W poszukiwaniu wpisów
ze źródeł które pojawiają się na blogu rzadko, sięgam dziś do Kroniki miasta Lwowa autorstwa Jana
Tomasza Józefowicza. Kronikarz opisze nam oto, jak niebezpieczne były lwowskie
ulice w 1635 roku. Będzie to historia tak zbrodni jak i kary, do tego okraszona
kronikarską mądrością:
W tym roku dnie wprawdzie spokojne, ale noce za to
dla przechodzących niebezpieczne były w Lwowie, kiedy Walentego Szolca
Stoncela, konsula na publicznym bezpieczeństwie polegającego, o godzinie 4 w
nocy do domu przypadkiem od przyjaciela powracającego, Jan Charzewski dworzanin
Wapowskiego nagle z towarzyszami napadłszy, wielkim strachem nabawił, i gdy
konsul sobie może bezbronny ręką głowę zasłaniał, u ręki prawej wielki palec mu
odciął.
Schwytany jednak natychmiast tenże Charzewski z wspólnikami
czynu, w przytomności samego starosty miejscowego Bonifacego Mniszka podług
ustawy roku 1601 jednomyślnie na karę śmierci, a Andrzej Siekliński zbiegły, na
wieczną niesławę skazany został. Innych dwóch na więzienie i na karę pieniężną
skazano. Rzeczywistą więc jest prawda, że łotry wstają w nocy, aby zabijali
ludzi, a ty nie czuwasz, żebyś sam siebie bronił.
Oj szybko w tym
Lwowie działało zbrojne ramię sprawiedliwości. Poszukam jeszcze podobnych
historyjek w owej kronice, na pewno jakieś równie ciekawe się znajdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz