Kilkakrotnie cytowałem zapiski z epoki, mówiące o tym jakim
ciężarem dla ludności cywilnej było kwaterujące/maszerujące przez okolicę
wojsko – niezależnie od tego czy pochodziło z własnej czy przeciwnej armii.
Zdarzało się jednak i tak, że ludność brała sprawiedliwość w swoje ręce. Dziś
ciekawa relacja cesarskiego żołnierza z jego pobytu w (nie)gościnnej Westfalii
w roku 1642:
Wieczorem nieco [zbyt
wiele] wypiłem i rankiem pozostałem daleko za [maszerującym] regimentem bo
męczył mnie kac. Trzech chłopów czających się za żywopłotem pobiło mnie
dotkliwie, zabierając mi płaszcz, torbę, wszystko [co miałem]. Tylko
Opatrzności zawdzięczam to, że nagle uciekli, jakby ich kto gonił, mimo że w
okolicy nikogo [poza nami] nie było. Tak oto pobity, bez płaszcza ni torby, powróciłem
do regimentu gdzie srogo się ze mnie śmiano.
Przyznać trzeba, że wojakowi temu się upiekło. Maruderzy nie
mogli bowiem liczyć na litość ze strony chłopów, nierzadko setki takich
żołnierzy ciągnących za armią padało łupem żądnej odwetu ludności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz