Dawno nie było na blogu żadnych recenzji, zdarzyła się
jednak dobra okazja by napisać kilka słów. Wydawnictwo Osprey opublikowało
właśnie tom numer 510 z serii ‘Men-at-Arms’, zatytułowany Dutch Armies of the 80 Years’ War 1568-1648 (1). Infantry. Autorem
tekstu jest Bouko de Groot, kolorowe plansze namalował tandem ojciec-syn Gerry
i Sam Embleton. Jak sama nazwa wskazuje, w tomiku tym przyjrzymy się piechocie
armii Zjednoczonych Prowincji, czeka nas jeszcze drugi tom gdzie do jednego
wora zostały wrzucone jazda, artyleria i saperzy[1].
Najpierw zajmę się omówieniem struktury pracy, potem
poświęcę kilka słów na omówienie kolorowych plansz, żeby na koniec zająć się
uwagami ogólnymi.
Pierwszych kilka stron to wprowadzenie, omawiające przyczyny
i początek rewolty w Niderlandach. Wszystko to zwieńczone dwustronicowym kalendarium
i koszmarną mapą – o czym nieco więcej napiszę poniżej.
Trzy główne rozdziały mają z grubsza podobną strukturę.
Autor podzielił wojnę na trzy okresy:
- wojnę domową 1568-87
- wojnę o niepodległość 1588-1620
- wojnę koalicyjną 1621-1648
Podrozdziały zajmują się kwestią organizacji, wyposażenia i
taktyki piechoty Zjednoczonych Prowincji. Kolejny rozdział poświęca kilka stron
na omówienie straży miejskiej, milicji, oddziałów wysłanych na pomoc
sojusznikom (np. Szwecji), a wreszcie działaniom w Brazylii i Angoli.
Bardzo ciekawe jest zestawienie ze stron 41-42: możemy tam znaleźć
wszystkie regimenty piechoty (krajowe jak i najemne), które służyły w armii ZP
dłużej niż pięć lat. W przypadku każdej z tych jednostek mamy podanego dowódcę[2],
okres w którym dowodził wraz z ewentualną informacją o śmierci na placu boju.
Kolorowe plansze to typowe dla Ospreya 8 kart:
- 6 z nich przedstawia żołnierzy, po 3 na każdej (3 wojaków z
okresu wojny domowej, 6 z wojny o niepodległość, 6 z wojny koalicyjnej, 3 z
kolonii)
- na pozostałych dwóch planszach znajdziemy łącznie 18
sztandarów, wszystkie zidentyfikowane i opisane jako należące do danej
kompanii.
Opisy plansz z żołnierzami to dobre uzupełnienie tekstu z
głównych rozdziałów, ukazujące podstawowe elementy składowe niderlandzkich
kompanii piechoty. Bez wątpienia najciekawsze to verrejager czyli lekki piechur wyposażony w tyczkę (widzimy go na
okładce książki). Ten element wyposażenia pozwalał o wiele łatwiej poruszać się
po niderlandzkich polderach, rowach i innych jakże przyjemnych elementach
terenu. Zaopatrzony dodatkowo w grot, w czasie rajdów i zasadzek „małej wojny”
stanowił tak skuteczną broń, że miały go zaadoptować nawet niektóre jednostki
hiszpańskie.
Rysunki duetu Embleton są miłe dla oka, według mnie o niebo
lepsze niż szkarady z Ospreyów o armii cesarskiej.
W rozdziałach „głównych” p. de Groot opisuje jak zmieniała
się organizacja i taktyka piechoty niderlandzkiej, prowadząc nas przez ewolucję
która doprowadziła do powstania niderlandzkiej szkoły wojennej. Przy lekturze
pomagają diagramy, ukazujące szyki piechoty; do tego typowe dla Ospreya
fragmenty rycin z epoki i zdjęcia broni i ekwipunku. Wszystko to oczywiście
ograniczone przez format pracy, stąd też niektóre opisy podane są dość
skrótowo, jednak w spójny sposób. Udało mu się też przemycić kilka bardzo
ciekawych i mniej znanych faktów, jak np. wzmiankę o kompanii szwajcarskiej
kapitana Walsdorffera, która w 1622 roku miała odeprzeć jeden ze szturmów na
Bergen op Zoom – wszyscy jej żołnierze mieli być w tym starciu wyposażeni w
dwuręczne miecze. Tego typu wstawki zdecydowanie umilają lekturę.
W tej beczce całkiem smacznego miodu jest jednak i trochę
dziegciu. Tak autor jak i redaktor przysnęli już na stronie 4, z której
dowiadujemy się, że Karol V podzielił swoje państwo między swoich synów: Ferdynanda
i Filipa. Problem jest oczywiście taki, że Ferdynand był jego bratem, a nie
synem…
Wspomniałem wcześniej o koszmarnej mapie. Jak dla mnie jest
to totalnie nieporozumienie. Każda bitwa wspomniana w kalendarium oznaczona
jest numerem (od 01 do 125), a dodatkowo kwadratem na siatce która naniesiona
jest na mapę (między A1-A5 a E1-E5). Do tego kilkadziesiąt miast opisanych jest
na mapie za pomocą dwuliterowego skrótu. Sprawia to wszystko cholernie
chaotyczne wrażenie i przyprawia o ból głowy. Co gorsza, autor ma irytującą
manierę, że kiedy w tekście wspomina jakąś bitwę (najczęściej w nawiasie) to
nie podaje jej daty rocznej – i szukaj tu teraz w tym z czapy wziętym
kalendarium.
Nie tyle może zarzut, co uwaga: w tekście nie ma w ogóle cytatów
ze źródeł z epoki. A przecież aż się prosiło o kilka wzmianek z licznych
zapisów które pozostawili po sobie uczestnicy walk. Nie wiem czy to po prostu kwestia
ograniczonej objętości tomiku? Wydaje mi się, że gdyby niniejszą pozycję rozbić
na dwa 48-stronnicowe tomy, autor mógłby ‘rozłożyć skrzydła’ i rozwinąć nieco pewne wątki.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić - zdecydowanie unikać] to mimo wszystko trzeba mieć dla fanów armii ZP, ewentualnie można mieć jeżeli ktoś generalnie interesuje się XVII-wieczną
wojskowością. Mimo pewnych błędów i niedociągnięć[3]
jest to –oczywiście według mojej oceny – ciekawa pozycja, z którą warto się
zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz