niedziela, 26 marca 2017

Kadrinazi radzi i odradza - cz. XII


Dawno nie było na blogu żadnych recenzji, zdarzyła się jednak dobra okazja by napisać kilka słów. Wydawnictwo Osprey opublikowało właśnie tom numer 510 z serii ‘Men-at-Arms’, zatytułowany Dutch Armies of the 80 Years’ War 1568-1648 (1). Infantry. Autorem tekstu jest Bouko de Groot, kolorowe plansze namalował tandem ojciec-syn Gerry i Sam Embleton. Jak sama nazwa wskazuje, w tomiku tym przyjrzymy się piechocie armii Zjednoczonych Prowincji, czeka nas jeszcze drugi tom gdzie do jednego wora zostały wrzucone jazda, artyleria i saperzy[1].
Najpierw zajmę się omówieniem struktury pracy, potem poświęcę kilka słów na omówienie kolorowych plansz, żeby na koniec zająć się uwagami ogólnymi.
Pierwszych kilka stron to wprowadzenie, omawiające przyczyny i początek rewolty w Niderlandach. Wszystko to zwieńczone dwustronicowym kalendarium i koszmarną mapą – o czym nieco więcej napiszę poniżej.
Trzy główne rozdziały mają z grubsza podobną strukturę. Autor podzielił wojnę na trzy okresy:
- wojnę domową 1568-87
- wojnę o niepodległość 1588-1620
- wojnę koalicyjną 1621-1648
Podrozdziały zajmują się kwestią organizacji, wyposażenia i taktyki piechoty Zjednoczonych Prowincji. Kolejny rozdział poświęca kilka stron na omówienie straży miejskiej, milicji, oddziałów wysłanych na pomoc sojusznikom (np. Szwecji), a wreszcie działaniom w Brazylii i Angoli.
Bardzo ciekawe jest zestawienie ze stron 41-42: możemy tam znaleźć wszystkie regimenty piechoty (krajowe jak i najemne), które służyły w armii ZP dłużej niż pięć lat. W przypadku każdej z tych jednostek mamy podanego dowódcę[2], okres w którym dowodził wraz z ewentualną informacją o śmierci na placu boju.
Kolorowe plansze to typowe dla Ospreya 8 kart:
- 6 z nich przedstawia żołnierzy, po 3 na każdej (3 wojaków z okresu wojny domowej, 6 z wojny o niepodległość, 6 z wojny koalicyjnej, 3 z kolonii)
- na pozostałych dwóch planszach znajdziemy łącznie 18 sztandarów, wszystkie zidentyfikowane i opisane jako należące do danej kompanii.
Opisy plansz z żołnierzami to dobre uzupełnienie tekstu z głównych rozdziałów, ukazujące podstawowe elementy składowe niderlandzkich kompanii piechoty. Bez wątpienia najciekawsze to verrejager czyli lekki piechur wyposażony w tyczkę (widzimy go na okładce książki). Ten element wyposażenia pozwalał o wiele łatwiej poruszać się po niderlandzkich polderach, rowach i innych jakże przyjemnych elementach terenu. Zaopatrzony dodatkowo w grot, w czasie rajdów i zasadzek „małej wojny” stanowił tak skuteczną broń, że miały go zaadoptować nawet niektóre jednostki hiszpańskie.
Rysunki duetu Embleton są miłe dla oka, według mnie o niebo lepsze niż szkarady z Ospreyów o armii cesarskiej.
W rozdziałach „głównych” p. de Groot opisuje jak zmieniała się organizacja i taktyka piechoty niderlandzkiej, prowadząc nas przez ewolucję która doprowadziła do powstania niderlandzkiej szkoły wojennej. Przy lekturze pomagają diagramy, ukazujące szyki piechoty; do tego typowe dla Ospreya fragmenty rycin z epoki i zdjęcia broni i ekwipunku. Wszystko to oczywiście ograniczone przez format pracy, stąd też niektóre opisy podane są dość skrótowo, jednak w spójny sposób. Udało mu się też przemycić kilka bardzo ciekawych i mniej znanych faktów, jak np. wzmiankę o kompanii szwajcarskiej kapitana Walsdorffera, która w 1622 roku miała odeprzeć jeden ze szturmów na Bergen op Zoom – wszyscy jej żołnierze mieli być w tym starciu wyposażeni w dwuręczne miecze. Tego typu wstawki zdecydowanie umilają lekturę.
W tej beczce całkiem smacznego miodu jest jednak i trochę dziegciu. Tak autor jak i redaktor przysnęli już na stronie 4, z której dowiadujemy się, że Karol V podzielił swoje państwo między swoich synów: Ferdynanda i Filipa. Problem jest oczywiście taki, że Ferdynand był jego bratem, a nie synem…
Wspomniałem wcześniej o koszmarnej mapie. Jak dla mnie jest to totalnie nieporozumienie. Każda bitwa wspomniana w kalendarium oznaczona jest numerem (od 01 do 125), a dodatkowo kwadratem na siatce która naniesiona jest na mapę (między A1-A5 a E1-E5). Do tego kilkadziesiąt miast opisanych jest na mapie za pomocą dwuliterowego skrótu. Sprawia to wszystko cholernie chaotyczne wrażenie i przyprawia o ból głowy. Co gorsza, autor ma irytującą manierę, że kiedy w tekście wspomina jakąś bitwę (najczęściej w nawiasie) to nie podaje jej daty rocznej – i szukaj tu teraz w tym z czapy wziętym kalendarium. 
Nie tyle może zarzut, co uwaga: w tekście nie ma w ogóle cytatów ze źródeł z epoki. A przecież aż się prosiło o kilka wzmianek z licznych zapisów które pozostawili po sobie uczestnicy walk. Nie wiem czy to po prostu kwestia ograniczonej objętości tomiku? Wydaje mi się, że gdyby niniejszą pozycję rozbić na dwa 48-stronnicowe tomy, autor mógłby ‘rozłożyć skrzydła’ i  rozwinąć nieco pewne wątki.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić  - zdecydowanie unikać]  to mimo wszystko trzeba mieć dla fanów armii ZP, ewentualnie można mieć jeżeli ktoś generalnie interesuje się XVII-wieczną wojskowością. Mimo pewnych błędów i niedociągnięć[3] jest to –oczywiście według mojej oceny – ciekawa pozycja, z którą warto się zapoznać.





[1] Jak ja nie lubię tego podziału…
[2] Niestety tylko z nazwiska, bez imienia czy chociażby inicjału.
[3] Oraz tej cholernej mapy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz