W XVII wieku stosowano różne metody by powiększać szeregi
wojska. Słynna metoda zaciągu „z wolnego bębna” często nie była taka ochotnicza
jak chciałoby się wierzyć. Dziś ciekawa anegdota znaleziona w pracy Jamesa
Millera Swords for Hire. The Scottish
Mercenary, pokazująca taki przykład ze szkockiego podwórka.
W 1643 roku grupa jedenastu niedoszłych wojaków złożyła pisemne
zażalenie do Tajnej Rady[1].
Ich skarga mówiła o tym, że wzięto ich
siłą i zamknięto na zamku[2],
gdzie tkwią teraz praktycznie umierając z głodu, [jako że ] pozbawieni [są]
wszelkiej [materialnej] pomocy, a ich zony i dzieci zmuszone są [pod
nieobecność mężów] do żebrania.
Tak poważnego pisma nie można było zlekceważyć, Rada wysłała
więc swoich „inspektorów” na miejsce, do zbadania sprawy. W wyniku śledztwa
zwolniono pięciu spośród autorów petycji, uznając że faktycznie zostali oni „zrekrutowani”
wbrew własnej woli. Pozostała szóstka nie miała jednak takiego
szczęścia – w świetle istniejących dowodów uznano bowiem, że są faktycznie
ochotnikami i pozostawiono ich w zamku.
[1] Privy
Council, ciało doradcze przy osobie szkockiego króla, pełniące de facto funkcję
rządu.
[2] Blackness Castle, nad zatoką Firth
of Forth.
Ha ha, ciekawy case!
OdpowiedzUsuń