Wyprawa Zygmunta III do Szwecji w 1598 roku zakończyła się
porażką i de facto przekreśliła sprawy jego korony szwedzkiej. Mało kto jednak pamięta, że już po wycofaniu
się króla do Polski, wciąż bronił się jego garnizon Kalmaru, który kapitulował
dopiero w maju 1599 roku. Tam pierwsze skrzypce odgrywał Władysław (Laszlo)
Bekiesz, który 15 grudnia 1598 roku przedarł się z oddziałami węgierskimi do
twierdzy i zasilił niemieckich najemników tworzących garnizon. W liście pisanym
do Jana Kwaśniewskiego, a datowanym na 2 stycznia 1599 roku, tak oto
siedmiogrodzki szlachcic opisuje walki ze Szwedami wiernymi księciu Karolowi[1].
Najpierw doszło do starcia flot:
Miałem wiatr po sobie
przez całą tę noc, chcąc jednak ich tam więcej strwożyć, równo ze świtaniem (…)
ruszyłem się ku nim prosto w bębny, w trąby uderzywszy, chorągwie rozpuściwszy.
Którzy mnie pierwej postrzegłszy nieco się przybliżyli na strzelanie z działa,
a wskoro hajduki obaczyli i iżem też prosto ku nim płynął, zaraz na dwoje się
rozdzieliwszy, gdzie który mógł, po morzu się rozpierzchnęli.
Przybycie odsieczy podniosło morale kalmarskiego garnizonu,
gdzie ok. 100 Niemców broniło się już tylko w samym zamku. Lądujące oddziały
Bekiesza napotkały opór oblegających:
Lichom jedno na brzeg
wysiadł, zaraz aż w bramę miejską rajtarowie wpadli. Harc z nimi prawie dobry
mieliśmy, ale bez szkód naszych.
Hajducy połączyli się następnie z piechotą niemiecką z
Kalmaru, tam kwatery na wale i po
basztach im dawszy, abym tym okolicznych poddanych i mieszczanom wiele serce za
naszym przyjazdem przydać mógł.
Już trzy dni po wylądowaniu, energiczny Bekiesz poprowadził
kontrataki z miasta, lud Karolusów z
gęstemi wycieczkami wypędziłem i wszystko spalić rozkazałem. Tak też płoty,
drzewa powyrąbywaszy, zarazem tak Niemców jak o i Węgrów do poprawieniu wału
miejskiego obróciłem, którą robotę za dwa dni skończyli.
Siły oblegających zasilił sam książę Karol, nadciągając z rajtarami
i z piechotą, zajmując pozycje w folwarku królewskim nieopodal
miasta. Jak to pisał siedmiogrodzki oficer: ale
i stamtąd gęstymi harcami i kulami ognistymi wypędziłem ich, że teraz w pół
mili obóz swój mają.
Przez cztery tygodnie takich potyczek Biekiesz miał ponieść bardzo
małe straty. Bóg Wszechmogący nas bronił,
że nie utraciłem, jedno Niemca jednego, którego nie wiem pewnie Szwedowi li w
łeb cięli (którzy mało ręcznej broni mają) czyli hajducy, bo już prawie się
zmierzchło, gdy harc ustał, a drugiego Wołoszyna nieszkodliwie w nogę
postrzelono.
Nic więc dziwnego, że na początku stycznie pan Władysław był
pełen optymizmu, to wojsko które jest,
nic nam inszego uczynić nie może, jedno żywności broni, ale i żywności mamy po
dostatku, tak że chociażby nam nic nie przybyło, do dalszego obmyślenia o nas
Króla JM trwać możemy. Niestety Siedmiogrodzianin nie wiedział, że on i jego
waleczni żołnierze stoją już na z góry straconych pozycjach…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz