środa, 16 maja 2018

Zaciągnijcie się, mówili (na modłę szkocką)



W XVII wieku stosowano różne metody by powiększać szeregi wojska. Słynna metoda zaciągu „z wolnego bębna” często nie była taka ochotnicza jak chciałoby się wierzyć. Dziś ciekawa anegdota znaleziona w pracy Jamesa Millera Swords for Hire. The Scottish Mercenary, pokazująca taki przykład ze szkockiego podwórka. 
W 1643 roku grupa jedenastu niedoszłych wojaków złożyła pisemne zażalenie do Tajnej Rady[1]. Ich skarga mówiła o tym, że wzięto ich siłą i zamknięto na zamku[2], gdzie tkwią teraz praktycznie umierając z głodu, [jako że ] pozbawieni [są] wszelkiej [materialnej] pomocy, a ich zony i dzieci zmuszone są [pod nieobecność mężów] do żebrania.
Tak poważnego pisma nie można było zlekceważyć, Rada wysłała więc swoich „inspektorów” na miejsce, do zbadania sprawy. W wyniku śledztwa zwolniono pięciu spośród autorów petycji, uznając że faktycznie zostali oni „zrekrutowani”  wbrew własnej woli.  Pozostała szóstka nie miała jednak takiego szczęścia – w świetle istniejących dowodów uznano bowiem, że są faktycznie ochotnikami i pozostawiono ich w zamku.


[1] Privy Council, ciało doradcze przy osobie szkockiego króla, pełniące de facto funkcję rządu.
[2] Blackness Castle, nad zatoką Firth of Forth.

1 komentarz: