W pamiętniku Macieja
Vorbek-Lettowa znalazłem dzisiaj ciekawą wzmiankę dotyczącą walk
litewsko-kozackich w czasie pierwszego rok od wybuchu Powstania Chmielnickiego.
11 listopada 1648 roku Kozacy z Tatarami
dzikim złączeni mieli rozbić w Kobryniu chorągiew husarską Wincentego
Korwina Gosiewskiego[1].
Oddział ten zbierał się w tej miejscowości, czekając na przybycie rotmistrza, a
na początku listopada przywieziono husarzom sztandar jednostki, wysłany przez
Gosiewskiego z Warszawy[2].
Atak miał miejsce rankiem przede mszą i
zupełnie zaskoczył niespodziewających się przeciwnika husarzy. Część Litwinów
zginęła, reszta rozproszyła się i uciekła z Kobrynia. Utracono praktycznie całe
wyposażenie chorągwi: rotmistrzowskie
skarbne wozy, jezdne konie, i wszystkie niemal rynsztunki, ochędostwo, wozy,
konie wzięli.
Wśród ocalałych znalazł się i
Krzysztof Wiktoryn, syn Vorbek-Lettowa, służący w chorągwi jako towarzysz z
4-konnym pocztem. Ocalił co prawda głowę, ale utracił wszystkie konie jezdne, wozowe, rynsztunek, szaty i inne ochędostwo. Stracił
także część swojego pocztu i czeladzi, wzięto
mu żywcem pocztowego, hożego pachołka Tupalskiego i 2 chłopiąt, łogoszowego[3]
pachołka zabito. Krzysztof wraz z kilkoma innymi towarzyszami dotarł do
Warszawy, mając nadzieję że uzyska tam pomoc od rotmistrza. Gosiewski nie
wsparł jednak swojego husarza, wymógł na nim jednak powrót do służby w
odbudowywanej chorągwi. Krzysztof powróciwszy
do domu swego na 4 konie po usarsku znowu się wyprawił. Tym razem wojowanie
przeciw Kozakom i Tatarom zakończyło się szczęśliwie, gdyż po kampanii wrócił
do domu rodzinnego bez szkody, w dobrym
zdrowiu, z przysługą znaczną i sławą dobrą. Swoją drogą koszt takiej służby
musiał być bardzo wysoki – w przeciągu roku Krzysztof musiał wszak wystawić dwa
razy 4-konny poczet z całym ekwipunkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz