeszcze ale’a, tego smaku mi brakowało wtedy, w Roku Pańskim 1610. O czym to ja? Acha, tak, jak mówiłem, było to w odległym kraju Muskowitów, gdyśmy pod panem Cobronem walczyli przeciw Polanderom. Jak się nazywało to miejsce? Czekaj.. Klush… Klushin.. damn that… Klushino. Miałem wtedy pewnie tyle lat co ty laddie, mleko jeszcze miałem pod nosem. Byłem wtedy w kornecie kawalerii pod panem Thomasem Crichtonem, szlachetny to był gentelman. Tchórzliwi Francuzi… damn those buggers… aye… uciekli do Polanderów albo dali dyla z pola bitwy, ale pan Cobron na czele naszych sześciu kornetów nie uląkł się przeciwnika. Poszliśmy śmiało do boju, dając ognia z pistoletów i dźgając pałaszami. Straszna jednak to była potrzeba, bo przyszło się potykać z jazdą Polanderów… hell riders, I be damned... Złamali nas w końcu, potężni jeźdźcy w zbrojach, walczący dziwnymi mieczami, niektórzy z nich mieli nawet długi lance. To właśnie taki jeździec zabił dobrego pana Crichtona - nigdy tego nie zapomnę, chociażbym miał przeżyć sto lat. To koszmar który często powraca do mnie w bezsenne noce. Długa lanca przeszyła zbroję kapitana łatwo jak nóż wchodzący w masło. Ohydny trzask pękającego drzewców i krzyk bólu umierającego oficera były wszystkim co docierało do moich uszu. Polander odrzucił złamaną kopię i sięgnął po zakrzywiony miecz. Miałem więcej szczęści niż umiejętności – udało mi się sparować dwa pierwsze ciosy. Zaraz potem mój oszalały ze strachu koń wyrwał się do tyłu, a ja byłem tak przestraszony że nie próbowałem go powstrzymać, nie zważając na nic. Przeżyłem, uciekając niczym zając ścigany przez ogary… Czemu jesteś taki zaskoczony laddie? Wierz mi, w obliczu owych, jak na nich mówiono… hussars… damn… nawet najodważniejszy żołnierz czuł strach. A ja wolę być żywym tchórzem niż martwym bohaterem. Ech, nalej jeszcze ale’a laddie...

***

Hetman Stanisław Żółkiewski przymknął oczy, wsłuchując się w odgłosy dochodzące z obozowiska. Siedział tak przez dłuższą chwilę, po czym wrócił do dyktowania listu, który kaligrafował jego sekretarz:



Nie mianuję na ten czas nikogo, jako kto sobie poczynał przy tej służbie W. Król. Mci; bo i tak chociaż się spodziewałem poczynając pisać, ze miał być list krótki, przyszło przedłużyć; atoli o wszystkich nie tylko ja, ale rzecz sama daje świade¬ctwo, że sobie mężnie, jako się godzi cnym rycerskim ludziom, poczynali przy tej służbie W. Król. Mci; pewienem że W. Król. Mci raczysz to od nich miłościwie przyjąć.

16 komentarzy:

  1. Znakomite:) Bardzo, bardzo dobre:) Czulem sie przez chwile obserwatorem tej bitwy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi miło, że Ci się spodobało. Historycznie nic nowego o Kłuszynie nie napiszę, tym wszak zajął się Radek Sikora, pozostało mi tylko spróbować spojrzeć na bitwę oczami kilku uczestników. Cytat na końcu notki pochodzi z listu hetmana Żółkiewskiego do króla Zygmunta III , napisanego dzień po bitwie.

    OdpowiedzUsuń
  3. dobywszypałasza7 lipca 2010 22:14

    Bardzo interesujący tekst.Bardzo fajnie się czyta. Wiedziałem ja z dawna że masz zacięcie literackie...;-) Świetnie oddałeś krwawy realizm starć wręcz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Arturze, takie tam skrobanie - chodził mi po prostu pomysł po głowie to postanowiłem uczcić bitwę. Na wrzesień mam już podobną ideę o Kircholmie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. dobywszypałasza7 lipca 2010 23:19

    O Kircholmie chciałbym już przeczytać, ale nie chciałbym żeby już był wrzesień;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie na pewno dłuższy tekst niż o Kłuszynie i (mam nadzieję) ciekawe persony się tam pojawią. Mogę Ci podesłać tekst wcześniej, ale nie byłaby to już niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ladnie, mospanie ladnie :)
    a mzoe tak jakas nowelka o wojnach szwedzko-polskich by spod wasci piora wyszla -
    a propos to czytales wasc Pike and Shot Tactics z Ospreya?

    OdpowiedzUsuń
  8. gracias :)
    nowelki to na pewno nie napisze, po prostu lubię sobie od czasu do czasu takiego shorta skrobnąć i tyle. Odmiana od grzebania w materiałach.
    Osprey bez rewelacji, nic nowego się nie dowiedziałem :)
    Bardzo ciekawa wymiana zdań o tej książce:
    http://theminiaturespage.com/boards/msg.mv?id=194410

    OdpowiedzUsuń
  9. I got the book, and I find Daniel S ( :) ) review very direct and on point eeerrr - pomylilem sie i napisalem po angielsku, a niech bedzie
    pisz wiecej nowelek, sa super !
    Mnie sie marzy jakis pisarz ktory bedzie pisal o XVI-XVII wieku dobrym piorem, nowoczesnym jezykiem, np kryminalki czy powiesci wojenne z tego okresu,

    OdpowiedzUsuń
  10. English/Polish - I don't mind ;)
    W podręczniku do 'Ogniem i Mieczem' Wargamera będzie trochę moich 'shortów' fabularnych właśnie w takim typie - znane bitwy z punktu widzenia uczestników. Takie tam bazgranie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Można dostać dreszczy...

    Dla mnie to ideał literatury historycznej.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo dziękuję, ale do literatury historycznej to jeszcze temu daleko, ot takie pisanie pod wpływem chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja jestem uparciuch i będę obstawać przy swoim zdaniu.
    Stawiam Cię w jednym rzędzie z Królikowskim.
    To komplement najwyższej próby.

    Kurczę - dlaczego w tym kraju ludzie, utalentowani w jakimś kierunku, muszą koniecznie robić COŚ INNEGO NIŻ TO, DO CZEGO MAJĄ ISKRĘ BOŻĄ???? -Ja się pytam - DLACZEGO???

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyznam ze wstydem, że nie wiem kim jest p. Królikowski...

    A poza tym ja nie mieszkam w 'tym kraju' więc się nie liczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bohdan Królikowski - moim zdaniem jeden z najlepszych polskich pisarzy historycznych - autor m. in. cyklu quasipamiętników Błażeja Siennickiego i powieści Rotmistrz z kradzionym herbem.

    OdpowiedzUsuń
  16. W emocjach pola walki jest sila oddziaływania na wyobraźnię..
    No i ta bitwa samotna husaria nie licząc epizodu hajdukow choć wielce pomocnego jeśli nie decydującego o przełamaniu płotu..

    OdpowiedzUsuń