środa, 8 maja 2019

Nie, no co ty, tato?



[Tydzień z wojną o ujście Wisły, wpis 3/7]

Królewicz Władysław Waza miał zapewne spore nadzieje na odegranie większej roli w kampanii 1626 roku. Królewski tatko trzymał go jednak z dala od ważniejszych funkcji, nic więc dziwnego, że frustracja Władysława rosła z każdym dniem. Dał dobrze temu wyraz  w liście, który 10 października z obozu pod Tczewem wysłał do hetmana Krzysztofa II Radziwiłła. Poniżej fragmenty, uwspółcześniłem jednak pisownię bo inaczej naprawdę ciężko to się czyta:
To o nowinach nie ale P. Abrahamowicz[1] W. M. jako presens[2] pono napisze, atoli pono już nie będziemy ganić cudzych postępków[3] spróbowawszy się trzy razy z nieprzyjacielem[4]; atoli po staremu czekamy saluatora[5] P. Hetmana[6] i dlatego nic nie czynimy chyba że musim. Ja nie wiem czy każą [mi] zostali atoli nie bardzo się napieram ani też wina moja co każą to uczynię.
Królewicz musiał więc jak niepyszny wrócić do Warszawy, chociaż powrócił do Prus jeszcze dwa razy u boku Zygmunta: w 1627 i 1629 roku.


[1] Mikołaj Abramowicz (Abrahamowicz), w 1625 służył pod komendą Radziwiłła w Inflantach, w 1626 roku przejął komendę nad regimentem rajtarów Seya i na ich czele pomaszerował do Prus, gdzie walczył  do końca wojny.
[2] Obecny.
[3] W tym kontekście chodzi o działania armii litewskie w Inflantach.
[4] Chodzi o bitwę pod Gniewem.
[5] Nadciągającego.
[6] Stanisława Koniecpolskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz