Trzy lata temu (jak ten czas leci…) rozpocząłem cykl o
słynnym pogromcy Tatarów, Bernardzie Pretwiczu. Cytowałem wtedy jego listy
dotyczące wypraw z 1540 i 1541 roku, teraz chciałbym podać zapisek z kroniki
Bielskiego, dotyczący tych samych wydarzeń. Jak widać starosta barski niezwykle
skutecznie wcielał w życie starożytną zasadę „oko za oko” – ot, takie to były okrutne
czasy na pograniczu.
W roku 1540, nic się u
nas znacznego natenczas nie działo, tak że i drugiego roku, tylko co Tatarowie wtargnęli do Rusi
miesiąca marca, wielko szkody około Winnice poczynili. Bernat Pretwic starosta
barski, pamięci od nasz wszech Polaków godny, puścił się po nich z trochą
Kozaków a Czeremiszów, przyszedł aż pod Oczaków, obaczył, ono ludzie one w
okręty przedawać w niewolą posłano do Kafy[1],
płakał patrząc na nie, mówiąć: Bych mógł, chętniebych was ratował, wszakoż się
do tego znacznie pomścił, gdy tatarskie żony i dzieci posiekł, potopił, tak iż
jako szczenięta na wodę uciekając tonęły, drugie Czeremiszowie strzelali na
wodzie jako kaczki, plon ludzi i dobytki swoje nazad pobrał, i wiele dzieci i
żon tatarskich; toż i na drugi rok[2]
uczynił.
I tak pan Bernard „tańczył z Tatary” przez lata, to Kozacy o nim powiadają, że jako jeno
zajechał na Podole, miał z pogany przez siedmdziesiąt bitew zawsze wygranych. Chyba
żaden inny zagończyk nie zapisał się tak trwale w pamięci zarówno okolicznej
ludności jak i Tatarów.
Bardzo ciekawe, nawet nie wiedziałem, że nasi zagończycy tak daleko się wyprawiali.
OdpowiedzUsuńPan Bernard był wyjątkowy :)
OdpowiedzUsuń