środa, 19 sierpnia 2015

Ten go w gębę, a on w nogi


16 grudnia 1643 roku Janusz Radziwiłł wydał w Wilnie ucztę, którą chciał uhonorować odwiedzających miasto króla Władysława IV Wazę i królewicza duńskiego Waldemara Christiana[1]. Towarzystwo bawiło się przednio, gdy nagle doszło do głośnej sprzeczki dwóch biesiadników. Byli to kapitanowie[2] gwardii: Hołowczyński[3] i Mikołaj Konstanty Giza (jego wizerunek widzimy powyżej). Nie wiadomo dokładnie o co poszło, ale sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli – Hołowczyński spoliczkował bowiem Gizę. Władysławowi IV brakowało chyba w tym czasie rozrywek dworskich, zezwolił bowiem na pojedynek. Obecnie na tak udanej imprezie Albrycht Stanisław Radziwiłł zanotował:
[Hołowczyński] żołnierskim zwyczajem zaproponował broń. Wtedy Giza jął powściągać gniew na obliczu i lekceważąc wyzwanie na pojedynek, chyżością nóg, jawną ucieczką podał swoją cześć na wzgardę, czas jakiś unikając ludzkich oczu.
Co ciekawe, panowie jeszcze przez kilka lat służyli razem w tym samym regimencie, ciekawe czy jakoś się pogodzili. Tchórzostwo w obliczu pojedynku nie zaszkodziło najwyraźniej Gizie, który za Jana Kazimierza dochrapał się rangi podpułkownika w regimencie pieszym gwardii, otrzymał także indygenat.



[1] Co ciekawe, miał on w grudniu 1656 roku umrzeć  w Polsce, walcząc w szeregach… armii szwedzkiej. Dziwnie to się czasami w historii układa.
[2] Dowódcy kompanii w regimencie gwardii pieszej Władysława IV.
[3] Według ustaleń prof. Nagielskiego był to Samuel lub Mikołaj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz