niedziela, 1 marca 2015

Deli i weneckie żywiołaki


Kolejny ciekawy opis pióra Ogiera Ghiselina de Busnecq, tym razem dotyczący tureckich deli. Cesarski dyplomata zrelacjonował jak to dalmacki jeździec przybył, niosąc wieści o wielkiej porażce [tureckiej]. Mąż ten należał do tych których Turcy zowią Deli, to jest szaleni, z racji ich szalonej i ślepej odwagi. Posłaniec zameldował, że grupa sandżakbejów i dowódców nadgranicznych garnizonów zaatakowała terytorium nieprzyjaciela[1], biorąc liczne łupy. Turecka wyprawa zapuściła się jednak zbyt daleko i starła się z oddziałem chrześcijan, złożonym z konnych muszkieterów. Angielskie tłumaczenie na którym się opieram używa właśnie określenia ‘musketeers’, jest jednak nieco uwspółcześnione[2], wydaje mi się więc że chodzi raczej o arkebuzerów czy podobną im formację ‘rajtarską’. Niezależnie od tego o jaką jazdę chodzi, pobiła ona Turków na głowę, zadając im duże straty.
W starciu miał zginąć niejaki Achilles, krewniak wielkiego wezyra Rustama Opukowica paszy[3], nic więc dziwnego że wieść o klęsce bardzo zasmuciła paszę. Deli-posłaniec musiał następnie odpowiedzieć na serię pytań ze strony urzędników Dywanu. Zapytany o liczebność wojsk tureckich, odparł że było ich ponad 2500 żołnierzy. Następnie zapytano go ilu było chrześcijan, na co odpowiedział: wydaje się, że nie więcej niż 500 – tylum widział – acz znacznie więcej mogło leżeć w zasadzce. Sądzę, że ukrywało się ich tam wielu więcej, ale mogę przysiąc, że [przeciwnika] było znacznie więcej niż [faktycznie] wzięło udział w walce. Taka odpowiedź wywołała gniewną reakcję urzędników, którzy zarzucili mu, że to wielki wstyd iż regularna armia sułtana została pokonana przez garstkę chrześcijan. Zdało im się straszną obrazą, że wybrani wojownicy[4], których uhonorowano przynależnością do nadwornych wojsk [sułtana] Sulejmana i dopuszczono do jedzenia sułtańskiego chleba, mogli w ten sposób zhańbić się [w walce].
Deli, być może czując że oto zagrożona jest jedność jego głowy i karku, odpowiedział bez wahania:
Źle patrzycie na tę sprawę. Czyście nie słyszeli żeśmy zostali pokonani dzięki potędze broni palnej? To ogień zmusił nas do odwrotu, nie męstwo przeciwnika. Na niebiosa, jakże inny były wynik walki, gdyby stanęli przeciw nam jak odważni mężowie. [Miast tego] wezwali na pomoc ogień; przemocą ognia zostaliśmy pokonani; nie ma tu więc żadnego wstydu; jest to bowiem jeden z żywiołów i najgorszy z nich, a kto spośród śmiertelników ma tyle siły by oprzeć się potędze żywiołów?
Tyrada posłańca przyniosła chyba pożądany dla niego skutek, bo świadkowie z trudem mogli powstrzymać śmiech, co rozbroiło sytuację. Ogier mógł jednak skomentować: tak oto dowiedziałem się, że Turcy wielce obawiają się arkebuzów i pistoletów, gdy są używane przez konnych. Nic więc dziwnego, że sami niechętnie w tym okresie używali broni palnej, o czym już zresztą pisałem.



[1] Zapewne chodzi i posiadłości weneckie.
[2] Np. tureckich sipahów z bronią palną nazywa dragonami.
[3] Urzędnik ten pochodził z Bośni.
[4] Chodzi o deli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz