Bardzo
interesujący przypadek tego, jak żołnierze oblegającej armii radzili sobie w
czasie długich, nawet kilkuletnich operacji. Znalazłem go w pracy Karola
Łopateckiego „Dyscyplina militaris” w
wojskach Rzeczypospolitej do połowy XVII wieku (zdecydowanie polecam!),
pozwolę sobie tu wypisać co lepsze fragmenty, bo też historia to przednia.
Rzecz dotyczy
towarzysza armii królewskiej Stanisława Galińskiego, służącego w latach
1609-1611 w czasie oblężenie Smoleńska. Nasz obrotny pan Stanisław po przybyciu
pod Smoleńsk zajął derewnię[1]
zwaną Brolinkowo, którą pustą zajachał
przez czeladź swą i onem trzymał i używał spokojnie. Na stałe mieszkało tam
dwóch z luźnej czeladzi jego pocztu, a także grupa jeńców moskiewskich, zapewne
sukcesywnie w trakcie kampanii ‘dokładana’ do stanu osobowego:
- moskalików wyrostków dwóch Wasiela i Jakuba
- trzeciego chłopię mniejsze Iwaśka przez szturm
zamku smoleńskiego wzięte
- moskiewska matrona
- dziewka pod Wiaźmą wzięta
- druga dziewka Maska w zamku w sturmie smoleńskim
wzięta
Towarzysz
zostawił tam także dwa swoje konie z pocztu i dwa konie luźnej czeladzi. Wesołą
gromadkę dopełniało (w 1611 roku) czworo
owiec, kurów albo kokoszy trzydzieści jedna. Oprócz zboża, które stanowiło
podstawę wyżywienia pocztu Galińskiego w czasie kampanii, w derewni hodowano
kapustę, pasternak, rzepę, konopię, len i tatarkę.
Pytanie skąd
znamy tak dokładne informacje na temat tej działalności gospodarczej? Oto w
1611 roku inny towarzysz – Jan Roszkowski – napadł ze swoim pocztem na
Brolinkowo i złupił je do cna. Przejął jeńców, wszystkie dobra, tylko luźną
czeladź odesłał do Galińskiego. Ten oceniał koszt napadu na 1500 złotych, wymieniając
że wśród zrabowanych rzeczy znalazło się 45 beczek wymłóconego zboża i 100
wozów siana. Co ciekawe, mimo że sąd wojskowy stanął po stronie poszkodowanego,
nie udało się wyegzekwować zwrotu zrabowanych dóbr. Galiński nie był w stanie się w takim przypadku utrzymać w
szeregach armii, zwinął więc poczet i powrócił w rodzinne pielesze na Podlasiu.
Przynajmniej zostawił na ten dokładny opis wypadków, wnosząc sprawę przed sądem
grodzkim brańskim. Swoją drogą ciekawe, jak wielu spośród towarzyszy walczących
pod Smoleńskiem radziło sobie podobnie jak Galiński, zajmując opuszczone sioła,
być może nawet licząc na to, że po zakończeniu konfliktu będą mogli liczyć na
nadanie tych ziem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz