wtorek, 16 lipca 2019

Ostatnim ładunkiem



Interesująca przygoda pana Bogusława Kazimierza Maskiewicza z 1647 roku, kiedy to wraz z dwoma towarzyszami, jadąc tylko w pojedynkowych saniach, utknął z powodu zawierzuchy i śniegów wielkich w szczerym polu. Trzem sługom księcia Wiśniowieckiego przyszło spędzić noc w znalezionym bajraczku (szałasie). Tak oto pan Bogusław opisał jak udało im się przetrwać noc:
Stanąwszy tedy w chruścinie nałamałem chrustu i wyjąwszy siana trochę, co w saniach pod nogami było, nakręciwszy bandolet, podsypię procha, ale się i ogień nie jął siana, w które nogami natrzęsiono było śniegu. Nie było, tylko 12 ładunków, do tego przyszło aż do ostatniego ładunka. Wsypałem połowę na panewkę, a gacie wszystkie poszarpałem, okręcając korek, żeby się zatłała chusta, ale i to nie pomogło, aż do tego ostatniego ładunka zakradła się iskierka w sienie, na którą ostatek wysypałem prochu, i już się zajęło siano. Tamże całą noc chrust przykładaliśmy sobie, który tylko tkał, a nie gorzał, mało też i ciepła było, więcej dymu, od którego nazajutrz, choć dzień był pogodny i mroźny, świata nie widziałem.
Na szczęście towarzysze Maskiewicza wsadzili go rano na sanie i całą trójka dotarła do Olszanki, w której urzędował Bazyli Tatomir, rotmistrz piechoty nadwornej księcia Wiśniowieckiego. Tam całe towarzystwo mile sobie popiło, a sam Maskiewicz, choć omackiem pijąc, dzięki dobroczynnemu działaniu miodu odzyskał wieczorem wzrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz