[Tydzień z Królestwem Szwecji, wpis 4/7]
Wracamy do gdańsko-szwedzkich historii strasznych acz prawdziwych,
wszak opowiadał je jakże poważny człowiek, jakim był Jan Zierenberg. Tym razem
o szwedzkich magach-elementalistach, dokładnie rzecz biorąc o specjaliście od
wiatrów (i nie, nie chodzi o handlarza cebulą i fasolą…).
Ktoś, kto chciał
wyruszyć ze Szwecji, aby prędzej dopłynąć tam, gdzie zmierzał, kupił sobie
wiatr; tam bowiem są i tacy, którzy kupczą wiatrami i burzami. Kupiec dał mu
chusteczkę zawiązaną na trzy węzły. Pierwszy węzeł krył w sobie wiatr łagodny i
pomyślny, drugi silniejszy, trzeci huragan; tymi się pewnikiem będzie mógł
posłużyć, jeśli je wypuści. Wsiadł ów na okręt w zupełniej ciszy morskiej.
Rozwiązał pierwszy węzeł chusteczki i oto powiał pomyślny, łagodny wiatr. Że mu
ten był za powolny, rozwiązał drugi węzeł i natychmiast silniejszy wiatr
popędził okręt tak, że w czasie niedługim spodziewał się dobić do upragnionego
portu. Przecież, gdy się przez nieuwagę chusteczka, na której pozostał był
jeszcze trzeci węzeł, wypadła ze sakwy tego człowieka, podniósł ją jakiś
majtek, i myśląc że węzeł ten kryje pieniądze, rozwinął go. I natychmiast taki
się zerwał huragan, że statek, okrutnie miotany, ciśnięty został na skały i tam
się rozbił. Ocaleli jednak podróżni i majtkowie wraz z owym kupcem wiatrów i ci
potem tę historię opowiadali.
Hmmm, może trzeba by przeanalizować szwedzkie bitwy morskie
w XVII wieku, ciekawe przy których z nich pogoda odegrała ważną rolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz