Po dwuletniej przerwie (urok bloga…) wracamy do opowieści z
dreszczykiem, które Jan Zierenberg przekazał Charlesowi Ogierowi. Wcześniej na
blogu można było znaleźć odsłonę pierwszą i drugą, trzecia zabiera nas do
Laponii, znanej kolebki skandynawskiej magii:
Antoni Meidel, Inflantczyk,
admirał szwedzki za króla Jana, ojca Zygmunta, wędrując przez Laponię z jednym
sługą i z psem, a nie znalazłszy pewnego dnia nic do jadła ni do napitku,
natrafił wreszcie na chatę jakieś staruchy, wdowy. Kiedy zażądał od niej
jedzenia, utrzymywała, że nie ma ani chleba ani nic do położenia na ząb.
Przecież gdy niewiasta z izby wyszła, on, szperając wszędy, dołapał na policy
kawały sera za czym ułamawszy kęs jednego rzucił go swemu psu. Kiedy starucha
wszedłszy zauważyła to, zagroziła mu że go spotka nieszczęście i w tej chwili
pies padł nieżywy. Przerażeni tym i on i jego sługa nie odważyli się już jeść,
sądząc przecież, że złości tej czarownicy złożyli tamtą psią duszą wystarczającą
ofiarę, przemogli się, by przez tę noc, do świtu przynajmniej, przeleżeć na
sieczce. Koło północy porwały jednak admirała tak gwałtowne boleści, że wił się
w nich niby opętany lub oszalały przez pełną godzinę, a w końcu została mu po
nich cała twarz wykrzywiona, tak że ani mówić nie mógł, ani jeść, ale tylko
przez trzcinę można mu było wlewać do gardła polewki i napoje, o ile oczywista
w okolicy pełnej tylko dzikiego zwierza można było uwarzyć sposobne i zdrowe
polewki. Kiedy po tej metamorfozie puścił się dalej w drogę i przybył w końcu
do szałasu jakiegoś starego człowieka, ów staruszek ulitowawszy się nad jego
przygodą spytał go, czy chce doznać ulgi i odzyskać dawną twarz; to jednak stać
się może tylko pod tym warunkiem, iż zgodzi się podczas kuracji wycierpieć
takie same bóle, jak te, które wytrzymał podczas zapadu choroby. Kiedy się na
ten warunek zgodził już nie tylko chętnie, ale zgoła łapczywie, musiał się o
północy z takimi samymi najokrutniejszymi męczarniami zmagać przez godzinę, po
jej upływie jednak odzyskał dawny kształt, zostało tylko przez kilka godzin
jeszcze ogromne znużenie w całym ciele.
Dziwna ta Laponia, co krok to wiedźma czy mag, niesamowita
kraina. Całe szczęście że staruszek był chaotyczny dobry i pomógł w potrzebie.
Niesamowita historia. Ale Twoja pointa ze staruszkiem to dopiero mistrzostwo... :)))
OdpowiedzUsuń