Kontynuujemy wizytę na dworze Dymitra I Samozwańca, dziś
uroczy opis grupy Lapończyków, którzy przybyli złożyć coroczną daninę do
Moskwy. Niemojewski nie mógł się jak widać im nadziwić i postarał się dokładnie
opisać egzotycznych gości:
Naprzód ze skór
reniferowych na wierszch kosmatem wywróconych, potym niezwyczajnem uszyciem, bo
w jednej sukni zaraz i czapka, i kabat, i ubranie i trzewiki i rękawice, tylko
na dłoni przerżniono, którędy palce wyjmować może, a na piersiach, którę w onę szatę
chłop włazi. Pasa nie używają. Twarzy u nich coś w tatarskie poszły[1]:
krótkie a szerokie i także śmiade[2],
oczy maluśkie, sami staturą niewysoką. Tych reniferów oni miasto[3]
bydła używają i doją, i w sanie zaprzęgają, ale na nich nie jeżdżą, uździenice
na nich kładą, bo bez wędzidła dadza się zadzierżać. Są zwierzątka mniejsza niż
jelenie; a rubsze danieli, rogi na kształt danieli mają, tylko że trochę
płaskie. Takiegoż mięsca nawięcej a ryb zażywają. Mieszkają przy Lodowatym
Morzu ku Norwegijej. Język osobny mają, którem się niskiem nie zmówią. Obyczaja
dzikie. Żydło[4]
ich: mało warzonego albo pieczonego używają, serowe mięso i ryby żywe bez soli
jedzą. Chodzieli niektórzy z naszych przypatrywać się, kiedy swoje obiady
odprawowali.
Broni żadnej, prócz
łuków długich, nie używają; i te, co laskę tylko skrzywi, powrozek u niej
miasto cięciwy uwiązawszy, z tych zwierz biją. Wojny niskiem nie wiodą, o
granice się nie zastawują, z miesca na miesce po lesiech mają gdzie ustapić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz