W dzisiejszym wpisie anegdota z 1584 roku. W roli głównej
Kacper Geschkau, opat cystersów oliwskich i grupa jego gości. Powiadano, że
opat zszedł z tego świata otruty, tu według niemieckiego kronikarza nieco inna
teoria. Tak czy inaczej, uważajcie w kuchni moi mili, nigdy nie mieszajcie
alchemii z gotowaniem…
Owego Lata Narodzenia
Bożego 1584 w Wielki Czwartek, swej zakonnej braci nogi mył, a pragnął się był
do owej pracy ze zwykłymi ku napijaniu się towarzyszami znowu podochocić. Piekł
był więc sobie węgorza w dziwny sposób: owinąwszy go w sukno skropione małmazyją w gorącym
popiele, obłożonym z dala zarzącym węglem, więc przy stole ci i owi mówili: iże
węgórz ten nie dobrze upieczony, to on im na to: iże ma dość olejku
piołunkowego, co go to był sobie przywiózł z Francyjej od króla Henryka, a
któren ma być dobry na trawienie. A jako to on chciał być takoż alchymistą, to
każe swemu, co to przy nim takoż pracował, Szalerowi z Ejslebenu, przynieść
bańkę z piołunkowym olejkiem, z tej a z tej półki, i z pod tej a tej liczby,
jako mu był powiedział. Zaczym czy Szaler zmylił się w porządku, czy też zasię
Opat sam pierwej inny jaki, nie ku zdrowiu olejek na miejsce tego i pod tę
liczbę był postawił; to w tem nikt się ni na to ni na to pisać nie może. A gdy
Opat bańkę z owym niby olejkiem piołunkowym dostał, drzewiej w swój a pośledź w
inne kieliszki po kilka kropel tego olejku, jak to mu zwyczaj, ponalewał; więc wszyscy pili ten olejek co się patrzy,
tak że Opat wraz z niektórym aptekarzem gdańskim na trzeci dzień umarł, a potem
dwanaście, co to z nim wspołem pili, w przewodnią niedzielę pochowano.
Mieli grabarze roboty po tej imprezie, oj mieli…