piątek, 12 maja 2017

Szalony koń i italskie winorośla


Wracamy do przygód seigneura de Bayard, tym razem lądując pod Marignano pierwszego dnia bitwy, czyli 13 września 1515 roku.  Chociaż to Francuzi ostatecznie wygrali to krwawe starcie, pierwsza faza bitwy wcale na to nie wskazywała. To wtedy właśnie nasz rycerz otarł się o śmierć w czasie walk ze szwajcarskimi piechurami. Jak zwykle luźne tłumaczenie z angielskiego jest mojego autorstwa.
W toku ostatniej [tego dnia] szarży na Szwajcarów nader dziwna przygoda przydarzyła się Bayardowi, który cudem tylko uratował swój kark. Dosiadał wtedy narowistego konia, który, ranion od wielu pik, pozbył się ogłowia i nie czując już [kontroli ze strony jeźdźca] ruszył prosto śród Szwajcarów i zawiózłby swego jeźdźca w kolejny oddział [którego żołnierze] nie daliby [Bayardowi] pardonu. Szczęśliwym jednak trafem, koń zaplątał się w winoroślą wiszące, jak to zwykle w Italii, między drzewami i musiał się zatrzymać.
Jeżeli Bayard kiedykolwiek bał się o swe życie, to właśnie wtedy. Zsunął się z siodła na ziemię, pozbył się całej zbroi i pełznąc na czworaka – by nikt go nie zauważył – ruszył w tę stronę skąd dochodziły okrzyki ‘Francja! Francja!’ i tak dotarł bezpiecznie do obozu królewskiego [króla Franciszka I], z całego serca dziękując Najwyższemu za wybawienie z tak wielkiego niebezpieczeństwa.

Jak widać Bayard nie widział nic niehonorowego w takiej ucieczce, zresztą walki z drugiego dnia bitwy pokazały, że duch w rycerzu nie upadł, a ostatecznie to Francuzi przeważyli w bitwie. Ale to już historia na inną okazję…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz