Wspominałem kiedyś, jak to często pan Jan Poczobut Odlanicki pojedynkował się w czasie swojej służby wojskowej. 13 października 1671 roku
chorągiew w której służył została zwinięta, jednak i ‘w cywilu’ pan Jan wciąż
nie unikał pojedynków. Prześledźmy kilka przykładów:
- w styczniu 1672 roku Poczobut Odlanicki pokłócił się z
panem Korsakiem. Krewcy szlachcice rzucili się do szabel, jednak powstrzymali
ich pisarz grodzki wileński Dąbrowski i sędzia grodzki Chojecki. Korsak
przysłał Poczobutowi czeladnika z wiadomością żebym jutro był gotowy na pojedynek wyniść, na co pan Jan miał
zapytać tylko: czy pieszo czy na koniu? Noc
jednak ostudziła gorące głowy litewskich szlachciców i do pojedynku nie doszło
- 25 września 1674 roku w czasie stypy swojej bratowej –
Maryanny Siesickiej Poczobutowej – pan Jan pokłócił się z podkomorzym wileńskim
Białłozorem. Podkomorzy miał zaatakować Poczobuta za jakąś zadawnioną krzywdę, na mój dobry afekt, mając dawny jakiś, jako
widzę, renkor. Panowie rzucili się do szabel, ale zgromadzona szlachta
zdołała ich powstrzymać. Po raz kolejny krewcy Litwini uspokoili się przez noc
i rankiem wyperswadowano im ideę pojedynku
- 30 grudnia tegoż roku pan Jan gościł u siebie sędziego
grodzkiego wiłkomierskiego, Mariana Wysockiego Hrehorowicza, który przybył ze stryjecznym swym, panem Konstantym
Hrehowiczem. Poczobut miał upominać
łagodnymi słowy młodego Hrehowicza, który miał obrazić sędziego. Słowa nie
pomagały, więc pan Jan użył silniejszych argumentów, o co musiałem go ręką moją skonfudować. Panowie wybiegli na
podwórze i imć Konstanty wyzwał Poczobuta na szable. Ten nie zastanawiał się
zbyt długo, od pierwszego ścięcia szablę
wyciąłem z garści, zadawszy mu rysę we łbie i w rękę. Ot, taka przyjemna
końcówka roku…
- w maju 1675 roku w czasie chrzcin Antonego, syna pana
Jana, doszło do poważnej awantury i bójki pomiędzy biesiadnikami i ich
czeladzią. Poczobut następnego dnia wyjechał na pojedynek z panem Stanisławem
Szemiotem, który już po pierwszym cięciu poprosił o zakończenie starcia
- w maju 1680 roku w czasie sejmu w Wilnie, pan Jan poczuł
się obrażony na słowa rzucone w jego stronę przez Michała Ciechanowickiego, współdeputata
na sejm. Wyzwał go więc na Święty Stefan,
na pole, jednak do pojedynku nie doszło. Pan Michał przeprosił – dwa razy –
za obraźliwe słowa i sprawa rozeszła się po kościach